W ramach obrażania się i głębokich, życiowych przemyśleń po pobycie Drugiego Kota w Jej Domu, nasza kocia wzięła i znikła. Ostatni raz widziana, kiedy Czarny Intruz Miszka został wywieziony w końcu w transporterku, wieczorem nadal nie pojawiła się w domu.
- Wróci, pamiętacie jak już dwa razy sobie gdzieś poszła? Potem wróciła - pocieszaliśmy się, ale na wszelki wypadek Miły zrobił obchód domu z latarką, a ja sprawdziłam piwnicę - lubiła się chować w trociny, oraz pokoje na górze - stwierdziłam brak kota.
W nocy nie wróciła.
Wstawałam trzy razy i patrzyłam to na parapet, gdzie lubiła się meldować, to na termometr. Minus dziewięć. Niepokój rósł.
O szarym świcie Miły oznajmił, że coś miauczy w łazience. Szybki sprint, nasłuchiwanie. Rzeczywiście, słaby, leniwy miauuuu dobiegał skądś. Skąd? Piwnica? Podwórko?
Mąż z latarką na zewnątrz, przebieżka wokół domu, sprawdzanie zamarzniętych festonów dzikiego wina, krzaki, bez, gdzie kot?
Na górze nie miauczy. W łazience znowu.
- Kiciiiii kiciiii KICIIIIII!
Głos pana, głos uwielbianego pana, na którego kolanach kocia księżna się wyleguje, sprawił kolejne ciche, obrażone miauuuuu.
Otwieranie wszystkich szafek w łazience.
W końcu JEST.
J E S T.
W szufladzie na skarpety. Wylazła, przeciągnęła się, zrobiła koci grzbiet i poszła do miski, zostawiając nas z latarkami, osłupieniem i ulgą. Jak tam wlazła? Jak się sama zamknęła?
Kocie tajemnice.
A teraz śpi na parapecie, w słońcu.
A dla wszystkich bluemondayowych, czekających na wiosnę - jeszcze trochę ponad sześćdziesiąt dni. I będziemy leżeć na trawie:)
Ja mojego kociaka odnalazłam kiedyś w szufladzie z pieczywem... Dobrze, ze kicia się znalazła, ona jest panią Waszego domu i kto by pomyślał, ze aż tak strzeli focha ;)
OdpowiedzUsuńUrażona kobieca duma:)
OdpowiedzUsuńAch! jak dobrze, że się odnalazła :)
OdpowiedzUsuń