- Co chcesz zobaczyć? - dziwili się znajomi - Ruinę? Tutaj ruina na ruinie. Gdzie nie spojrzysz, jakieś kamienie.
To prawda. Ale do tej konkretnej ruiny musieliśmy podjechać dość daleko, bo moją wytęsknioną ruiną okazał się zamek Kilchurn, należący do klanu Campbellów. O powstaniu zamku napisano już w "Apud Castrum de Glenurquhay", w 1449 roku. Zamek zbudował sir Colin Campbell, I lord Glenorchy. Nazywano go Czarnym i podobno przed śmiercią chronił go potężny amulet - charmstone. Kolejną osobą z tego potężnego rodu był też lord Duncan, potomek Colina. Takoż Czarny. Zamczysko odnawia szósty Campbell, też Colin, ale tym razem Szary. Z potomków Campbellów zapamiętuję też chorowitego Słabego Jana. Campbellowie kontrolowali sporą część zachodniej Szkocji. Potem w perypetiach historii zamek pełnił rolę garnizonu wojskowego dla 200 osób, z więzieniem nawet, Campbell przebywał głównie na wyprawach wojennych, bił się z Turkami na Rodos, a zamku pilnowała jego dzielna małżonka Małgorzata.Zamek był oblegany tylko raz, w 1654 roku, przez generała Middletona, ale z biedy wyciągnął Campbellów sam Cromwell. W 1769 w zamek podczas straszliwej burzy trafia piorun. To początek końca budowli. Uciepri jedna wieża, ruiny z wolna opustoszeją. Zamek leży nad jeziorem Awe, łączącym się z rzeką Awe. Idzie się do niego przez fantastyczną, turzycową groblę, ale kiedyś położony był na wyspie. Pojęcia nie mam, jak oni tam przewozili te kamienie...
Z okien zamku widać Highlandy. Przejeżdżaliśmy przez nie, kotliną między szczytami, Highlandy czarują. Wyglądają tak:
W Tyndrum ( gaelickie Taigh an Droma) piliśmy kawę razem z prawie dwudziestką harleyowców na motorach i turystami z plecakami, wybierającymi się na szczyty. Podobno w wiosce znaleziono złoto i otwarto tu nawet kopalnię:) A potem pojechalismy nad Loch Lomond. Nie tak sławne jezioro, jak pobliskie Loch Ness, ale przepiękne, spokojniejsze, urokliwe aż tchu brak. Po drodze celtyckie krzyże, kamienne mostki i zaciszne polanki. Żółty kolcokrzew i fioletowe dzwoneczki - pewnie Megi wie, jak się nazywają.
I następnego dnia - do domu. Do Kalinowa. Skąd napisze już do was wiosennie wasza Kalina.
Piękne zdjęcia nad jeziorem i w okolicach zamczyska robił nasz przyjaciel Konrad, z którego gościny ( i gościny żony Eugenii) korzystaliśmy. Serdeczne uściski też dla naszej szkockiej części rodziny, Docika i Pawła:) Było cudnie.
Ja wróciłam ze Szkocji kilka dni temu. Znalazłam tam swoją Ojczyznę zapasową:)
OdpowiedzUsuńWiem (blog),że jesteś fanką Ani:) Netfilix stworzył nowy serial na podstawie książki. Jest to dosyć luźna adaptacja. Ja jestem zachwycona. Zwiastun- https://www.youtube.com/watch?v=JRg19diQLSk
Widziałam relację na Twoim blogu! Jadłas hagis. Ja się nie odważyłam^^ Niesamowite jest widzieć to samo miejsce różnymi oczyma, niby widzimy to samo, ale każda odczuwa po swojemu:)
UsuńJadłam też różnie dania z brukwi. Są tak smaczne, aż trudno uwierzyć, że to zwykła brukiew. Będę siać na swojej działce i smakować tamte smaki:)
UsuńDla mnie Szkocja pozostanie krajem dobrych ludzi, morza, gór wrzosowych i zamków :)
Ja też mam basztę i to,prawie,za plecami,bo w Tudorowie.
OdpowiedzUsuńI to starszą niż szkockie zamki! Podobno XIV wiek. Uwielbiałam to miejsce^^ Włostów dał mi bajkowe klimaty już od dzieciństwa:)
Usuń