Kiedy byłam małą Kaliną... o taką...
...wakacje kojarzyły mi się ze smykaniem porzeczek. Co to jest smykanie? Tak się mówiło u Babci. Osmykiwać porzeczki. Smykać. Czyli obrywać, nie tylko z krzaczka, co szło szybko, no bo dziecinne paluszki szybko zrywały dorodne gronka w sadzie, w cieniu jabłonek. Nie, trzeba było jeszcze osmykiwać z gałązek, do kompotu czy na dżem, albo na pyszne ciasto. Koralik po koraliku, smykać i smykać...
Nie ukrywam, nie było to moje ulubione zajęcie. Patrzyłam tylko, jak się urwać z tego obrywania, a krzaków porzeczek było dużo, ciągnęły się w sadzie rzędami, bo potem w skrzynkach zerwane dobro wędrowało na skup. Czarne, czerwone i moje najulubieńsze, najsmaczniejsze - białe.
Mama włączała rano radio, oczywiście jedynkę i oczywiście, Lato z radiem. Leciała radośnie "Una paloma blanca", o którą prosili w listach kreatywni radiosłuchacze, że proszę puścić utwór " Uuu, napalona Blanka". Podobał mi się jeszcze "Gondol Jerzy znad Wisły", też kreatywny.
Więc leciała "Una paloma Blanca", a myśmy siadały na stołeczkach, Mama, Starsza Siostra i ja, no i młodsza też, już nie pamiętam, czy się załapywała... i smykałyśmy.
O ile nie udało mi się uciec lub wymigać Dziadziusiowi, że ja może wierszyk napiszę tymczasem...
Dzisiaj porzeczki smakują inaczej. Nikt mnie nie woła osmykiwać, sama idę z kubkiem, jeszcze rano, żeby poczuć znowu tamte wakacje, tamte szczęście w gardle, tamten smak.
Krzaki są mokre - może słońce osuszy w południe, zerwę więcej, teraz niechcący budzę zaspane ślimaki, rosa kapie mi po palcach, a ja mam w głowie porzeczkowy omlet...
No więc, robimy. Dwa jajka, najpierw piana, z cukrem, potem żółtka, na koniec mąka, widelcem mieszam, trochę mleka, porzeczki...
I tu własnie się pojawia porcelanowa wanienka od Agi, cudownie wyładowana smakowitym dobrem. I żeby było mi przyjemniej, to jeszcze nasz kresowy obrusik. I ulubiony kubek. I kawa zbożowa z mlekiem. I Kalina siada do wakacyjnego śniadania, szukając w sobie tamtej małej Kaliny, z obitymi kolanami leżącej pod krzakiem porzeczki i próbującej zjeść gronko ustami wprost z gałązki, bez dotykania. W szczęściu wiele jest czasu przeszłego - wspomnienia są podszewką teraźniejszości, tą głębszą nutą perfum radości, która ujawnia się dopiero, gdy zamkniemy oczy. Porzeczki.
Lato.
Spróbujcie.
Smykać - jakie to urocze słowo :) Wanienka, kubek, omlet, porzeczki.. pięknie, po prostu pięknie. Powtórzę się, ale tak pięknie piszesz, że uśmiech nie znika mi z twarzy od pierwszego do ostatniego słowa.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię wywoływać uśmiech:)
UsuńU moich dziadków porzeczki czarne, czerwone i białe rosły w dwóch szpalerach wśród warzywniaka( oczywiście najpyszniejsze były białe), dalej w sadzie z jabłoniami rósł agrest też w różnych odmianach i osobno był sad ze śliwami. Ogród moich dziadków obfitował w wiele dobra (podkradłam Ci słowo)
OdpowiedzUsuńA "Lato z radiem" mnie również kojarzy się niezmiennie z wakacjami u dziadków.
Jest i wywołana przeze mnie wanienka.
Łza się w oku kręci.To se ne wrati....mawiają bracia Czesi.
OdpowiedzUsuń