Na ulicy mamy tak.
A za oknem tak. Pada, pada, wieje, zrywa liście, pogoda zmusza nas z Małym do opanowania sztuki jechania rowerem pod parasolem używanym na zmianę jako żagiel napędowy (wiatr z tyłu) albo osłona przeciwpancerna (wiatr i deszcz z przodu). Ale jest pieknie, naprawdę. Patrzcie, jak mokną stare domki.
I ogród.
To na ostatnim zdjęciu to placki wegańskie z gotowanych ziemniaków z dodatkami; szpinaku, marchewki, kminku, curry i kurkumy. Ściera się na tarce ziemniaki, dodaje resztę, zamiast jajka przecier z dyni, siemię lub zwykły zamiennik jajka, dosala, doprawia i piecze w piekarniku. Na gorąco, do barszczyku, po powrocie z pracy - pyszne.
Ostatnio dostałam od jednej takiej kochanej Jasi, elfowej cioci, Lampę Naftową. Specjalnie wielkimi literami piszę. Tego nam w domu brakowało! Siadamy przed lampą i podziwiamy, a lampa jak Georges de la Tour maluje nam na twarzach takie światła i cienie, jakich nie umie nikt. Pasuje nam do zmierzchów i świtów, napełnia dom dziwnym, naftowym zapachem, mnie się kojarzy z Wokulskim, nie wiem czemu. Może dlatego, że Średni ostatnio"Lalkę" przeczytał i oznajmił że dobrze jej tak, tej Izabeli.
Też tak uważam, dobrze jej tak.
Lampa naftowa wygląda tak:
A jak się ją zapali, to w pokoju jest baśń jesienna, zupełnie inna od baśni Dziadka do orzechów jeszcze, tej zimowej i świątecznej. Ale też ciepła i ratująca serce. Bo skoro za oknem tak ciemno, cięzko i duje, to nie można sobie odmawiać małych szczęść i przyjemności, musi być równowaga, żeby się dało jakoś dotrwać do tego pierwszego śniegu i oddechu czystym mrozem. A potem wiosny..
W ramach małych przyjemności takie na przykład przedśniadanie. W niedzielę, przed śniadaniem właściwym, kiedy się napali w piecu i kominku i jeszcze dzień taki zaspany, jeszcze kot się myje, jeszcze sny w głowie wracają jak powidoki - przedśniadanie jest wskazane, jakaś mała kawa czy herbata i małe co nieco. Grzanka. Kawałek chałwy. Jakiś wiersz do tego.
I wiersz. Tak, rosyjski. Myślałam o Jesieninie - z takim nazwiskiem, to oczywistość - ale Jesienin przyjdzie w listopadzie, razem z Brodskim, więc - Achmatowa. Ale nie Szarooki Król, nie Trzy jesienie, bo ostatnia zwrotka taka smutna, a ja sie dzisiaj pocieszam, więc inna Achmatowa. O taka:)
Niech ktoś tam zaznaje południa uroków,
Rajskiego ogrodu uniesień,
Ja na przyjaciółkę obrałam w tym roku
Tu, gdzie tak północnie jest, jesień.
Mały w procesie obserwacji rozpalania ognia domowego:) A do małych przyjemności jeszcze chusty. Bardzo je lubię. Mam całą kolekcję chust od Mamy mężowej, niektóre należały do babć, najstarsze mają ponad kilkadziesiąt lat. I ciągle ogrzewają jesień, trwałością kobiecego świata:)
Czapki z pomponami też lubię:) I Pana Turnaua:)