02 stycznia 2014

O jedzeniu bez pośpiechu










Nazywa się to po angielsku slow food, ale ja wolę nasze niespieszne, a trafne słowa. Nieśpiesznie. Bez pospiechu. Powolutku, krok za kroczkiem. Celebrując. Różne dziwne smaki i smaczki, zapachy, rumieniące rozmarzeniem, ciepło piekarnika, gorącej blachy, brzęk rondli, ciach ciach cebulkę...
Lubimy gotować w Kalinowie i to pokoleniowo; genialnie gotowała babcia Miłego, jego mama, od której nauczyłam się mnóstwa rzeczy jako młoda, a potem starsza synowa - moja babcia jako ekspert zatrudniana była na okolicznych weselach, jeszcze jako dziewczynka z zapartym tchem pomagałam jej kręcić nad ogniem lokalne, podlaskie sękacze; bez sękacza nie było weseliska.
Tabuny gości, wędrujące przez Kalinowy domek zgodnym chórem wpisują nam do księgi gości zadowolone komentarze. Tak, uwielbiam dobre jedzonko, a jest u nas robić z czego; tu się ciągle sadzi morgi ogrodów warzywnych, robi swoje przetwory, soki, jak hobbicie norki wyrastają spod ziemi piwniczki z ziemniakami, marchwią i wszelakim dobrem.
Jednym z przyjemniejszych sposobów spędzania czasu jest dla mnie czytanie kulinarnych opowieści, przepisów, blogów, a potem wypróbowywanie wyczytanych przepisów. mam taki mały notesik w niebieskich okładkach z ręcznie notowanymi przepisami od babć, cioć i znajomych. Skarb.
I wcale nie musi być skomplikowanie do bólu; czasem proste rzeczy smakują fantastycznie. Pieczone na masełku ziemniaki w soli morskiej, z tymiankiem i żurawinką. Barszczyk na prawdziwkach, mocno zabielany, z pieczonymi cebulkami i grzankami. 3/4 rodzinki mamy wegetariańskiej proweniencji, więc eksperymentujemy z kaszami, soczewicą, cieciorką, fasolami, grochem, zdarza mi się piec własny chleb, a ostatnio nabyłam podpuszczkę i tworzę sery. Dzisiaj naszło mnie na zupę - krem z pieczonych buraczków i malin, oskoma mnie naszła, jakby nasi przodkowie mówili. Wymęczyłam od mamy ostatnią resztkę malin i wieczór zamierzam spędzić w kuchennym królestwie, między podśpiewującymi rondlami. Trochę to niespieszne gotowanie jest zaraźliwe; dzisiaj Średniak z namaszczeniem parzył sobie herbatę z domowej mięty z miodem, łącząc ją z esencją z zielonej, cedząc sitkiem i ogólnie celebrując herbaciane picie jak się da. Zuch chłopak.
Moje ulubione dania:
- pierożki drożdżowe z rozmaitymi farszami, od kapusty po grzyby, ziemniaki z ziołami czy soczewicę z cebulką. Pieczone, złociste od żółtek, posypane tymiankiem lub sezamem.
- barszczyk, barszczyk, barszczyk
- zupa pomidorowa z bazylią i łazankami
- ziemniaki z sosem z czerwonej soczewicy i szalotek
- kotleciki z kaszy gryczanej lub innej, w wersji z tuńczykiem i ryżem też
- żurki, krem ze szpinaku serowo- śmietankowy
- fasolówka z ziołami i grzaneczkami
- a na słodko wszystko co się da z truskawkami...

Wiem, że teraz czasu nie ma, niby nie ma, bo tak naprawdę to tak jak ze wszystkim, czas się znajdzie, jak się chce. Wszystkiego niepośpiesznego w nowym roku zatem, gotujmy!

Aha, przepis nieco zmodyfikowałam: cebulę piekę razem z burakami, nie smażę, potem miksuję wszystko z malinami, zagotowuję przez kilkanaście minut i przecieram przez sito. Doprawiam bulionem, solą, pieprzem, tymiankiem, śmietaną, brązowym cukrem. Do barszczu podaję pierożki drożdżowe z farszem ze smażonych pieczarek z cebulką, zmieszanych z potarkowanym żółtym serem.

Przepis na zupę stąd :)

2 komentarze:

  1. Ja wracam na dietę, a Ty taki wpis robisz...

    A wiesz, że nigdy nie jadłam sękacza? :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)