Rysuję codziennie, mam już nowy rytuał, siadam przy swoim biurku szarym świtem i pytam intuicji, co dzisiaj malujemy. Na zmianę myszki, bajki, trochę jasne fantasy i średniowiecze, trochę komiksy. Nie wiem, co z tym zrobię, ale zbiera się tych ilustracji trochę. Wrzucam kilka do pooglądania, regularnie bardziej sa na fb, ale wiem, że nie wszyscy tam zaglądają.
Jestem już po wizytach u neurologa, neurochirurga mam w marcu, a w lutym emg. Niestety, jakby było mało, rezonans kręgosłupa wykazał cztery wypukliny i zabraniają mi kopać, schylać się mocno, nosić ciężary i generalnie pracować w ogrodzie. Smuteczek. Nie wiem, jak to ogarnąć i wprowadzić w życie, ogród jest dla mnie pasją. Wstepnie pomyślałam, że mogę przekwalifikować się na zioła i byliny wieloletnie, mniej kopania i dźwigania... no i pomidorów siać nie będę, kupię gotowe sadzonki...
Smuteczek, tak.
Ale idą Święta, a ja jestem zrelaksowana jak nigdy. Czas płynie w rytmie adwentu, spokojnie mijają dni, na kominku lampki, koty na kanapie, ja przy biurku z rysunkami. Świece, mech, bluszcz i ogień na kominku, choineczka w kącie, dzieci w domu, przyjaciele przy stole i rodzina - będzie pięknie, wystarczy.