19 lutego 2012

Stołówka dla sikorek


 Mały ciężką pracą tworzy bałwana


Opuszczone gniazdo czeka na bociany...

Na gorącą prośbę Małego rozbudowaliśmy naszą stołówkę dla sikorek. Mamy teraz dwa karmniki oraz stoliki na wynos, czyli słoninka z patyka. Co rano przylatuje spore stadko: ponad dwadzieścia sztuk głodomorów naliczyliśmy^^
Jest coś tak wzruszajacego w tych małych ptaszkach, zastępują nam telewizor i kino, możemy patrzeć godzinami na te harce, spychanie się, walkę o słoninę, podfruwanie, odfruwanie, przeganianie wróbli, powracanie wróbli, na delikatne modraszki i raniuszki, na cytrynowe kamizelki brzuchatych bogatek... I choć mam do zimy sporo pretensji, to ten widok wart jest całych katarów świata.


Ptasia stołówka








16 lutego 2012

Zima, Kim Norlien. I buk musz.

Ostrzegałam, że mity omawiam.
To teraz uwaga. Kim był Posejdon?
Ha! Nie wiecie.
Uczeń klasy piątej wie.
To BUK MUSZ.
Pisownia oryginalna, żeby nie było.
Ale wie, że coś tam szumi, może nawet morze?

Poza tym zima, w pracy niemal nocuję, więc dopiero w weekend ogarnę bloga, karmniki, sikorki, pieczenie chleba a nawet szykowanie planu ogródka ziołowego. Dla zimowego uśmiechu genialne obrazki Kim Norlien




09 lutego 2012

Ai Xuan

Zakochałam się w tym malarstwie bez reszty. Po prostu trafiło mnie, nagle, w serce, z całej siły i z nienacka. Moge patrzeć i patrzeć- patrzcie i wy ze mną, brak mi słów by to opisać.

08 lutego 2012

Zeus Hadesa zamordował




Wróciłam do pracy i po raz kolejny omawiamy mity greckie ze zdziwionymi 11 latkami. Wszystko ich dziwi. Próbują wyliczyć jaki miał obwód głowy Zeus, skoro Atena dała radę z niej wyskoczyć w pełnej greckiej zbroi. Dzisiaj dociekliwa istota o odstających uszach zapytała mnie, jak się rozmnażają Cerbery. Po informacji, że Hera, żona Zeusa, była zarazem jego siostrą usłyszałam pełne współczucia stwierdzenie: biedny, z siostrą się ożenić, to tragedia...
Ponieważ przede mną klasówka z mitów, już zacieram łapki na myśl o smakowitych cytatach. Może nawet pobiją moja poprzednią klasę, gdzie na pytanie o imię młodzieńca, co zakochał się sam w sobie, padła odpowiedź: Rząkil...


TU jeszcze wpisy i wypisy ze szkolnych zeszytów, dla wspólnej uciechy.Wszystkie zebrałam sama i autentyczne :D
Radujcie się!
http://kalinakalina.blog.onet.pl/2007/01/01/o-rzakilu-lwie-malajskim-i-urokach-sprawdzania-zeszytow/
http://mojekalinowo.blogspot.com/2009/10/bo-nie-mnia-szczego-rzyc.html
http://mojekalinowo.blogspot.com/2009/10/biedny-robin-crusoe.html


03 lutego 2012

Lekcja mądrości Stefanii, czyli robima, co chcema

Czytam sobie Stefanię Grodzieńską. Oczywiście- a moze nieoczywiście zainspirowała mnie pani Wisława. Tęsknota za pewną klasą kobiecości, którą podziwiam i którą mam nadzieję gdzieś tam, kiedyś nabyć. Poprzez obcowanie jest chyba najłatwiej: juz Pratchett pisał o tym ,że w celu przekazania wiedzy studentom umieszcza się ich w pobliżu dużej ilości książek, w nadziei, że coś z jednego przejdzie na drugie. Z tych samych powodów studenci wolą umieszczać się w pobliżu karczm i szynków...
No więc pani Stefania.

