Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wrzosowisko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wrzosowisko. Pokaż wszystkie posty

21 sierpnia 2025

I tak najlepiej! (Wrzosy i jenot, jenota widziałam?!)

 Ogarnięte z grubsza! Wypielone co się dało, ogórki zebrane, dwadzieścia słoików zrobionych na zimę, poprane, posprzątane i nawet wizja powrotu do szkoły nie taka niemiła. Dajemy radę, a w dodatku jest najpiękniejsza sierpniowa połowa, czyli wrzosy. Wrzosy kwitną- czekam na to cały rok, nurzam się jak kot w kocimiętce. Dzisiaj w lesie było tak:)

 
Widzicie te dywany, te kobierce królewskie? To moja stopa stąpała tam, niczym królowa Saba wędrowałam po swoich udzielnych włościach, bo skoro niczyje one, swoje są, to trochę i moje, prawda? 

 
Świerkowe łapy, kocham was! 

 
Jeszcze tyle byłoby do pisania
nie wystarczą tu żadne słowa,
o wiewiórkach, o bocianach, o łąkach
sfałdowanych jak suknia balowa... 

 
Bo gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie
czy ma lat pięćdziesiąt czy dziewięć! 


 
Patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera oślepłe oczy... 


 
I dzikie zwierzątko widziałam o! Myślałam najpierw, hiena jaka, czy co?
Jenot, tchórz? Jenot, słowo honoru, jenot! 

 
Poszłam emocje uspokoić na koniczynę, wiadomo.
Jak Joanna! 

 
Robimy wianek... joannowy wianek, ten z Błękitnego zamku... 
 

 


 Ta dam, to ja, końcowosierpniowa, szczęśliwa, w swoim lesie i swoim domku. I tak najlepiej!

11 sierpnia 2021

Jest jakiś czar na wrzosowisku

 Jest jakiś czar na wrzosowisku, pisał Keats.Cytuję z pamięci, więc może niedokładnie. Tak, do tego zdjęcia pasuje idealnie, do tych chwil.


Gdzie druidycznych muzyk tony unoszą się,

 gdzie szare płaszcze 

szumiały pośród wzgórz zielonych.

 



Nasze kalinowe wrzosowisko. Nazywa się je tutaj Grady i kiedyś były tu pastwiska, pasiono krowy, owce, mama Miłego opowiadała mi, jak nawet jako małe dzieci pędzili tutaj zwierzęta, całymi stadami, były domowe dyżury, kto pasie i pilnuje. Lasu nie było. Las jest młody, posadzony po wojnie i jeszcze później, brzózki, szmaragdowe sosny o grynszpanowych sukienkach, las wesoły, dzwoniący głosami ptaków, z polankami malin, bagienkami z turzycami i kępami łochin, gdzie wilgotniej. A na Grady jedzie się tak.







 
I wreszcie widać polany, droga niestety rozjeżdżona trochę, zostawiam rower przy sośnie, proszę dzięcioła, żeby pilnował i idę poszukać starego, kamiennego koryta, z którego kiedyś pojono zwierzęta i zbierano tam deszczówkę.


Koryto zarosło jeżynami i wszelkim wrzosowiskowym zielem.  Wystaje tylko omszony, cembrowinowy róg. Och, kochany czarodziej, pan Staff, napisałby o tym miejscu wiersz! Wiedział, jak czarują fantazmaty dzieciństwa i baśnie, gdy opuszkami palców dotknie się tego mchu na starym kamieniu...


Poezja starych studni, zepsutych zegarów,
Strychu i niemych skrzypiec pękniętych bez grajka,
Zżółkła księga, gdzie uschła niezapominajka
Drzemie - były dzieciństwu memu lasem czarów...

Zbierałem zardzewiałe, stare klucze... Bajka
Szeptała mi, że klucz jest dziwnym darem darów,
Ze otworzy mi zamki skryte w tajny parów,
Gdzie wejdę - blady książę z obrazu Van Dycka.

Motyle-m potem zbierał, magicznej latarki
Cuda wywoływałem na ściennej tapecie
I gromadziłem długi czas pocztowe marki...

Bo było to jak podróż szalona po świecie,
Pełne przygód odjazdy w wszystkie świata częście...
Sen słodki, niedorzeczny, jak szczęście... jak szczęście..
 


 
Wrzosy dopiero zaczynają kwitnąć, jeszcze wiele wróżkowych dzwoneczków jest zamkniętych. A macierzanka w rozkwicie.  I kocanki, papierowe, suche, szeleszczące, dobre na wianki.






