24 czerwca 2013

Sierżant Angua i kapitan Marchewa

Tak, to nasze króliki. Po burzliwych negocjacjach, podczas których padały takie imiona jak Dysia i Zyzio (skrót od Zygfryda Freuda, ponoć z oczu mu patrzyło), Albert (od Einsteina), Albin, Pan Herbatka, czy Tiffany, stanowczo zwyciężyła wersja pratchettowska, bowiem Średni i Duży są na etapie Ankh Morpork.
Sierżant Angua to ta szara, Marchewa czarny. Rudego w zestawie nie było. Co więcej, właściciel nie był pewny płci, więc równie dobrze możemy mieć dwóch kapitanów, albo dwie panny sierżantki. No nic, okaże się za jakieś dwa miesiące.
Na razie króliki zwiedzają juz swój posterunek straży, mają jedzonko, luksus trzygwiazdkowy co najmniej, a Mały jest wniebowzięty. Pół ulicy też jest wniebowzięte, wszystkie dzieciaki z okolicy siedzą przed klatka jak buddyjscy mnisi  przed młynkiem modlitewnym. No, przyznam się, że my też. Z Dużym i Średnim.
- Nie będzie im smutno w nocy samym?
- Możesz położyć się obok dla towarzystwa - sugeruję Dużemu. Kręci głową.
- Muszą poradzić sobie same i odkryć jak być silnym królikiem, zahartowanym przeciw przeciwnościom losu.
- Czyja to filozofia?
- Nietzche. Uberkrólik.

Póki co, mamy swoją metodę na rozpoznanie płci. Angua jest samiczką, bo łazi po klatce, jest ciekawska i dużo je, wciąga liście jak maszyna. Marchewa siedzi w kącie, skubie siano i ciągle się myje...




1 komentarz:

Dziękuję, że zostawisz ślad :)