24 stycznia 2018

Pałac Hollyrood, opactwo Holyrood Abbey, legendy, muffiny z lemon curd i trochę Roberta Burnsa. I różne okoliczności architektoniczne.

Od roku 1128 znajdowało się tu opactwo Holyrood Abbey. Tu, czyli na końcu Royal Mile, "królewskiej" ulicy Edynburga. W XV w. opactwo należące do kanoników regularnych przekształcono w królewską rezydencję. Gościła tu Maria, królowa Szkotów. Teraz gości Elżbieta II z rodziną podczas przyjazdów do Edynburga. 



Z opactwem związana jest legenda o jeleniu z krzyżem - kiedy król Dawid I polował sobie w lasach wokół miasta, spadł z konia. Uratował go od rozniesienia przez rozszalałego dzika czy innej bestii jeleń,  ze świetlistym krzyżem między rogami, 




 Podobno w tym opactwie przechowywano fragment krzyża Jezusa, nazywany czarnym krzyżem i obecny w herbie Szkocji. W tym opactwie spotykał się szkocki parlament, tu koronowano Jakuba II, tu spotykali się Rycerze Ostu, zakon rycerski, założony przez króla Jakuba VII. Motto rycerzy głosiło: Nikt nie prowokuje mnie bezkarnie, odpowiednikiem Zakonu Ostu w Anglii jest Zakon Podwiązki, a patronem jest św. Andrzej.









I znowu legenda - król szkocki Achaius podczas bitwy pod Athelstaneford ujrzał krzyż św. Andrzeja, zstępujący z nieba. Uznał to za znak powodzenia i faktycznie, wygrali bitwę, po czym król ufundował Zakon Ostu. Inna wersja mówi, że dopiero Jakub III przyjał oset jako roślinę królewską, wybił monety z nim i założył ten zakon. Królowie Szkocji zawsze byli władcami zakonu, a rycerzy zawsze miało być dwunastu. Dopiero potem przyszły zmiany - George IV rozszerzył liczbę Rycerzy Ostu do 16, a Elżbieta II pozwoliła, by w skład zakonu wchodziły kobiety, czyli Panie Ostu.






Strasznie to piękne dla mnie i fascynujące, a kiedy zaczęliśmy wędrówkę po opactwie Holyrood Abbey a potem pałacu Hollyrood, miałam wrażenie, że cofam się w czasy króla Artura. Jakby za chwilę minstrel miał usiąść na kamieniu i zaśpiewać mi starą balladę. Jakbym cofnęła się w czasy baśni. Nie dziwcie się, że mam na zdjęciach tak przeszczęśliwą minę.


W pałacu Hollyrood nie można było robić zdjęć, w samych wnętrzach, dlatego mam tylko własne zdjęcia ze sklepu z pamiątkami - filiżanki! - i z zewnątrz. Zdjęcia wnętrz pochodzą z zasobów oficjalnych stron internetowych:)








Jakie oni mają smaczne krówki...



A w środku pałacu widzieliśmy niesamowite łoża z baldachimem, pokój królowej Marii, trony, fotele, zasłony, arrasy, kolekcję porcelany, broń, medale, biżuterię, galerię obrazów...


A tu obraz z epoki, to samo miejsce, autor George M. Greig



I kolejne pokoje:





A my powędrowaliśmy dalej, uliczkami i zaułkami Royal Mile, na razie zostawiając sobie kolejne cudowności - na potem. Ale za to spróbowaliśmy szkockich muffinek z lemon curd. A reszta jeszcze przed nami:)





Ten miły pan  powyżej to rzeźba poety Roberta Fergussona. Robert Burns nazywał go "starszym bratem w poezji".  Żył 24 lata, zmarł jako nędzarz. Był hulaką z uniwersyteckim wykształceniem, chorował na depresję, ratował się czytaniem Biblii, miał napady lęków, nie radził sobie z życiem. Podobno umarł na ściółce ze słomy w zakładzie dla obłąkanych, gdzie go przewieziono wbrew jego woli, a Burns płakał, klęcząc na jego grobie. Pochowano go na cmentarzu przed kościółkiem Cannongate Kirk, przed którym spotkaliśmy rzeźbę. Na jego grobie jest epitafium autorstwa Burnsa.
Kochał Edynburg, poświęcił miastu przecudne wiersze, osobistym zdaniem Kaliny o wiele lepsze od wierszy Burnsa, ale co kto lubi:) Swoją drogą nazywał Edynburg Wielkim Kopciuchem, z racji zadymienia z okresu przemysłowego miasta.

… Now morn, with bonny purpie-smiles, Kisses the air-cock o’ St Giles; 
Rakin their een, the servant lasses Early begin their lies and clashes; 
Ilk tells her friend o’ saddest distress, 
That still she brooks frae scouling mistress; 
And wi her joe in turnpike stair She’d rather snuff the stinking air,
 As be subjected to her tongue, When justly censur’d in the wrong.



A to pomnik księcia Alberta, a dokładnie Franza Augusta Carla Alberta Emmanuela von Sachsen-Coburg und Gotha, męża królowej Wiktorii, który zmarł w wieku 42 lat.  Mieli dziewięcioro dzieci i byli szczęsliwi.
Tak, to TEN Albert.


A tu znalezione na ulicach ephemera po Burnsie. Burns jest wszędzie.


Jeszcze więcej Roberta Burnsa!

Gdy wszystkich mórz dna wyschną w krąg, 
Skał w słońcu zniknie ślad, 
Wyciekną piaski z Czasu rąk, 
Ma miłość przetrwa świat.



 Prawnicy i wiewiórki



Eleganckie domostwa i kolorowe witryny
I muffiny z lemon curd!


Czekamy na muffiny i kawę...


Dostajemy muffiny...


Wyglądają pysznie


A smakują trochę kwaśno a trochę słodko, chwila konsternacji, a potem celebrowanie pyszności.


A za oknem katedra st. Gile'a.
Nie do zapomnienia. Tak jak Rycerze i Panie Ostu.




4 komentarze:

  1. Dobrze napisane, w ciekawy sposób podane fakty historyczne, Rzeczywiście Edynburg to miasto z duszą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna piękna wycieczka. Ale Kalino, nie opactwo Abbey (to by znaczyło opactwo Opactwo przecież) tylko opactwo Hollyrood (Hollyrood Abbey), czyli opactwo Świętego Krzyża (domyślam się, że wiesz, ale inni może nie). Swoją drogą strasznie lubię słówko "abbey", jakiś taki miły wydźwięk ma :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)