31 marca 2011

Plumkający poranek, harfy i ozdrowienie

Obudziłam się z uczuciem, że jestem zdrowa, nic mnie nie boli, światło jest miękkie i jest dobrze. Za oknem szpaki wykłócały się z mgłą o miejsce na jaśminie. Mgła opadała leniwie, górą wstawało słońce, świt tak wczesny, że niebo czerwieniło się, dopiero rozżarzane przez oddech nowego dnia. Pomyślałam sobie, że takie poranki mają w sobie moc, pod warunkiem,że się zdąży napić ciszy, zanim wstanie dom. No więc na palcach pobiegłam do salonu, przyciskając nos do szyby i patrząc na wschodnią stronę; cudownie mieć salon z oknami od wschodu, który pije światło samego poranka.

Jak wspaniale obudzić się po kilkudniowej grypie ze świadomośącią, że mózg znowu działa i oczy mają ochotę figlować z obrazami, uszy z dźwiękami, a palce biegną do nowych rzeczy, wartych dotyku.

Nastawiam czajnik, gotuje wodę na kawę zbożową, ram pam. Grają plumkające harfy Loreeny Mc Kennit, czajnik cieszy się razem ze mną - nie dotykałam go kilka dni, pogrążona w narkotycznych pościelach. Kroję chleb, muszę dziś upiec nowy,ciach ciach  szczypiorek. Kuchnia jest stęskniona, a ja czuję, jak mam ochote upiec ciasto..i chyba to zrobię! Chcę poczuć pod palcami mąkę i poczuć zapach wanilii. Sernik..tak, to będzie sernik.

Ram pam. Pędzimy po jajka..wczoraj przyszła kobiecina i sprzedała mi 6 kg jajek, wiejskie, piękne, w wiklinowym koszu. Poranne piosenki stają się weselsze, dom wstaje, ci szykują się do szkoły, ci do pracy...kot rozdzierającym miaukiem wdziera się w harfy, pogawędki, poświstywanie czajnika. Dostaje swoje mleko i mięsko i mruczy.

Poranne mruczenie kota jest wspaniałe, dorównuje mu tylko mruczenie wieczorne...

Rzeczy są czyste, jak wypłukane, mają kontury i mają treść. Czuję się, jakbym była po drugiej stronie platońskich archetypów, skończyły się rzeczy, cienie, a są prawdziwe rzeczy. Chce mi się nadgryźć nowego dnia, jak kawałek soczystej gruszki.

Pozdrawiam porannie, wesoło i zdrowo.

2 komentarze:

Dziękuję, że zostawisz ślad :)