Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Larkin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Larkin. Pokaż wszystkie posty

14 sierpnia 2020

O piątej rano

 O piątej rano światło jest takie nieśmiałe i łagodne, kontury nieostre, kolory przesiane przez płótno. Koty też mają poranny wygląd, wracając po nocnych wycieczkach przez brązowiejące trawy. O piatej rano mam jeszcze sporo czasu na spacer uliczką Cichą, za las, popatrzeć na wschód słońca, poruszać się trochę, zajrzeć w drodze powrotnej po ziemniaczki i pomidory na grządki. Pomyśleć, że bociany już ćwiczą odloty, że Mały dostał się do wymarzonej szkoły i tacy jesteśmy z niego dumni, że za dwa tygodnie koniec wakacji i wcale mi nie smutno, mam nową torebkę gotową na dźwiganie zeszytów i nauczycielski notes - i wizję spotkania własnych uczniów po pół roku. To naprawdę wiele, mam w środku spokojne szczęście.








O piatej rano warzywnik też wygląda jak trochę zaspany. Słonecznik to całkiem przysypia, jak Oskar Wilde bez kawy, burakom brak wigoru, a rosa ciąży na rzęsach traw. Teraz, w sierpniu mój zapał do utrzymywania grządek w schludności nieco osłabł - tu i tam zarosło, wybujało, zasnuło się nostalgicznym, hippisowskim wdziękiem.








O piatej rano w domu wszyscy jeszcze śpią. Poza kicią przy misce - jemy razem śniadanie, kawa pachnie, pomidory śmieją się spod okna, mieczyki z bukietu a ja obmyslam plany na nowy dzień. Pikle z curry, ajwar, pielenie jednego zagonka, zrobienie miejsce pod rukolę i szpinak, suszenie cebuli, bo wegetuje wczoraj zerwana na niebieskiej ławce. Post dla was. Ciasto dla chłopaków - świętujemy, wczoraj zakończyliśmy pierwszy etap budowy, płyta fundamentowa z ogrzewaniem i woda już stoi.










Ta dam!

I jakoś tak, po cichutku, odchodzi sobie moje złote lato, kładąc palec na usta.



Philip Larkin
POPOŁUDNIA
(tł. S. Barańczak)

Gaśnie lato: liście sfruwają
Pojedynczo albo parami
Z drzew rosnących na skraju
Nowego placu zabaw.
W przestronnych popołudniach
Gromadzą się młode matki,
Oddając dzieci w opiekę
Hustawkom i piaskownicom.

Za nimi, w równych odstępach
Mężowie na dobrych posadach,
Domki jednorodzinne
Pełne prania, albumy
Z napisem "Nasz ślub", leżące
Koło telewizora:
Przed nimi - wiatr łuszczy farbę
Na ławkach, gdzie, jak za ich czasów,

Całują się młodzi ludzie
(Z tym, że teraz wszyscy są w szkole),
A dzieci mają kieszenie
Pełne zielonych żołędzi
I trzeba je zabrać do domu.(...)
.

28 listopada 2015

Pełnia, mróz. Trochę Larkina i Wierszalin.

Rano księżyc jest nad ściętym kasztanem sąsiadów, zahacza srebrem o kikut pnia i gałęzi, jakby współczuł  jego biedzie. Pełnia Śnieżnego Księżyca. Szron pokrył trawę, przymarzł staw, Mały pod lodem obserwuje  ciemne pływaki, żeglujące w fantasmagorycznym śnie. Zaczynamy karmienie ptaków, próbujemy wstawać dzielnie w siwym półmroku poranka, opatulamy dłonie kubkami parującej kawy i rękawiczkami bez palców. Wczoraj wracałam w zamarzającej mgle z "Wziołowstąpienia" Wierszalina, las umykał czernią przed światłami samochodu, północ jeszcze szeptała o hrybach, paprociach i szukaniu w człowieku tego kruchego miejsca, gdzie, metaforycznie, siedzi dusza. I Larkin mi się przypomniał.



Dni

Po co są dni?
To w dniach żyjemy.
Przychodzą, budzą nas
Raz za razem.
Są, aby być w nich szczęśliwym:
Bo gdzie żyć możemy, jeśli nie w dniach?

Ach, szukanie odpowiedzi na to pytanie
Sprowadza księdza i lekarza;
Biegną przez pola
W długich płaszczach.

Tak więc Larkin, Wierszalin, pełnia, chłód. Gromadzę już świąteczne prezenty, szykuję z dziećmi przedstawienie, kombinuję, z czego zrobić kostium bałwana, oglądam stare fotografie, wieszam w oknach śnieżne gwiazdki. Brakuje mi światła. Za kilka dni już grudzień. Jakbyśmy wstępowali na schody ze szkła.