Maj na ostatniej prostej. Dni ciepłe, suche, podlewać trzeba codziennie, ale mamy własną studnię głębinową, więc wystarcza. Kolory złotej i różowej wiosny ustąpiły fioletom i bieli. Czas irysów, mieniących się w wieczornym słońcu, czas orlików, wieczorników, bzów i smagliczek. Po prostu chodze i chłonę to piękno, ciszę, bosymi stopami po chłodnej trawie, zachwycona jak dzieciak.
Ogród oddycha spokojem po upalnym dniu.
Całkiem tak, jak ja:)
Białe winogrona rosną i nawet kwitną:)
Kokoryczek z roku na rok coraz więcej. Lubię półcień, dobrze im z paprociami.
Porzeczki już zielenieją:)
To mój malutki warzywniaczek. W tym roku zrezygnowałam z wielkiego zagonu - było mi za ciężko, Tyle, co do obiadu na lato, buraczki, marchew, szpinak, koperek, pietruszka, trochę ogórków. Trzy rządki fioletowych kartofelków od Jagody :)
Dzieci nie odziedziczyły talentu,ani zamiłowania do "grzebania w ziemi" po ojcu.Za to wnuczka nadrabia wszystkie nasze braki.Tak trzymaj!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to możliwe, ale zapachniało zielenią aż u mnie! :))
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mogę zrezygnować z warzywnego ogrodu. Od wiosny do jesieni zamieniam się w konia (szczęśliwego) Wstaję ze słońcem, idę spać z kurami :)
OdpowiedzUsuń