28 sierpnia 2012

Wszystko co piękne jest, przemija




Z dzwoneczkami, z flecikami, z chorągwiami złotozielonymi przejechało Lato. I ja byłam w tym orszaku, miód wieczorów i wino świtów piłam, i ja tańczyłam przy dźwiękach czyneli i tamburyn, śmiejąc się i furkocząc cygańską spódnicą.

Tanderadei!

Specjalnie dla wszystkich letni kalejdoskop piękna, piosenka Turnaua i serdeczne uściski Kaliny na pożegnanie wakacji.

http://dreamsgatherhere.tumblr.com/archive







24 sierpnia 2012

Zielono, zielono, jarzynowo

Lato, pora soków.
Rodzina produkuje jakieś cuda i dziwy z wszystkiego, co rośnie w ogrodzie. Od jarmużu po miętę i papierówki, marchew i seler...imbir...
Sokowy poemat uwieczniała Olcia, nasza bratanica.




Chmury nie z tej ziemi, borówki i pierwsze poncho jesienne

Mieliśmy chmury nie z tej ziemi.
Niesamowite zjawisko przepłynęło nad domem, a myśmy mogli tylko patrzeć i zachwycać się- cokolwiek to bylo, wyglądało jak kawałek anielskiego skrzydła, albo ławica  cukrowej waty.
Stałam sobie i myślałam o tym, ze to lato rozpina żagle i odpływa daleko, do krainy wspomnień, bosych stóp na tarasie i pocałunków słońca. Albowiem nadszedł ten pierwszy zimny wieczór, w którym wyciągnęłam poncho i w którym herbata grzała dłonie w herbacie z żurawiną.
Siedzielismy z Małym na ławce, patrzyli w niebo i myśleli o jesieni.

Nadszedł czas borówk i konfitur gruszkowych, w lasach pojawiły się grzyby, a rudbekie i słoneczniki opanowały ogród, gwiazdami astrów oznajmiając chłodne poranki, rosę i coraz krótsze dni. Lato, jakże cię ubłagać...
Nie daje się ubłagać.
Pachną borówki i wrotycz przy drodze, a ostatnie, sierpniowe zachody słońca drapią po sercu, ale tak smutnie i słodko.

18 sierpnia 2012

Idealny dzień



Dzisiaj jest idealny dzień. Drugiego takiego nie będzie.
Poranek roziskrzony, gdy jadąc rowerem do sklepu wąchałam koniec lata; jabłka w wysokiej trawie w cudzych ogrodach, astry i nawłocie za płotami, wiatr od rzeki, daleki dzwon.
Idealny dzień. Pieliliśmy z Dużym rabaty, dokonalismy egzekucji na dzikim winie, które zarosło hortensje, spływając w festonach na trawę. Opieliliśmy skrzyp. Idealny dzień.
Potem obierałam z Małym jabłka- ja obierałam, Mały dotrzymywał mi towarzystwa w rozmowie.  Potem zagnietliśmy kruche na szarlotkę i czekaliśmy, aż się upiecze. Idealna szarlotka.
Idealnie smakowała z herbatą od Różyczki.
Z pokoju radosne odgłosy szykowania podłogi pod cyklinowanie, ścinałam zioła, czując, jak słońce grzeje mnie w kark. Pszczoły na malwach. Lawenda zakwitła drugi raz.
Jeśli kiedykolwiek czułam, że mam wakacje, to dzisiaj.
Jeśli kiedykolwiek wszystko było tak piękne, wyważone w proporcjach, w zachwytach, smutkach, harmonii- to dzisiaj.
Idealny dzień.
I jeszcze Miriam Stockley zaśpiewała.



09 sierpnia 2012

No co to jest

Poranki są zimne. Rosy tyle, że biegnąc w klapkach do szklarni po pomidory na śniadanie, moczę nogi wyżej kostek. Inna sprawa, że trawa nieskoszona. Nikomu się nie chce, zauważam ten sam trend naturalizmu u sąsiadów. W maju wszystko wystrzyżone jak owca na konkursie, w sierpniu trawniki stają się hippisami i z nonszalancją dekorują zielone fryzury wiatrem, papierówkami, liśćmi brzóz, które pierwsze śpieszą się do jesieni.
Jemy śniadanie z gośćmi, na stole cerata w róże, pachnie kawa, wczorajszy upieczony chleb, konfitury z borówek.
Melancholijne problemy sierpnia: drukarka nie drukuje, bo tusz się skończył i etykietki na borówki będę pisać ręcznie. Trzeba znów wybrać ogórki. Przecież dwa dni temu wybieraliśmy. Ale znów narosły. Trawnik nie skoszony. To nic, u sąsiadów też nieskoszony. Może pomalować te wiklinowe foteliki na biało? Ja chcę na błękitno. Mam fazę na błękit, melancholia kiełkuje we mnie coraz mocniej. Poza tym czytam Agatę Christie na zmianę z Myślami Pascala i Miłosza Wypisami z ksiąg użytecznych. Duży szaleje z przyjaciółmi, Średni walczy z komputerem, a Mały narwał wczoraj cynii u sąsiadów i przyniósł bukiecik dla cioci. Sąsiedzi nie widzieli.

Wszyscy rozeszli się już do pracy, a ja w pogodnym katastrofiźmie robię Listę Rzeczy Niezrobionych.