Jestem mądrą kobietą. Ile razy robię coś nieskończenie bezsensownego przeciw samej sobie, słyszę to sformułowanie.
Ile razy ktoś wyzuwa mnie z moich praw, a ja godzę się na to, chwalą mnie: „Jesteś mądrą kobietą”.
Jeszcze nigdy nie słyszałam tego określenia w przyjemnych dla mnie okolicznościach.
Bardzo poważnie się zastanawiam, czy nie powinnam wreszcie trochę zgłupieć.




Też mam ten problem. Jestem mądrą kobietą, gdy godziłam się na coś wbrew sobie. Ostatnio zgłupiałam i przestałam się godzić, co zaowocowało smutkiem, łajaniem mnie "głupia kobieta, niemądra kobieta", ale w dziwny sposób dało poczucie takiej poobijanej, ale jednak wolności. Czytam dalej panią Stefanię. Starsze kobiety mają dla mnie urok mądrości, tak pożądanej...
Chcę być pilną uczennicą.



"(...)kobieta z długimi włosami nawet wchodząc do piekła nie zapomni się przyczesać". 


"Bratnia dusza nie ma wieku. Bratnie dusze rozpoznaje się natychmiast, jakby miały identyfikatory. (...) Bratnia dusza nie żąda wyłączności. Można się nie widywać i nie kontaktować przez tygodnie, miesiące, lata".

"Bratnia dusza jakimś cudem odnajduje się, kiedy jesteśmy w potrzebie. Nie narzuca się, nie krępuje bratniej duszy, robi to co trzeba".
 



 Stefania Grodzieńska- tancerka, pisarka, aktorka estradowa i teatralna. Dzieciństwo spędziła w Łodzi, tam uczęszczała do szkoły baletowej. Do Warszawy przeniosła się w 1933 roku. Pracowała w teatrzyku „Cyganeria”, później Fryderyk Jarosy zaangażował ją do zespołu „Cyrulika Warszawskiego”. Tam poznała swojego późniejszego męża, doskonałego satyryka, Jerzego Jurandota.
Po II wojnie światowej zaczęła pisywać felietony do „Przekroju” i "Szpilek", pisywała także monologi i skecze. Jej teksty wykonywali: Irena Kwiatkowska, Hanka Bielicka, Edward Dziewoński, Adolf Dymsza, Bogumił Kobiela, Alina Janowska, Magdalena Zawadzka, Krzysztof Kowalewski, Wiktor Zborowski. Przez wiele lat Stefania Grodzieńska pracowała też w Polskim Radiu, a przez kilkanaście lat w redakcji rozrywki TVP, gdzie m.in. stworzyła pierwszy polski serial emitowany na żywo – „Szklana niedziela”.
Jest autorką m.in. kilkunastu zbiorów felietonów, takich jak "Jestem niepoważna", "Brzydki ogród", "Felietony i humoreski", "Plagi i plażki", "Rozmówki" oraz książek biograficznych - wspomnień o Fryderyku Járosym pt. "Urodził go Niebieski Ptak", "Wspomnień chałturzystki", "Już nic nie muszę", "Kawałki żeńskie, męskie i nijakie"

02 lutego 2012

Wszystkie uśmiechy Wisławy

Stoi na półce, obok szkatułki od Różyczki i poezji Błoka. Oprawiona w szkło pocztówka od  Pani Wisławy. Były to dawne czasy, ona nie była jeszcze noblistką, a ja wydałam pierwszy tomik wierszy; dostałam adres od pani Teresy, wysłałam ten chudziutki, marniutki, debiutancki tomik w różowej okładce... Odpisała mi na ręcznie wyklejanej pocztówce, na której jest fioletowy duszek i góry, kartonik jest jakiegoś trzeciego sortu, żółtawy i stary, a z tyłu, jej pochyłym pismem tych kilkanaście zdań, które nauczyły mnie poezji. 

...Nigdy bym nie śmiała twierdzić, że poeta bardziej cierpi od kogoś, kto nie pisze. Ja w każdym razie nigdy nie radziłabym tak Pani myśleć...

