A wędrujemy tędy.
Rzeka nazywa się Esk, po gaelicku Easg, czyli woda.
Tymi lasami jechali St Clairowie, może na polowanie, może do kaplicy w Roslin, by zasiąść na dębowych ławach i patrzeć na to samo sklepienie, w które spoglądać będziemy my. Bardzo liczna, bardzo utytułowana i sławna rodzina. "Jeśli w średniowieczu zasypałbyś Szkocję kropkami w Lothian i Caithness", mówił pisarz i historyk szkocki, Ashley Cowie, "istnieje szansa, że wylądujesz w promieniu dziesięciu mil od posiadłości St Claira."
Spokrewnieni z Wilhelmem Zdobywcą, szkoccy wielcy Mistrzowie Templariuszy, jeden z nich otrzymuje od króla Bruce'a jego własny miecz za odwagę w bitwie, inny zostaje baronem Roslin i Pentland, kolejny szeryfem Edynburga i opiekunem spadkobiercy tronu. Zamków St Clairów w Szkocji "jak mrówków", choćby w linii prostej od Roslin zamek Mey, zamki Ravenscraig i Keiss, Balmoral...
William St Clair zawiózł serce Ryszarda Bruce'a do Jerozolimy, o czym pisałam już TU, a obecny potomek St Clairów jest podobno szefem królewskiej Royal Metropolitan Police. St Clairowie byli właścicielami Rosslyn Chapel od 1446 roku. Motto klanu brzmi: "Prowadź swoją pracę z Bogiem", albo :"Oddaj swoją pracę Bogu", nie wiem, które tłumaczenie lepiej oddaje treść.
W 1780 odwiedzają to miejsce Robert Burns i Alexander Nasmyth, a dwadzieścia trzy lata później William Wordsworth z siostrą.
Jak mógłby mi się wiersz Wordswortha nie przypomnieć?
I znowu słyszę owe
z górskich źródeł płynące,
cicho szumiące w dolinach strumienie.
Skały urwiste widzę, wysokie,
które w tym dzikim pustkowiu
tchną jeszcze większą samotnością,
łączą cichy krajobraz ze spokojem nieba(...)
Nie umiem tego wyrazić, czym byłem wtedy,
w tych latach;
huczący wodospad niby namiętność ogarniał mnie,
skały, góry, głębokie, mroczniejące bory, wszystkie te barwy, kształty-
pożądaniem, uczuciem były dla mnie i miłością.
Wyjechaliśmy wczesnie rano, by zdążyć na nabożeństwo w kaplicy Rosslyn - w obrządku kościoła anglikańskiego. Nie wiem, co było większym przeżyciem - słuchanie hymnów przy organach właśnie tutaj, w tych murach, oglądanie garstki, może dwudziestoosobowej grupki, głównie starszych ludzi, zajmujących te dębowe ławy, wdychanie zapachu lilii, płonących świec, czytanie psalmu 111, rozmyślanie o tym, że te kamienie są starsze od Kolumba?
Grupka dzieci przyszła pod koniec nabożeństwa ze szkółki niedzielnej, prezentując rysunki i wersety, bardzo serdeczni członkowie wspólnoty Roslin zapraszali nas na kawę i ciasto, w dodatku spotkaliśmy małżeństwo Polaków z Augustowa, mieszkające w Roslin od 12 lat. Pozwolono nam zrobić zdjęcia wewnątrz, zanim przyjdzie ochrona i zaczną wpuszczać turystów od godziny 12. Dzięki temu możecie zobaczyć Rosslyn Chapel od środka.
Kaplicę rozpoczęto budować w 1446 roku, a po śmierci Williama, pochowanego tutaj, roboty przerwano i kościół pozostał w formie niedokończonej do dzisiaj. W 1592 zniszczono ołtarze Rosslyn, w czasach Cromwella trzymano tu konie dla wojska, a William, kolejny St Clair zmarły w bitwie pod Dunbar był ostatnim rycerzem z rodu pochowanym tu w pełnej zbroi. W 1736 kolejny St Clair, James, oszkliwił okna kaplicy, wyłożył podłogi i naprawił dach.
W 1862 powróciły nabożeństwa w kaplicy.
Trudno opisać rzeźbienia i majstersztyk kamieniarki. 21 metrów długości i 13 metrów wysokości - cała powierzchnia pokryta jest kamiennymi rzeźbami. Setki najdziwniejszych postaci i scen. Kobieta z gęsią, aniołowie, greenmani - ponad stu Zielonych Ludzi! - rycerze na koniu, kolby słynnej już kukurydzy i kaktusy, których podobno w tym czasie w Europie nie znano, chyba, że prawda sa legendy, że St Clairowie dotarli do Ameryki przed Kolumbem. Upadli aniołowie, aniołowie grający na dudach, beteljemska gwiazda, z ośmioma ramionami, trzech mędrców, trzech pasterzy, rzeźbione kostki na sklpieniu które są podobno zapisem nutowym melodii, dopiero odkrywanej i być może możliwej do zagrania. Taniec śmierci, słynne kolumny - filar czeladnika i mistrza...
Sklepienie
Otarz przykryty jest niesamowitym obrusem na wzór dziecinnych malowanek
Na zewnątrz kaplica wygląda tak:
Przy kaplicy jest cmentarz. Oczywiście, odwiedzony. I widziałam urnę grecką, jak z wiersza "Oda do urny"
A za cmentarzem jest błotnista droga, prowadząca do zamku Roslin. O zamku już pisałam, więc tylko dodam, że najstarsza część zamku pochodzi podobno z 1304 roku, w 1544 zamek zaatakowano i podpalono, w 1596 był odremontowany i w dodatku nawet miał podobno zegarową wieżę - a po atakach wojsk Cromwella nigdy już się nie odrodził. Tu kręcono ostatnie sceny filmu Kod Leonarda da Vinci i dziwnym uczuciem było stać w tym samym miejscu.
A w Roslin, miasteczku obok, jest przemiłe miejsce do wypicia kawy i zjedzenia ciastek.
I taka to była dzisiaj wyprawa:)
Kaplica naprawdę zachwycająca i na pewno na jej temat napisano wiele, ale nie tak ciekawie jak Ty to uczyniłaś. Wielkie dzięki. Myślę, że w przyszłości Twój prawnuk odbędzie podróż sentymentalną po Edynburgu, idąc Twoimi śladami. A Ty z innego wymiaru będziesz go obserwować
OdpowiedzUsuńTyle w niej szczegółów, że dnia by nie starczyło na ogarnięcie tego!
OdpowiedzUsuń