O ogóreczniku przeczytałam najpierw w basni Andersena. Naprawdę. Byłam wtedy małą Kaliną i wiedziałam akurat tyle, co chlebodawcy ogrodnika Larsena. Przeżyłam zawód, gdy w innym tłumaczeniu przeczytałam, że to nie był ogórecznik lecz kwiat karczocha. Dla mnie został na zawsze ogórecznikiem i tak. Tak powstają legendy^^
"Piękny, błękitny, wspaniały kwiat, przyniesiony z warzywnego ogrodu, usunięto z pańskiego mieszkania, gdzie nie wypadało mu przebywać; a nawet państwo tłumaczyli się przed księżniczką, że kwiat jest tylko kuchenną jarzyną, którą ogrodnik odważył się pokazać, i że dostał już za to ostre napomnienie.
- To niesłuszne i niesprawiedliwe - oburzyła się księżniczka. - Otworzył nam przecież oczy na ten wspaniały kwiat, na który my nie zwróciliśmy żadnej uwagi, odsłonił nam piękno tam, gdzie my go wcale nie widzieliśmy. "
Ogórecznik jest piękny. Pachnie ogórkiem. Nadaje się do pikli, octów, marynat. Obniża ciśnienie, leczy, robi się z niego olejki do skóry, można zaparzac, najcenniejsze są nasiona. Kwiaty można jeść w sałatce. I ten błękit... dzisiaj robię sobie dzień ogórecznikowy.
Zaczęły się ogórki. Niedużo ich mamy w tym roku, kilka rzędów, ale starcza i na mizerie, i do chrupania, i kilka słoiczków co dzień.
Zaczęły się ziemniaczki. Dary ogrodu - zawsze mnie zdumiewa ta łaska małych roślinek, że obdarzają tym, co z nich wyrosło, że mogła tu rosnąć trawa, ale nie, silą się i pracują mali, hojni pomocnicy.
Z ziemniaczków można robić teraz wszystko, ale najlepsze są z koperkiem i chłodnikiem i w postaci chrupiących placków. Ten zapach, krążący po domu, przypomina mi, jak piękne są zwykłe rzeczy. Rzeczy proste. Usmażenie placków, patrzenie, jak znikają w rękach i gębusiach głodnych chłopaków, zachwyt, dziękuję, mamo, bose pięty o deski i dalej w świat. Są tacy, co zdobywają świat i tacy, co smażą placki. Każdy miał swój czas. Kiedy byłam małą Kaliną, Babcia we Włostowie robiła z mamą dziesiątki pierogów z truskawkami, a my - cała gromada dzieciarni - tylko robiliśmy wyścigi, kto więcej zje.
Nigdy nie zastanawiałam się, skąd się bierze jedzenie w lodówce i ciasto na stole. Było, tak jak Mama i Babcia, jak lato i wakacje, jak słońce i zapach lip.
Teraz już wiem, skąd się biorą.
Są ręce, które zlepią pierogi i ramiona, która przytulą, zanim się pobiegnie w świat.
A potem są wspomnienia.
Jak w piosence Kasi Groniec - ty, przed tobą świat, za tobą ja.
Uśmiecham się do tego mijającego sierpnia, smażąc placki i ustawiając na stole świeże ciasto z gruszkami.
A na niebie takie chmury, a w sypialni taki bukiet. I Tove Jansson. Sierpniu, dzień dobry.
"Kocham granice. Sierpień jest granicą między latem a jesienią; to najpiękniejszy miesiąc, jaki znam. Zmierzch jest granicą między dniem i nocą, a brzeg jest granicą pomiędzy morzem a lądem. Granica jest tęsknotą: kiedy oboje są zakochani, ale wciąż nie wypowiedzieli ani słowa. Granicą jest bycie w drodze."
Tove Jansson
Pieknie napisane ...przypomnialam swoja Babcie i jej wspanialy chlodnik , lato pelne smakolykow z ogrodka ..porzeczki i groszek zielony ..i ogrod , wspanialy ogrod pelen starych drzew i rece dziadka , ktory ostroznie zdejmowal gruszki i wkladal je do koszyka abysmy z bratem mieli co wcinac ..gdzie to jest ? gdzie odeszlo i zniknelo ? zostalo tylko w sercu ? a moze gdzies tam w jakims innym swiecie spotkam jeszcze te piekne lata ?
OdpowiedzUsuń