- nie kupiłam nic do szkoły dzieciom. Nie chce mi się.
- nie posprzatałam piwnicy. Nie chce mi się.
- nie opieliłam ziół, zdziczały po urlopie i już ich nie opielę. Nie chce mi się.
- chciałam zmienić szablon na Nessy Vardamir, ale strona z jej szablonami znikła. Katastrofa.
-
Słucham muzyki za to, łapię ostatki słońca, robię bukiety z mieczyków i krwawnika, zaczynam nienawidzić ogórków i brak mi siebie jakoś. Dziwne to uczucie, gdy brakuje siebie. Mam wrażenie, że Kalina poszła sobie gdzieś, zarzucając węzełek na ramię, wolna jak Włóczykij i zostawiła mnie w zastępstwie z tymi ogórkami, nieskoszonym trawnikiem i lepami na muchy, wiszącymi jak czarcie jezory. I z rzeczywistością, która nie pasuje na mnie jak nowe spodnie. Jak wróci, to ja już jej dam. No co to jest, tak mnie zostawiać samą z tym wszystkim?




08 sierpnia 2012

Einstein wiedział i powiedział


Dostrajam się do częstotliwości swoich marzeń, bo wszystko jest energią, jak Einstein powiedział. Czego pragnę? Jak Barańczak|:

Jagnięco łagodne jagnię
wyjawię ci, czego pragnie
znękana dusza moja:
odrobiny spokoja


Bardzo te wakacje są intensywne. Duzo ludzi, dużo zmian, remont w domu, tonę w paczkach i kartonach, nie wiem, co gdzie jest, kocanki mi spleśniały, bo wsadziłam je w reklamówkę zamiast w płócienny woreczek, robimy ogórki- głównie mężowa mama robi, ja służę za obieracza. Ledwie jedni goście nas opuścili, a są drudzy, Duży zapowiada najazd swoich, mają spać w namiocie, znów trzeba wybierac ogórki, obierać jabłḱa, narwać nowe kocanki, skosić trawniki, upiec chleb... matulu, jeszce dzisiaj nie nastawiłam chleba!
Ale przeciez ja żyję w swojej głowie. Pratchett to odkrył genialnie. Ludzie żyją wewnątrz swojej głowy.


 Ludzie nie żyją na Dysku, tak samo jak nie żyją na kulach w innych, nie aż tak ręcznie modelowanych okolicach wszechświata. Owszem, planety są może tym miejscem, gdzie ich ciało wchłania herbatę, ale żyją całkiem gdzie indziej: we własnych światach, bardzo wygodnie orbitujących wokół środków ich głów. 

Idę nastawić chleb.


06 sierpnia 2012

O grzechu Miłosza, jeziorach i urlopie

Wróciliśmy z urlopu. W tym roku okolice Sejn i Suwałk, fascynujący krajobraz, baśniowe jeziora; Kukle, Pomorze, Tobołowo, pałac Paca w Dowspudzie i dworek ciotek Miłosza w Krasnogródzie. Człowiek opalił się, wypływał, naoglądał... i smutno trochę. I pięknie.
Najpierw, czemu smutno.
Z pałacu Paca zostały cztery chyba kolumny, okruch arkad, wieża, zwaną Bocianią i piękny park. Rozebrane cegły na koszary do Suwałk, znikły cudowne tarasy, gzymsy i portyki, fantasmagoria neogotycka, bajka o kamieniu i cegle, o gargulcach i salach balowych. Wszystkiego tego nie ma już, synu mój, Lemuelu, jak Oskar Miłosz pisał.
Dojmujące uczucie utraty- chciałabym to widzieć, przechadzać się po tych balkonach, dotknąć marmurowego kominka, wyjrzeć przez łukowate okienko pod cieniem starej róży. Nie mogę, zabrali mi to. Odebrano. Tak jak pałac Karskich we Włostowie.
Za to jeziora piękne. Mało turystów, trochę dzikie jeszcze tereny, pomosty zarośnięte trzciną, marne plaże, łabędzie, wioseczki z papierówkami w sadach, psy i koty w wysokiej trawie, zapach siana.
Odwiedzilismy Krasnogródę, gdzie fundacja Pogranicze odrestaurowała dworek Kunatów- Czesław Miłosz odwiedzał tu ciotki, spał na stryszku i siedział nad jeziorem Hołny. Wzruszenia przy czytaniu wierszy, supernowoczesne instalacje w srodku- podświadomy zawód, oczekiwałam wnętrz z epoki, kuchni, pachnącej jabłkami, starych foteli, kurzu i ciszy. A są studenci, oprowadzajacy po białych przestrzeniach, hamaki, czerwony ganek i głos Miłosza z taśmy. Rozbawiła mnie mężowa mama, która zapoznawszy się chyba pierwszy raz w życiu z twórczością Miłosza, (na ścianie umieszczono kilka jego wierszy), oznajmiła z powagą:
- No i dobrze, że się przyznał, że zabił węża i że grzech zrobił.

A był to fragment Rue Descartes:

Tam gdzie upadły imperia, a ci co żyli, umarli.
I nie ma już tu i nigdzie stolicy świata.
I wszystkim obalonym zwyczajom wrócono ich dobre imię.
I już wiem, że czas ludzkich pokoleń niepodobny do czasu Ziemi

A z ciężkich moich grzechów jeden najlepiej pamiętam:
Jak przechodząc raz leśną ścieżką nad potokiem
Zrzuciłem duży kamień na wodnego węża zwiniętego w trawie.

I co mnie w życiu spotkało było słuszną karą,
Która prędzej czy później łamiącego zakaz dosięgnie.