Dzień pochmurny. Przez liście jaśminu, zielone ze złotą podszewką, sączy się matowy, szary brzask, kiedy otwieram zaspane oczy, panikując, że za późno. Ale nie, jest dopiero za kilkanaście minut szósta... O szóstej rano pod sklepem już kilka osób. Jedni niosą chleb, inni wino marki wino.
Sklep firmowy Rogale od kilkunastu dni stał się sklepem niefirmowym Szarlotka, z szyldem wypalonym na drewnie. Za bułki i chleb płacę pięć złotych, kiedy mijam cerkiew, gładzi mnie po głowie wiatr i słychać grzywacza z tym słodkim, melancholijnym gruhuuu, gruhuu...
Potem zapach owsianki, jogurt, świeże bułki, chłopcy przytomnieją przed śniadaniem, nie wiadomo kiedy już siódma, żelazko, buty, laptop, kanapki, stos zeszytów w torbę, muśnięcie astrów przy schodach na drogę, nad bramką po raz kolejny rozkwitają róże...
I już po poranku.
I już kolejny dzień.
Dużo rzeczy bolało mnie dzisiaj w pracy.
Chłopiec z piątej klasy bez zeszytów i kanapki, w wymiętej koszuli. Jego mamę widziałam o szóstej pod sklepem i wcale nie przyszła po chleb...
Mój warunkowy z polskiego, bez zrobionych lekcji, buńczuczny i opryskliwy, śmiejący się, gdy proszę go o uwagę.
Płacząca dziewczyna z gimnazjum.
Połamany głóg w szkolnym ogrodzie.
Dużo rzeczy sprawiło, że się uśmiechnęłam
Dzieci z ukraińskiej rodziny, która zamieszkała dwa domy ode mnie - jest ich ośmioro, są z Mariupola, piątka chodzi do szkoły, a raczej jeździ - dwie dziewczynki i dwaj starsi bracia na rowerach, najstarszy zdejmował z siodełka, przyczepionego na bagażniku kilkuletniego malca, poprawiał mu plecak i holował do szatni. Jeden z tych rowerów przywiózł do nas parę dni temu znajomy nauczyciel, po synu. Przydał się. Chłopcy są piegowaci, mówią śpiewnym językiem jak z Samych swoich: nu i my mieszkali w Mariupolu i mieli trzydzieści pięć ulów... i króliki mieli...
Uśmiecham się też na wspomnienie malutkiej blondynki z drugiej klasy, która wyjadła mi wszystkie kukurydziane chrupki na świetlicy. Jej autystyczny kolega spenetrował mi torebkę, a gdy zrobiłam mu żabę z origami, aby odwrócić uwagę od torebki, nie opuścił mnie już do końca, domagając się kolejnych żab. Podobnie jak cała klasa. Na długo mam dość origami. I płazów.
Z czego się jeszcze cieszy nauczyciel? Z siedmiu osób, które zapisały się na koło dziennikarskie. I początkującego literata z czwartej, który swoje opowiadanie o jesiennym lesie zakończył dramatycznym: " W lesie morzna znaleść tesz poroże i to już wszystko, co wiem". Ale poroże napisał przez ż!
Ze spraw domowych: rwiemy sukcesywnie winogrona i gotują się soki. Pomidory na wykończeniu, ozdobna fasola na szklarni ma strączki, dzikie wino zaczyna czerwienieć, króliki i kot się wygrubasiły, wywiozłam cztery taczki przekwitłych liatr, słoneczniczków i topinamburów. Niestety, niestety, topinambury przetrwały wiosenną czystkę i wesoło okwieciły zakątki rozmaite. W tym wyspę...
Średni skończył piętnaście lat - kocham cię, hobbicie.
Mały odlicza dni do swoich urodzin. Będzie równe dziesięć.
Czekamy na jesień, w napięciu, jak na początek ukochanego filmu.
Poziomki teraz smakują tak, jak nigdy przedtem. I Rilke.
Dzień jesienny
Panie: już czas. Tak długo lato trwało.
Rzuć na zegary słoneczne twój cień
i rozpuść wiatry na niwę dojrzałą.
Każ się napełnić ostatnim owocom;
niech je dwa jeszcze ciepłe dni opłyną,
znaglij je do spełnienia i wypędź z mocą
ostatnią słodycz w ciężkie wino.
Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie.
Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam
i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie
pisał i niespokojnie tu i tam
błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi.
Nogi na drabinie - boskie;)
OdpowiedzUsuńKsiężniczka dzisiaj - zdanie ze słowem zakończonym na -ówka: "Wirówka morze się obracać" - paduam;)
Ale ówka prawidłowa:) Nogi Małego, góra podjada winogrona:)
UsuńFota piękna!
UsuńTakie resztki letnich słodyczy. :) U nas wyrosła dzika brzoskwinia. Rosła chyłkiem w żywopłocie i zauważyliśmy ją dopiero, gdy się pierwszy owoc pojawił. Strasznie długo dojrzewa. Całe lato wisiały twarde kulki i dopiero wczoraj zaczęły spadać, miękkie i słodkie.
OdpowiedzUsuńTopinambury ładnie zakwitły. :) Mają ciekawy zapach.
Masz duże "szpaki" w winogronach... :))))
Muszę synkowi pokazać króliczy pyszczek, bo bardzo lubi te zwierzątka.
O, ten szpaczek bardzo łakomy:)
UsuńDziękuję za Pani pisanie, bo przypomina mi o poetyckiej stronie codzienności, pomaga cieszyć się chwilą.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wiersze, za rzadko je czytamy...
Pozdrawiam serdecznie i życzę samych dobrych chwil.
Marianna
Dziękuję, Marianno, mam słabość do pięknych wierszy...
UsuńZdanie z porożem wspaniałe:))) To dobrze, że to co cieszy przeważa nad tym, co boli.
OdpowiedzUsuńA jak dzieciaki w szkole przyjęły rodzinę z Mariupola?
Bardzo dobrze przyjęły, już zakumplowane towarzystwo. U nas rosyjski jest językiem obowiązkowym obok angielskiego, dogadują się bez problemów z każdym. W malutkim Kalinowie mamy w sumie 10 mariupolskich uciekinierów. Ludzie tu są życzliwi, widza, że tamci ciezko pracują, by się zaaklimatyzować, ojciec dostał pracę w miejscowym zakładzie, hodują króliki, jeżdżą do lasu po drzewo, gmina dała...i tak się toczy życie:)
UsuńCieszę się bardzo, że są miejsca w Polsce, gdzie innych przyjmuje się życzliwie... Dobrze jest żyć w takim miejscu. Uściski!
UsuńA ja właśnie wróciłem z "ojcowizny".Dziwny jest ludzki zmysł postrzegania. Jak były drzewa w ogrodzie,to ten ogród wydawał się bardzo duży. Nie było widać jego końca. Teraz jak drzew brak,to okazuje się,że to malutki skrawek ziemi........."tej ziemi". Kiedyś jak były drzewa to wrony zabierały z orzechów tylko to co na górze,bo tego co spadło w trawę i krzaki już nie "ukradły".Teraz bez drzew.......ciemno od "czarnuchów' i na górze i ziemi. Mają wszystko podane jak na tacy. Właściciel może się tylko, pod tymi drzewami ,podrapać w........rzyć. Ot i "boska" sprawiedliwość.
OdpowiedzUsuńNogi Małego na drabinie - cudne zdjęcie :)
OdpowiedzUsuń