Pani Nadzia, zgarbiona od pracy, nieustannej i wiekuistej, już wykopała z mężem kartofle. Syn i córka wyjechali, ale kartofle wykopać trzeba Czasy się zmieniają i krowy u pani Nadzi już nie ma - nie ma od kogo mleka świeżego kupić, na calutkiej ulicy. A i w Kalinowie raptem chyba ze dwie krowy zostało.
Ale wóz drewniany, tak zwana fura, jeszcze u pani Nadzi jest i kobyłka jest do wozu, i mały źrebak pojawił się wiosną. Tak myślę, że to ostatnie dwie czy trzy fury we wsi. A tak lubiłam, gdy stały pod cerkwią, a konie żuły obrok z worków. I sanie lubiłam, zimą, ten dzyń dzyń niewidzialny, gdy okutanych w chusty i koce ludzi wiozły na Maslenicę.
Rzeczy odchodzą z ludźmi. Z tym szczególnym, twardym i upartym gatunkiem, jak mama Miłego, co autobusem rodzić pojechała, bo mąż robotę miał, co tam, że 27 km do Bielska. I że przedtem z bólami trzeba było prosiaki nakarmić, to się podeszło kilka kroków, bóle schwyciły, to z wiadrami postała, i dalej, bo nakarmić trzeba. I urodziła, i pojechała, a potem chodziły przez rzekę pielić na pole, z mamą bez nogi - mama nogę odepnie drewnianą, przez rzekę płytką przejdzie jakoś i dalej wędrują. I czasem dobrzy ludzie podwieźli, ale przeważnie nie. Mamy,babcie, prababcie. Moje kochane, silne.
Cała jestem po ich stronie, ze swoim żalem i podziwem, ze wstydem czasem, że nie mam sił do pracy tak wygodnej i kawę piję,bo głowa boli po nocy. Nikt nie wiedział jaki kolor lubią. Nikt nie słuchał, jak płaczą. Może był goździk na 8 marca, ale raczej nie. Ciężkie, uparte życie, ciężka praca, cztery pory roku, raz bose pięty, raz walonki, a gdzieś tam tańcowała po trawie młoda dziewczyna z warkoczem, która potem stawała się snem, bo nakarmić ludzi i zwierzęta trzeba. I daleko odpływały marzenia.
Na rozpoczęcie dnia dzisiaj, dla mnie, myślącej o kolorze sosen, szczęśliwej i sytej, jadącej do pracy, dobrze o tym pamiętać.
Babcia z Małym, który był wtedy bardzo Mały. I Babcia z warkoczem, w czasach snów.
Az mam łzy w oczach po przeczytaniu. Cały czas mam taką babcię, ma 92 lata, a jest najzdrowsza z całej rodziny, nadal gotuje, robi wszystko wokół domu. Daje mi siłę tym, że jest. Emilka
OdpowiedzUsuńMam tak samo, Emilko, dostaję siłę nawet od samych wspomnień.
Usuń<3
OdpowiedzUsuńkażda z nas ma swoje góry do przeniesienia, na miarę czasów. Człowiek jest stworzony do walki.
Właśnie tak, Megi. I potrafi udżwignąć o wiele więcej, niż mu się wydaje..... I dobrze, że Kalina o tym pisze, bo należy im się nasza pamięć. <3
UsuńBarbara
Myślę o tym też, że mamy ten upór. I że pamięc jest ważna.
UsuńNapisz Kalino koniecznie, czy mają żal do swojego ciężkiego życia lub żal do naszego lekkiego życia.
OdpowiedzUsuńWiesz, Tesiu, dziwne, ale moje Babcie nie wyrażały żalu, w sensie pretensji, tylko takie stwierdzenie faktu: tak było, nic się nie poradzi. Do szkoły nie poszłam, bo ojca nie było stać na mundurek. Takie lakoniczne podsumowanie, a przecież ile tam musiało być uczuć, marzeń, wszystkiego? Jakby sie nauczyły o tym nie mówić. O urodzinach bez kwiatów i o małej trumience zimą. Ale opowiadać lubiły. Jakby chciały, by te fakty zostały wypowiedziane, nie przepadły.
UsuńKażdy z nas krzyż swój nosi kalino, choć powiem Tobie, że nie raz nie dwa wspominałam opowieści mojej Prababci (bo Babcie to mimo dzieciństwa w czasach wojennych, to jako dorosłe kobiety to miały w sumie klawe życie). I tak sobie wspominam ich pracę, opowieści, migawki z wczesnego dzieciństwa w starutkiej chałupce u Babuni co z córką i wnuczką na dwóch izbach z wychodkiem mieszkała, jak ziele dla zwierząt sierpem rżnęła, jak płakała, kiedy dostali mieszkanie w bloku na jednym z największych poznańskich osiedli i cały swój dobytek musiała mocno zredukować, bo z chałupki z ogródkiem i ciężkiej pracy został jej malutki pokoik z centralnym ogrzewaniem, łazienka z wanną zamiast wychodka i kuchenka gazowa zamiast pieca węglowego...Wtedy narzekała i miała żal do świata, że się tak szybko zmienia...A że to był rocznik nie do zdarcia to wiemy wszyscy. Uściski.
OdpowiedzUsuńPS. Jakbym żyła w tamtych czasach, to nie wiem jak bym żyła. Naprawdę nie wiem...
Ja się nieustannie dziwiłam, gdy słyszałam te historie. Skąd miały siłę? Z tego, że nie było wyboru? Moja Babcia z Czechosłowacji pociągiem zamrażarki wiozła, sama, jak? Nie do zdarcia. A odeszły cicho. I tak brakuje...
UsuńPiękny tekst Kalino , jak zawsze, aż łza się kręci, pozdrawiam, Halina
OdpowiedzUsuńPrzywołałas wspomnienia.To były kobiety twarde i silne,nikt się nad nimi nie roztkliwiał ani one nad sobą.A przeciez na pewno miały chwile własnych marzeń,tęsknot,których jednak nie dopuszczały do głosu,bo i po co.jak romantyzm nie dla nich.Każdy musi dostosować się do swoich czasów i warunków,zeby przetrwać.Czy ja bym potrafiła być taką silną kobieta ,jak moi przodkowie?
OdpowiedzUsuńDziękuję wam za komentarze, łatwiej jakoś, z tym podziwem dla nich i z utratą taką, i z tym poczuciem, że nie wiem, czy ja bym tak potrafiła? Ale był kiedys taki cytat, że tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono...
OdpowiedzUsuńCoś nam obu na wspomnienia się zebrało... Wspaniałe te Babcie i Prababcie były, kobiety z żelaza. I zawsze takie jakby pogodzone z losem... Moja Babcia też taka twarda była, szkoda, że umarła jak miałam 10 lat, nie mogłam z nią porozmawiać i wypytać o wspomnienia, a teraz tak mało wiem...
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie i Babcia piękna...
OdpowiedzUsuń