Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szekspir. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szekspir. Pokaż wszystkie posty

18 listopada 2017

Ach Pietrze Pigwo! Czyli konfitura z pigwowca, książki, koty i co ja robię w szkole


Pigowiec od Jasi doczekał się konfiturowstąpienia i słodkiego żywota. Cudne talerzyki od Mamy!  Ciężko się obiera, bo skórka dośc gruba, ale jak smakuje! Przepis jest wariacją na temat przepisów znalezionych w otchłaniach internetu. Pigwowiec obrany i wydrylowany, zasypany cukrem na noc, zagotowany z tym sokiem, bez wody. Do tego goździki, cukier waniliowy, trochę soku z rajskich jabłuszek dla równowagi smaku, sok z jednej pomarańczy,  cynamon. I jak się rozgotuje - ponad godzinę - dodałam antonówki. Smak jest nieziemski, nie da się porównać z żadną inną konfiturką. Ach, Pietrze Pigwo! Od razu po takiej konfiturze zaczynam mówić Szekspirem. 
A konfitura pigwowa wygląda i robi się tak. 



Jak to pachnie! Jak sen nocy letniej. Od razu listopad się wyzłaca.


  

Ja nie pomogę robić konfitury z pigwy? Ja? Właśnie, że pomogę. Będę siedzieć i patrzeć i nawet się nie ruszę. Mentalnie pomagam.


Po gotowaniu złoto zmienia się w bursztyn, ciemnieje. Zapach jeszcze intensywniejszy. 


Kotów jesienią jest jakby więcej, a z pewnością  grubiej. Wszędzie się zjawia kot, gdzie się nie ruszysz, a zwłaszcza przy lodówce. Z miną: umieram z głodu, już dziesięć minut nie jadłem. Wszystko się wybacza za to mruczenie, zagęszczanie świata do czterech przytulnych ścian i robienie z domu jeszcze bardziej domu. Jesteśmy gotowi na zimę, razem z kotem. Mały i ja.






Mój jest ten kawałek człowieka!


A to są dowody na to, że ja jednak coś robię w szkole. Moi uczniowie wymyślili Grę! Tak, nosi tytuł "Szczęsliwy Jednorożec". I napisali do niej instrukcję. I domagają się gry na języku polskim.
Poniżej - ulotka, z założenia mająca zachęcać do czytania. Jak widać, autor starał się jak mógł. Dinozałry nie czytały i wiecie, co się z nimi stało. No. To czytać, ostatni dzwonek. Czytać czy nieczytać.   Ortografia oryginalna, ale ile entuzjazmu! I metafizyki!


I tym optymistycznym akcentem kończymy na dziś:)
Czytać i marzyć!


20 sierpnia 2015

O nocnych łowach, suszeniu glonów i domowych różnościach.

Lubię stać na schodach i patrzeć, jak nad brzozami ściemnia się niebo, a znad ługa i ugorów, spod sinej ściany lasu wysnuwa się wieczór.



O dwudziestej jest już prawie ciemno, głosy ptaków cichną. O tej porze myślę Szekspirem.

Światło dokoła ziemskiego przestworu
Przygasa, wrona pociąga do boru,
Wdzięczny dnia orszak mdleje, chyli głowy,
Natomiast nocna czerń zaczyna łowy. 

 Co do tej nocnej czerni, zaczynającej łowy, to mamy  jej całkiem sporo, na wyciągnięcie ręki nawet. Do miski, w którą mężowa mama zanosi resztki okolicznym psom i kotom schodzą się jeże. Są  grubiutkie, widać lato im służy, podobnie jak i stołowanie się u nas. W oczku wodnym widzieliśmy zaskrońca, a drugi, albo i ten sam, czmychnął mi z wdziękiem spod nóg, gdy wynosiłam obierki na kompost. Mamy żaby, ważki, jaszczurki, przez ogród wędrują swobodnie kociska sąsiadów, okazując nam kompletny brak zainteresowania. W szklarni pojawiły się mączliki, traktujemy je opryskami z czosnku, pokrzywy i sody, walka póki co wyrównana. Dokwita lawenda, stołówka dla trzmieli i pszczół. Nasz podwórzowy wróbel Franio wyprowadził z gniazda podchowane potomstwo i latają stadkiem, kucając po pergolach i wykłócając się jak włoska rodzina. Są też prawdziwi nocni łowcy, nietoperze. Z zapartym tchem można obserwować ich zakosy i zwroty na szafirowiejącym granacie nocnego nieba.
Przyłapałam dzisiaj Małego na wyciąganiu z oczka glonów i rozkładaniu ich na trawniku. Na moje zaciekawione pytanie, po co, odparł poważnie:
- Będę je suszyć.  Wujek mówił, że ludzie jedzą glony!
Nie wiem, czy Mały suszy glony w celu konsumpcji osobistej, czy na przyszłościowy handel bądź zaopatrzenie rodziny, ale cel jest szczytny.
Jutro wraca z wakacyjnych wojaży Duży z Elfem, upiekłam wegański chlebek z musem dyniowym, na mące jaglanej. Zrobiłam trzy słoiczki konfitury z dzikiej róży, co się pesteczek nadrylowałam, to moje, ale smak nieziemski.
W salonie bukiet z nawłoci, wrzosu i wrotyczu.
A w nocy mieliśmy plus siedem. Podobno nad Biebrzą mieli prawie przymrozki:))
I nadal sucho. Mama grabiła dzisiaj liście w wielkie sterty. 24 będzie Bartłomieja, a gdy koło Bartłomieja liść opada, prędko zima bywa rada. Zbieram surowce na dżem z żywopłotu, jakby co. Coby nie było, zapasy muszą być:)