19 lutego 2011

Adam Hurst

Od rana tańczę po domu na palcach, słuchając Adama Hursta.




Ci, którzy znają moją miłość do wiolonczeli wiedzą, że za piękną wiolonczelową muzykę oddam bez wahania moje góry i morza, a nawet poziomki.  Kiedy słucham tego, jak Adam gra, moje myśli stają się dziećmi, które biorą się za ręce i wędrują drogą ku baśni. Na gałęziach niewidzialnych drzew siadają żar- ptaki i z ich okrągłych oczu toczą się perły, które zbieram do srebrnego koszyczka. Dalej, za zakrętem ścieżki są zmierzchy i smoki lęku, gościńce niepokoju i jeżynowe zasieki, broniące żywej wody, ale kiedy gra wiolonczela, jestem gotowa wejść na tę kolczastą ścieżkę i stać się zdumioną Alicją, szukającą samej siebie w odbiciu lustra.

Są takie wiolonczele, podobne rozpłakanym strumieniom.
Są takie, które są pustyniami i wyschniętym gardłem wędrowca.
Są takie, które krwawią i takie, które rozsypują lilie snów lub dzwoneczki śmiechu.

Zanurzam się w nich do syta i nie ma mnie, nie ma, nie ma....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)