 
Lubię mieć o tej porze wrzosy w bukietach, w koszykach, lubię czuć, jak się przełamuje lato w tę melancholijną porę, oczu oczarowanie. Lato porzuca ziemię jak Tezeusz Ariadnę na wyspie Naxos, pisał pan Konstanty, i czuję, że trzeba się śpieszyć, nałykać tego lata, piękna, wakacji, rzucam robienie ogórków, wsiadam na rower, szybko, szybko, w las!





 
 Zanim wzejdzie wieczorna gwiazda,
musi to być gotowe przed wieczorną gwiazdą;
szybko, szybko —
gdzie tu koniec, gdzie tu początek?
(Konstanty, oczywiście)
 
Nie, nie mogę. Muszę powtórzyć za panem Gałczyńskim, nie mogę. Trzeba to pocelebrować, przestać się spieszyć jak uciekające przed kometą z Doliny Muminków skrzaty. Musze położyć się we wrzosach, zamknąć oczy i pomyśleć.
 

 
Oddepeszowałem. „Nie mogę”.
Nie mogę.
Nie mogę, matko.
Bo potrzebny jest czas na dojrzewanie.
Bo Euterpe, muza, to nie mechaniczny zając,
to dąb, co rośnie wolno. To liście, co spadają,
PORO MELANCHOLIJNA, OCZU OCZAROWANIE!  
(pan Konstanty, Śmierć Andersena)
 




 

 

13 sierpnia 2016

Domocentryczność. I o tym, dlaczego Muminek nie może być Włóczykijem.


Wrzosy, nawłoć, jarzębina i jeżyny. Zmieniły się dekoracje, po raz kolejny. Wędrowałam dzisiaj sobie po lasach wokół Kalinowa, sam na sam z ciszą, wrzosami i chłodnym wiatrem. Czując się trochę Muminkiem, który próbuje poczuć, jak to jest być Włóczykijem.  Ani żywej duszy, ani grzybiarza, ani jagodowej babuszki, sosny kołyszą się na niebie tak pochmurnym, że czuję pojedyncze krople deszczu, opowiadające mi włóczykijowe historie. Po którymśtam kilometrze rezygnuję, wracam piaszczystym duktem, targając koszyk z wrzosem i nagrabione gdzieś nawłocie. Niestety, niestety. 

Nie jestem Włóczykijem, jestem Muminkiem, jestem domocentryczna. Lubię wracać do przytulnego ciepła fotela, lampy, koca, dziecięcych głosów. Uwielbiam uszka filiżanek, gałki na poręczach schodów, dywaniki i skrzypiące podłogi. Spędzanie czasu z bliskimi osobami w tle, nawet nie muszą nic mówić, wystarczy mi, że są tam gdzieś, blisko, że w każdej chwili mogę wpaść do nich z talerzykiem ciasta czy opowieścią, co mi się dzisiaj śniło. I dostanę uwagę, wysłuchanie, uśmiech, przytulenie. Wszystko to, co pozwala wrócić  do równowagi, gdy wszechświat wyda się nagle za wielki, a noc za bliska.




[...]Ostatni dom stał całkiem samotnie pod ciemno­zieloną ścianą świerkowego lasu i tu naprawdę zaczynało się pustkowie. Włóczykij szedł coraz szybciej, prosto w stronę lasu. 
Wtedy w ostatnim domu ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem - odpowiedział Włóczykij.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.



Jadę rowerem, piasek przesypuje się przez koła, wrzos pachnie. Już obmyślam, do jakiego wazonu wstawię nawłoć i gdzie stanie koszyk z wrzosami. Zrobię herbatę, dosypię do niej suszonej morwy i jeżyn...wszystko się oswoi, wszystko się ogarnie, właśnie tak. Tylko dzisiaj wypiję tę herbatę sama, co karmi moją melancholię. Miłego nie ma, jeszcze tydzień, nim wróci, dzieci orbitują w swoich wszechświatach, a celebrowanie sierpniowej soboty nie smakuje za bardzo w samotności. 

 W takich chwilach myślę, jak bardzo brak mi Miry, jej brak cichego śmiechu, dłoni na filiżance, uwag o Prouście i o odbiciu Wokulskiego w lustrze, kiedy uciekł do Paryża. Jakby wszystkie poznane potem osoby były tylko cieniami tej jednej, wokół której domu kręciły się wszystkie moje planety.
I łapię się na tym, że  ustawiając bukiet z nawłoci, nalewając herbaty, odtwarzam dom dziadziusiów i dom Miry, dwa domy, które kochałam, z nadzieją, że złapię te pięć tonów melodii z harmonijki Włóczykija.  Kto wie, może wszyscy kodujemy w sobie archetypy przyjaciół, domów, które pasują do nas jak klucz do drzwi, otwierając to, co ukryte przed innymi? I co pozwala poczuć nam się soba tak bardzo, do końca, własnie w obecności tej osoby, nie innej? I te nasze domy są jak pokój czarnoksiężnika Howla, misternie utkne z rzeczy, detali, mozaik, wspomnień, marzeń, patchworki światów, łapacze snów, przestrzenie oswojonej nieskończoności.


