21 września 2015

Zwyczajnie

Dzień pochmurny. Przez liście jaśminu, zielone ze złotą podszewką, sączy się matowy, szary brzask, kiedy otwieram zaspane oczy, panikując, że za późno. Ale nie, jest dopiero za kilkanaście minut szósta... O szóstej rano pod sklepem już kilka osób. Jedni niosą chleb, inni wino marki wino.
Sklep firmowy Rogale od kilkunastu dni stał się sklepem niefirmowym Szarlotka, z szyldem wypalonym na drewnie. Za bułki i chleb płacę pięć złotych, kiedy mijam cerkiew, gładzi mnie po głowie wiatr i słychać grzywacza z tym słodkim, melancholijnym gruhuuu, gruhuu...
Potem zapach owsianki, jogurt,  świeże bułki, chłopcy przytomnieją przed śniadaniem, nie wiadomo kiedy już siódma, żelazko, buty, laptop, kanapki, stos zeszytów w torbę, muśnięcie astrów przy schodach na drogę, nad bramką po raz kolejny rozkwitają róże...
I już po poranku.
I już kolejny dzień.


Dużo rzeczy bolało mnie dzisiaj w pracy.
Chłopiec z piątej klasy bez zeszytów i kanapki, w wymiętej koszuli. Jego mamę widziałam o szóstej pod sklepem i wcale nie przyszła po chleb...
Mój warunkowy z polskiego, bez  zrobionych lekcji, buńczuczny i opryskliwy, śmiejący się, gdy proszę go o uwagę. 
Płacząca dziewczyna z gimnazjum.
Połamany głóg w szkolnym ogrodzie.

Dużo rzeczy sprawiło, że się uśmiechnęłam
Dzieci z ukraińskiej rodziny, która zamieszkała dwa domy ode mnie - jest ich ośmioro, są z Mariupola, piątka chodzi do szkoły, a raczej jeździ - dwie dziewczynki  i dwaj starsi bracia na rowerach, najstarszy zdejmował z siodełka, przyczepionego na bagażniku kilkuletniego malca, poprawiał mu plecak i holował do szatni. Jeden z tych rowerów przywiózł do nas parę dni temu znajomy nauczyciel, po synu. Przydał się. Chłopcy są piegowaci, mówią śpiewnym językiem jak z Samych swoich: nu i my mieszkali w Mariupolu i mieli trzydzieści pięć ulów... i króliki mieli...
Uśmiecham się też na wspomnienie malutkiej blondynki z drugiej klasy, która wyjadła mi wszystkie kukurydziane chrupki na świetlicy. Jej autystyczny kolega spenetrował mi torebkę, a gdy zrobiłam mu żabę z origami, aby odwrócić uwagę od torebki, nie opuścił mnie już do końca, domagając się kolejnych żab. Podobnie jak cała klasa. Na długo mam dość origami. I płazów.
Z czego się jeszcze cieszy nauczyciel? Z siedmiu osób, które zapisały się na koło dziennikarskie. I początkującego literata z czwartej, który swoje opowiadanie o jesiennym lesie zakończył dramatycznym:  " W lesie morzna znaleść tesz poroże i to już wszystko, co wiem". Ale poroże napisał przez ż!


Ze spraw domowych: rwiemy sukcesywnie winogrona i gotują się soki. Pomidory na wykończeniu, ozdobna fasola na szklarni ma strączki, dzikie wino zaczyna czerwienieć, króliki i kot się wygrubasiły,  wywiozłam cztery taczki przekwitłych liatr, słoneczniczków i  topinamburów. Niestety, niestety, topinambury przetrwały wiosenną czystkę i wesoło okwieciły zakątki rozmaite. W tym wyspę...
Średni skończył piętnaście lat - kocham cię, hobbicie.
Mały odlicza dni do swoich urodzin. Będzie równe dziesięć.
Czekamy na jesień, w napięciu, jak na początek ukochanego filmu.
Poziomki teraz smakują tak, jak nigdy przedtem. I Rilke.

Dzień jesienny

Panie: już czas. Tak długo lato trwało.
Rzuć na zegary słoneczne twój cień
i rozpuść wiatry na niwę dojrzałą.

Każ się napełnić ostatnim owocom;
niech je dwa jeszcze ciepłe dni opłyną,
znaglij je do spełnienia i wypędź z mocą
ostatnią słodycz w ciężkie wino.

Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie.
Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam
i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie
pisał i niespokojnie tu i tam
błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi.

12 komentarzy:

  1. Nogi na drabinie - boskie;)
    Księżniczka dzisiaj - zdanie ze słowem zakończonym na -ówka: "Wirówka morze się obracać" - paduam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie resztki letnich słodyczy. :) U nas wyrosła dzika brzoskwinia. Rosła chyłkiem w żywopłocie i zauważyliśmy ją dopiero, gdy się pierwszy owoc pojawił. Strasznie długo dojrzewa. Całe lato wisiały twarde kulki i dopiero wczoraj zaczęły spadać, miękkie i słodkie.
    Topinambury ładnie zakwitły. :) Mają ciekawy zapach.
    Masz duże "szpaki" w winogronach... :))))
    Muszę synkowi pokazać króliczy pyszczek, bo bardzo lubi te zwierzątka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za Pani pisanie, bo przypomina mi o poetyckiej stronie codzienności, pomaga cieszyć się chwilą.
    Dziękuję za wiersze, za rzadko je czytamy...
    Pozdrawiam serdecznie i życzę samych dobrych chwil.
    Marianna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Marianno, mam słabość do pięknych wierszy...

      Usuń
  4. Zdanie z porożem wspaniałe:))) To dobrze, że to co cieszy przeważa nad tym, co boli.
    A jak dzieciaki w szkole przyjęły rodzinę z Mariupola?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze przyjęły, już zakumplowane towarzystwo. U nas rosyjski jest językiem obowiązkowym obok angielskiego, dogadują się bez problemów z każdym. W malutkim Kalinowie mamy w sumie 10 mariupolskich uciekinierów. Ludzie tu są życzliwi, widza, że tamci ciezko pracują, by się zaaklimatyzować, ojciec dostał pracę w miejscowym zakładzie, hodują króliki, jeżdżą do lasu po drzewo, gmina dała...i tak się toczy życie:)

      Usuń
    2. Cieszę się bardzo, że są miejsca w Polsce, gdzie innych przyjmuje się życzliwie... Dobrze jest żyć w takim miejscu. Uściski!

      Usuń
  5. A ja właśnie wróciłem z "ojcowizny".Dziwny jest ludzki zmysł postrzegania. Jak były drzewa w ogrodzie,to ten ogród wydawał się bardzo duży. Nie było widać jego końca. Teraz jak drzew brak,to okazuje się,że to malutki skrawek ziemi........."tej ziemi". Kiedyś jak były drzewa to wrony zabierały z orzechów tylko to co na górze,bo tego co spadło w trawę i krzaki już nie "ukradły".Teraz bez drzew.......ciemno od "czarnuchów' i na górze i ziemi. Mają wszystko podane jak na tacy. Właściciel może się tylko, pod tymi drzewami ,podrapać w........rzyć. Ot i "boska" sprawiedliwość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nogi Małego na drabinie - cudne zdjęcie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)