Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zabawne. Pokaż wszystkie posty

27 grudnia 2014

Przyjemności i królowe pszczół.


 Unosząc się na falach czekoladowej serotoniny jak  markiz d'Arlandes w balonie braci Montgolfier napiszę wam teraz  taki mruczący, serotoninowy post. Bardzo lubię czasopisma z gatunku "Przyjemności". Zobaczyłam je w Kanadzie i mają ich tam naprawdę dużo. Są Cottage Bliss, czyli Dworkowowiejskie Przyjemności, są Herbaciane Przyjemności, Wiosenne Przyjemności i oczywiście Jesienne Przyjemności, Klasyczne Przyjemności i Przyjemności Ciepłoróżane, a nawet tak zuchwałe i hedonistyczne jak Truskawkowe Przyjemności i Przyjemności Wiktoriańskie. O co chodzi?
 O coś, co jest w zasadzie czystym i nieskrępowanym łasuchowaniem estetycznym, czyli pasieniem oczu ładnymi obrazkami ślicznych wnętrz, dekoracji, rzeczy zbytecznych i pięknych, tudzież bardzo przyjemnych. U nas często dopisuje się do tego jakiś ambitny tekst,  kryguje się trochę, bo to takie mieszczańskie jest, więc trzeba dobudować do tych piórek jakieś skrzydła husarza, ale w przyjemnościowych czasopismach kładą kawę na ławę, po prostu. Bardzo smaczną kawę na bardzo ładną ławę zresztą:)

W taki wieczór jak dziś moja serotonina nie zamierza być powściągliwa, pozwalam sobie na smakowanie przyjemności bez wyrzutów sumienia ale z pełnym zdumieniem. Na co komu taki tort z fiołkami na przykład? Cudownie hedonistyczny. Bita śmietana, udekorowana żywymi fiolkami, śliczna patera w różyczki. Paterę trzyma w białych rączkach eteryczna dziewoja, a za nią biszkoptowy spaniel z kokardą na szyi. Trawa jest bardzo zielona i ślicznie wystrzyżona, na stronie obok jest przepis na biszkopt z szesnastoma żółtkami i lakoniczna informacja, że koronkowa sukienka dziewoi jest do kupienia natychmiast i bez zastanowienia za jedyne 274 dolary i 13 centów w sklepie o smakowitej nazwie Lawenda i Bezy. Śliczne to jest. Przeglądam dalej jedwabiste kartki, pachną farbą drukarską, fotografie są piękne, czcionka wiktoriańska, reklamy porcelany życzliwe, bardzo estetyczne, nienachalnie wykwintne. Mniam mniam.
Nie wiem, kto pisał te teksty, ale same tytuły to mistrzostwo świata.
Wszystko jest ellegant i sensational, celebruj kwitnące magnolie,  odkryj prawdziwą słodycz swego życia, do tego kupony rabatowe na tak rozczulające towary jak komplet aksamitnych poduszek w kolorze wina z jedwabnymi chwościkami, w tym każdy z kryształkiem svarowskiego. Jest i dział ogrodowy - ho ho, chciałabym mieć taki ogród, pewnie uprawia go armia przycinaczy żywopłotów, rabaty w kolorze wanilii i bieli, dyskretne żeliwne poidełka dla ptaków są w cenie małego samochodu, lekka mgła na zdjęciach, rozmyte kolory, cytat z Emily Dickinson, ale nic natrętnie filozoficznego. Mistrzostwo świata.


I oni tak na serio, naprawdę. 
Są ubrania dla ogrodniczek w kolorach pudrowego różu.
Są porcelanowe pieski i winter cuisine, nieustająca celebracja sama już nie wiem czego, bo w miarę przewracania stronic wszystko staje się wielkim, słodkim bezowym tortem, podanym na paterze  z mgły i konwalii, gra flet fauna Tumnusa, tańczą driady wiktoriańskie, a ja nie mogę już, muszę iść do kuchni i zrobić sobie kanapkę z czosnkiem, z razowego chleba, otworzyć okno...

Hodowanie królowych pszczół. Królowa zostaje królową, bo robotnice karmią ją pszczelim mleczkiem nie kilka dni, jak resztę ula, ale cały czas. Ktoś podsuwa nam pszczele mleczko, jak Biała Czarownica rachatłukum dla Edwarda. Królowe pszczół rosną i robią potem zakupy w sklepach z porcelaną, gdzie jedna filiżanka to połowa zwykłej pensji, a przy okazji można dostać gratis biszkopcik i wizytówkę i poczuć się królową.
Bardzo lubię magnolie, konwalie, wiktoriańskie klimaty i śliczne filiżanki.
Ale lubię też wyjść na dwór, powdychać wiatr, zjeść chleb z czosnkiem i roześmiać się sobie samej w błękit. Na co komu same królowe pszczół? Kto będzie je karmił? Ktoś musi czyścić ul i wylatywać pod błękitne niebo. I robić te cudowne, zwykłe rzeczy, których nigdy nie zrobi królowa pszczół.
Problem z przyjemnościami jest taki, że są jak wisienka na torcie. Nie da się żywić tylko tortem. Ani tym bardziej wisienką. Jest wymienianie podściółki królikom, targanie drzewa, walka z perzem i smak truskawek, zebranych we własnym ogrodzie. Ziemniaków. Zsiadłego mleka. Chciałam, zrobiłam, posadziłam i mam. Jest prawdziwe, cudownie smaczne życie, a na pewno sporo zwykłej, serdecznej i mało fotogenicznej roboty.
Lubię mieć piękny ogród i dlatego pielę chwasty. Zazwyczaj w dresach lub portkach ogrodowych. Żadne nie mają koloru buduaru Marii Antoniny. Kto by to doprał?
Kocham serwis od mężowej mamy, ten w różyczki. Wycierałam go dzisiaj bardzo troskliwie. Mam jeszcze drugi, niebieski. Więcej się nie zmieści w mojej szafce na porcelanę. I dlatego mogę oglądać czasopisma z przyjemnościami spokojnie. Nie potrzebuję kolejnego serwisu, a następna szafa mi się nigdzie nie zmieści. Z fiołków robię fiołkowy cukier, a do biszkoptu daję cztery żółtka.
A czosnek mam od taty Elfa. Pyszny. 



20 sierpnia 2014

Wojna kocio - szopia

Po drugiej stronie drogi, na przeciw domu, w dżunglowym chaszczu mama szopica wychowuje gromadkę młodych. Wiadomo, stado dzieciaków na wykarmieniu, do sklepu daleko... Tak więc szopica odkryła, że tuż za drogą jest kot, kota się karmi, a skoro tak, to i dla szopa coś niecoś zostanie...
Punkt pierwszy tajnego planu: namierzyć porę karmienia kota.


Punkt drugi: przeczekać, aż kocisko podje sobie, a potem ruszyć do tej samej miski.


To nic, że ludzie patrzą, ludzie są nieszkodliwi, kota karmią, to i szopowi nie pożałują...





Pyszne było... szkoda, że tak mało...

Następnego dnia szopica próbowała wyciągnąć z garażu kilkukilogramowy worek karmy. Złapana na gorącym uczynku, z pogryzionym workiem, nie okazała skruchy. Robiła zapasy. Na czarną szopią godzinę zapewne:)