I jeszcze kilka technicznych uwag- które wiersze jej się podobały, które trzeba poprawić, które zdanie wykreślić, a które zostawić.
Myślę teraz o tym, że jej nie ma.  Jej sympatycznych dziwactw, chińskiego termosu, limeryków i usmiechów. Może w tych 250 wierszach zostały wszystkie uśmiechy Wisławy. Może poza nimi. Dla mnie zostały w tym pochyłym piśmie i filetowym duszku nad  wyklejonymi górami.



01 lutego 2012

O czułości. Bertrand Degott.

Mróz, słońce, sikorki w cytrynowych kamizelkach.
Luty przyszedł pogodnie, zimowo, pachnąc drożdżowymi bułeczkami, które znikły szybciej, niż się piekły. Minus 22 w nocy, Wenus obok  ksiezyca wymrożona i jasna, a ja czytam Bertranda Degotta.


Bertrand Degott  -  Wiersze jesieni i zimy

Chciałbym kiedy kwiaty i liście prą w jesień
- opisać wam barwy skweru mej ulicy
błękitny klematis, krzewy róż i żółcie
zimowego jaśminu ginące z wahaniem

opisując to wiem że ja też się waham
że język także błądzi jak stopy pomiędzy
nimi, lawendą a mydlnicą... opuszczam
nagle skwer i oto wchodzę w bełkot wiersza

przemierzamy życie i czymże jest ten skwer
jeśli nie sposobem by przemóc cierpienie
wy przechodzący łatwo przez przeszkody drzwi
powiedzcie gdzie zmierza kolor wszystkich kwiatów

i jak to się dzieje, że uderza kolor
że zdaje się lekki i żywy jak skrzydło?

*

Czy jednak dowiemy się kiedyś dlaczego
zbliżamy się szybko aż do granic krzyku
i dlaczego zimą, gdy kłębek po kłębku
znika sweter ręce szukają modlitwy

jedyna odpowiedź gdy tuż trzeci miesiąc
na pytanie czy kocham jak pierwszego dnia
miłość jest jedynie lotem błyskawicy
aż serce się otworzy podwójnie na oścież

niczym okiennica przyjmująca światło
doznanie mgły szarej i powagi świerków
kiedy kolor zniknie w dniu pierwszego śniegu
i zaczniemy śledzić wędrówki królików

zamykać gdy kaszlę? otwierać, gdy wzdychasz?
- uczymy się tylko manewrować klamką

*

Powinnaś zobaczyć ten bukiet na stole
ta jemioła, owoc dzikiej róży, bazie
posłuchać co mówi, to nic niezwykłego
że szybko zrywany na deszczu... niestety

jeśli więc możliwa jest ułomność wiersza
ta bezsilność gdy trzeba wypowiedzieć świat
skąd rozdźwięk tak wielki słów które kochamy
i sposobu w jaki żyjemy w nas samych?

gdyby można było włączyć się w plusk wody
naszych błot, i w chlupot naszych marnych ścieżek
mieć wsparcie w kamieniu nim zakrzepnie woda
zanim zima sczerni owoc dzikiej róży

jaki wtedy bukiet wypalony słońcem
i jaki śpiew odmienny ptaka co ten sam?



 Trochę długo, ale nie chciałam kaleczyć wiersza, skracając go. Bo jest piękny. Piekny pięknem, chwytającym za gardło. W domu dobrze, hałaśliwie, gwarnie; do Dużego i Średniego na tydzień przyjechali koledzy, więc nas już dziewięcioro w domu, a że mróz, to większość czasu towarzystwo spędza między kuchnią a pokojem z komputerami. Gdyby mogli, wynieśliby lodówkę na piętro, jak kiedyś Duży toster obok komputera instalował.
Za cztery dni do pracy. Skończyłam plany wynikowe,myślę o omletach na kolację, o nowej ksiażce Umberta Eco, której jeszcze nie zdążyłam przeczytać... o zimie, która chwyta za gardło. O sadzy na palcach. O nasionach, które muszę już kupić. O kolorze niebieskim. O czułości, której mi czsem brakuje...