Pokój Howla

W każdym razie.. przyjemnie sercu, że jest już złota nawłoć, są wrzosy, są sierpniowe jeżyny i razem z latem robimy kolejny krok, głębiej, głębiej w strumień czasu, doskonale wiedząc, co będzie za zakrętem. Nawłocie staną w porabianym chńskim wazonie, a herbatę wypiję, patrząc z tarasu na brzozy. Kupiłam już pierwszy zeszyt do szkoły, niebieski, złamawszy się, że będę wakacjować do końca. W nocy sześć stopni. W dzień kilkanaście. Spokojne przechodzenie lata w jesień chyba własnie się u nas zaczęło. Pozdrawiam was złociście i wrzosowo.



13 września 2015

Zestaw Człowieka Jesiennego



To, co latem robiliśmy tylko czasem i nieśmiało, teraz staje się codzienne i ważne. Owijanie się w koce. Wyciąganie swetrów i przyglądanie się smużkom pary nad kubkiem z kawą czy herbatą. Celebrowanie coraz ciemniejszego poranka i wieczoru. Miły ma swój "Jesienny Zestaw Taty Odpoczywającego" od Elfa i Dużego - mięciutki kocyk, kubek, kapcie i michałki. Ja do swojego jesiennego zestawu dorzuciłabym jeszcze piękne wiersze i  muzykę w tle - na przykład Danielę i Gię, obowiązkowo kota za laptopem, upakowanego puchatą osobą na stosie wniosków do dalszej pracy i analiz, a za oknem sosny,  żółknący bez i  łysiejący jaśmin, udekorowane wróblami piękniejszymi niż jakiekolwiek dizajnerskie, jesienne gadżety.
Poro swetrów, dziękuję ci za moje różane poncho! Poro zimnej rosy i księżyca żniwiarzy, poro lamp jasno płonących, smażonego oscypka, owoców czarnego bzu i jarzębin! Jak tu nie czuć zmienności pór roku, gdy pchają się nam do okien, natrętnie, jak ciekawscy sąsiedzi? Festiwal astrów i dalii w ogrodzie, a w lesie wrzosy, a na przedlesiach i podlesiach nawłoć i puszyste osty. 

Dygresja: na naszych terenach słowem "nawołocz" z akcentem na pierwszą sylabę określa się osobę przyjezdną, obcego, w przeciwieństwie do rodzimych tubylców. Np: kto kupił dom Zańków? A, jakaś nawołocz z miasta. Moim zdaniem bardzo humorystycznie koresponduje to z żółtą nawłocią, zajmującą coraz więcej podleśnych łąk:) Koniec dygresji.

A w szkole straszność roboty, zapomniałam już, że miałam wakacje, że kiedykolwiek miałam urlop, stałam się oto Alegorią Człowieka Pracującego, ciągnącego do domu służbowy laptop i setki stron papieru z biednych drzew zrobionego. Ale z całych sił staram się trzymać lata i przedjesienia i pocieszam się tym Zestawem  Wczesno - Jesiennym, żeby jesiennieć powoli i dokładnie, od naskórka duszy po samą głębię, aż tam, gdzie jest już tylko werset o skarbach ukrytych i kilka wierszy Cummingsa, których nigdy się nie rozumie gdy się nie jest bardzo smutnym.




Zestaw Człowieka Jesiennego dla was, na razie muzyczny i poetycki, bardzo rozwojowy.



E. Cummings

Patrz, wszystkie palce tego drzewa (kochanie) mają
dłonie, a wszystkie dłonie mają ludzi; i
każda poszczególna osoba jest (moja miła)
żywsza niżby mógł to pojąć jakikolwiek świat

i teraz ty jesteś i ja jestem i jesteśmy
tajemnicą, która nigdy więcej się nie zdarzy,
cudem, który nigdy jeszcze się nie zdarzył –
i błyszczące nasze teraz musi stać się wtedy

nasze wtedy będzie ciemnością podczas której
palce stracą dłonie; i ja nie będę miał
ciebie: i wszystkie drzewa są (może więcej
nawet niż bezlistne) jest cicho w wiecznym śniegu

– lecz nie bój się (moja własna, moja piękna
moja kwitnąca) bo jest jeszcze, aż do