To słowa Babci. Mamy mego Taty. Pamiętam je zawsze, bo nauczyły mnie i nadal uczą tego, co jest najcenniejszą walutą w życiu. Czas.
Jakie ma rącze nogi, jak szybko umyka, jak galopuje po zielonych pastwiskach marzeń. My już nie możemy trwonić czasu, powiedziała mi Pani Profesor, gdy spotkałyśmy się na pożegnalnej kawie - przyszłam jej powiedzieć, że po trzecim roku rezygnuję z robienia dalej doktoratu. Miałam trójkę dzieci, pracę na pełen etat, meża, dom, ogród, rodzinę i jeszcze próbowałam dojeżdżać do Warszawy, żeby pisać pracę o prasie przedwojennego Białegostoku. Na trzecim roku moje seminarium zamknięto, musiałabym przenieśc się na nowe, zmienić promotora, może nawet temat, nie miałam sił. Także na to, by poświęcić kolejne lata wysiłku na coś, w co przestwałam wierzyć, że ma sens.
I wtedy Pani Profesor, do której udałam się po radę, powiedziała, że nie możemy - my - przyjmując mnie pod skrzydło tego słowa wyrozumiale - nie możemy już trwonić czasu. Bo nie wiemy, ile go mamy. Dzieci nie czują, jak rwący jest to nurt. Brodzą w strumyku czasu po kostki, beztrosko rozchlapują minuty, godziny, dni, kiedy jeździłam do Dziadziusiów na wakacje, dwa mieisące trwały wieczność! Czas bajek, legend, mitów, zamków, Piotrusia Pana, wróżek, wieczna arkadia wiecznego lata. Nie rozumiałam jeszcze.
Im człowiek starszy, tym bardziej czas jest czymś bezcennym. Nie moge już eksperymentować, tracić rok na szukanie tego czy tamtego, sprawdzanie setek dróg, bo jak nie wyjdzie, najwyżej wrócę po śladach i zacznę na nowo... Miałam takie sny; idę na spacer drogą na "wały", za domem Dziadziusia, niby znam drogę, nie zgubię się, ale gdy zaczynam wracać, wszystko jest inaczej. Świat się zmienił, urosły nowe drzewa, znikły znane domy, pojawiła się rwąca rzeka.
Jak oni odchodzą, ci wszyscy, którzy mówili, że nie odejdą nigdy... i możemy więcej nie dogonić tej chyżej sarenki naszego Teraz.
Minuta dorohaja, mawiała babcia Miłego.
I minuta jest bezcenna.
I nie, nie chodzi o pospiech. raczej odwrotność pośpiechu. Świadome celebrowanie tego, co kochasz. Tego, co cenne, ważne, własne, absolutnie immanentne. Nie marnowanie czasu na rzeczy nie warte tego. Może nie zrobię wszystkiego, czego chcę, mawiała Joanna Stirling, ale nikt mnie nie zmusi już do robienia tego, czego nie chcę.
Jestem Joanną. Wiosna wybuchła i jesteśmy w niej po uszy. Nie wychodze z ogrodu. Zakładamy nowe grządki. Sadzę, sieję, przycinam. Jest czas siania, pikowania, nie można go przegapić, bo on nie czeka na nas. Nie ma już przebiśniegów, przekwitły krokusy, wczoraj różowo spieniła się morela. Trzeba pikować papryki, pomidory. Wysadziłam bób.Posiane sałaty i rzodkiewki, koper, szpinak. Mam swoje ukochane minuty, swój czas, swoje szczęście, swoją wyczekaną wiosnę.
Co jeszcze?
Siedzimy z kotami, pijemy kawę. W przerwie między grabieniem a kopaniem.
Duży miał urodziny. Najlepszego, synku umiłowany.
Jeszcze czas cię nie goni, jeszcze beztrosko brodzisz.
Otwierasz szeroko oczy i widzisz morze lat, miesięcy i dni. Chłopcy byli na Święta, cała trójka, zjedliśmy pyszne mazurki, śpiewaliśmy Gałczyńskiego.
Patrzę waszymi oczyma na kwitnące stokrotki i wiosenne motyle. A potem swoimi oczyma, gdy już wyjechaliście. Tak samo jest pięknie:) Miłość jest zgodą na mijanie:)
W słonecznym ogniu glob się obraca,
Płaskość i piękno w tym wirze mija.
(Jak wszystko błyska! Jak wszystko płonie!)
Kim jestem teraz, ja, który byłem?
Czy pamięć może ciągle przywracać
Dnia nieznacznego nieznaczną barwę?
To czas jest szkołą, w niej się uczymy,
To czas jest ogniem, który nas spala.
Delmore Schwartz, Dla Rhody, tłum. Jarosław Marek Rymkiewicz