07 listopada 2024

Listopad, nie wiem kiedy. I różne tęsknoty.

 Listopad nadszedł, zimnymi palcami postukał w okna. Poranki z przymrozkami, dni wyziębione, ale słońce złote, jasne, zimne jak metal. Budzę się rano i ciągle się dziwię, że nie idę do pracy. Wyniki rezonansu takie sobie, zobaczymy, co dalej. Na razie sa koty w ilościach hurtowych, kominek, kawa z mężem, czytanie książek rano, rysowanie (tez w ilościach hurtowych) i nas dwoje w dużym, pustym domu (nie licząc kotów).

Tak dziwnie, gdy ostatni synek zaczął dorosłe życie. Mały, Średni i Duży, tak strasznie tęsknię. Wiem, że tak musi być, i to dobrze, pięknie i sprawiedliwie, ale ciągle mam w sercu pustkę i w pamięci wiersz, że brak jednego głosu w domu jest jak wycięcie drzew baśniowgo lasu...

 
Brzoza złota

Trawy rude. W szklarni ostatnie pomidory.

 
Na zagonkach pusto, kompost rozrzucony, zagrabiony, czekamy na zimę.

Koty zalegają, wiadomo

Liściopad

Złotopad, zimnopad

 

Buka nadchodzi