Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ferie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ferie. Pokaż wszystkie posty

29 stycznia 2016

Co można wiedzieć, kiedy się jest mną.

 

(...)Ale dosyć już o mnie. Powiedz co u Ciebie
słychać, co można wiedzieć
gdy się jest Tobą. 



Czytam Barańczaka o poranku. Czy jest większa przyjemność, niż czytać Barańczaka o poranku tak leniwym, gdy się nie musi iść do pracy, gdy dzieci śpią, a za oknem słońce w jaśminach i sosnach i rozgwar sikorek? Gdybyście byli teraz mną, to siedzielibyście z bosymi stopami, podwiniętymi pod fotel, podczytując esejek o poezji miłosnej Barańczaka. Kocia księżna towarzyszy mi, drzemiąc leniwie. Śnieg wytopił się całkiem, aura wiosenna. Pachną hiacynty z doniczek. Co u mnie słychać?



Będę piec dzisiaj chleb. Taki domowy, pełen ziarenek, muszę tylko iść do letniej kuchni po pszenicę z worka, potem ją zmielę w młynie domowym. Będę piec także pasztet z soczewicy, pachnący i posypany kminkiem i prażoną makadamią. Najpierw wypiję małą kawę w filiżance od bratowej Agaty, tej pięknej w błękitne wzorki różane, ale kojarzą mi się z toile de jouy. Miód do słodzenia mamy z pasieki Gradoczno.



Jak się ogarnę z praniem, prasowaniem i innymi ablucjami, jak elfy domowe już się przestaną krzątać, to chcę poszukać ofert dla rysowników w wydawnictwach. Wstawię do słoja gałęzie wiśni na pierwsze pączki. W zeszłym roku zakwitły mi już w lutym.
Pójdę do sklepu.
Ta starsza pani, która od tylu lat siadywała na ławeczce na mojej ulicy, odeszła w ubiegłym tygodniu. Będę pamiętać zawsze jej kapelusz i wpatrzone w furtkę oczy. Czekała na córkę, która nie przychodziła.
W kilku domach po prawej stronie są same wdowy. Na całej ulicy może pięć domów ze śmiechem dzieci, w tym dom, gdzie zamieszkała ukraińska rodzina, która uciekła z Mariupola. Ośmioro dzieci, dziewiąte w drodze. Dziewczynki z warkoczami wiosną znów będą jeździć do sklepu na hulajnogach.
Gdybyście byli mną, to pewnie znowu zaglądalibyście przez płot do ogrodu pani Lusi. Ile tam wiśni, ich gałęzie wychodzą na drogę, Ostatnio Mały oznajmił radośnie, gdy wiśniowa gałąź smagnęła go po czuprynie:
- Mamo, drzewo mnie pogłaskało!
Niebieska cerkiew wygląda jak bajka o carze Sałtanie. Dwie pożydowskie chatki jeszcze bardziej pochylone - niedawny śnieg przygarbił im dachy. Pizzeria zamknięta. Kwiaciarnia, spalona rok temu, nadal nieczynna. W aptece dzwoni dzwoneczek. W parku, który zakładała moja babcia, miejscowi perypatetycy piwni. Dzień dobry, dzień dobry.
Cisza, senność.
Niebo nad jesionami przy kościele błękitne. Daleka wstążka rzeki, nieokiełznana od setek lat, dzika, przedzierająca się zrudziałymi kępami wikliny. 

Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas - i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą. 

Czemu każdego dnia jesteśmy inną osobą?  I nasi kochani są innymi osobami, więc trzeba włożyć wysiłek, by poznać te nowe osoby, by poznać ich świat, szybko nadrobić te zmiany, te nowe myśli, nowe smutki, nowy zachwyt.
Jak się nadrabia czat, którego się długo nie czytało, jak się nadrabia nieobecność. Średni i jego wiersze. Mały i jego przyjaciele. Miły i jego marzenia. Duży. Elf. I ja, ja, która muszę się uczyć ich nowych, dzisiejszych, z delikatnością, wzruszeniem, zatrzymaniem oddechu. Nad moją głową słońce, wróble, styczniowy, o dziwo ciepły wiatr. Tęsknota, trzymająca tak mocno. A nad waszą?
 Jak to jest, gdy się jest Tobą?




24 stycznia 2015

Zaczynamy ferie




Jest sobota - aż się człowiekowi miło robi, aż chce się podśpiewywać. Chłopcy młodsi  z dniem dzisiejszym rozpoczęli ferie, czyli dom chwilowo zamieni się w szczęśliwe koczowisko, jak planują. Będą kołdry, koce, dużo jedzenia, mama, pamiętaj, dużo jedzenia, zielona herbata, gry rozmaite, śmiechy na skajpie, śmiechy bez skajpu, fantastyczne światy, książki, filmy, dużo filmów. Hm.
Ale jest też sesja Dużego i Elfa, co trochę koliduje, bowiem są oni już na wyższym egzystencjalnym  levelu, który wymaga pisania esejów, dumania nad logiką, psychologią, kompetencjami, koherencją i najbliższym wolnym terminem poprawy. Ze swego levelu/levela?? pewnie zerkają z zazdrością na beztroską brać mniejszą, opychającą się naleśnikami z nutellą i z wypiekami na policzkach pokonującą różnorakie stwory mityczne. Bardzo lubię czas, gdy wszyscy są w domu. Lubię ich chłopięce jaskinie, wzywanie mnie co chwila: mamo, chodź, zobaczysz Mózg Cthulhu!
Ich śmiech, przekomarzanie się i nocne rozmowy. Wyjadanie wszystkiego z lodówki. Legowiska z kocy. Bycie mamą wiecznie głodnych synów.

Kwestia  żywienia jest priorytetowa.
Wygląda to tak:

- Mamo, potrzebuję naleśnika - Średni ma dramatyczny wyraz twarzy.
- Na kiedy? - mama zawsze czujna.
- Natychmiast.

Jak mi się już nie chce gotować, to zawsze jest pizza.
Kot wykazuje filozoficzną obojętność na ferie i sesje, ożywiając się tylko na odgłos trzaśnięcia lodówką.
Śniegu nie ma, mech jest zielony, na brzozach krople, na wierzbach krople, karmnik mokry.
Muszę upiec ciasto na niedzielę - zastanawiam się nad puszystym biszkoptem z makiem i gruszkami. Hmmm...
Góra prasowania przypomina tę, na której stanął Kordian. Jam jest posąg kobiety na posągu prania! - chce się zakrzyknąć z mocą.
Trochę na nią patrzę bokiem, ona patrzy na mnie. Kiedy człowiek spogląda w otchłań, otchłań nie powinna do niego machać. Rozumne słowa. A jednak mam wrażenie, ze te wszystkie prześcieradła i koszule machają do mnie entuzjastycznie, z nadzieją: hej, weź się za nas, czekamy!
Wezmę się, wezmę.
Tylko zrobię paprykę zapiekaną z ryżem, pieczarkami i serem. Fasolówka już pyrkoce milutko.
Teraz cicho, rozleźli się po swoich komnatach, porywając ostatnie naleśniki ze śniadania, soki i kwaśne żelki, bardzo niezdrowe, ale sama się wczoraj skusiłam. W taka pogodę zimowiosenną człowiek musi być dla siebie pobłażliwy, prawda?
Zwłaszcza człowiek, będący kobietą na posągu prania z wizją zaległej papiurkowej pracy, nienarysowanych obrazków, niezrobionego ciasta i apetytów domowej bandy Hunów.
To jeszcze jednego żelka.
I idę prasować;)