20 sierpnia 2015

O nocnych łowach, suszeniu glonów i domowych różnościach.

Lubię stać na schodach i patrzeć, jak nad brzozami ściemnia się niebo, a znad ługa i ugorów, spod sinej ściany lasu wysnuwa się wieczór.



O dwudziestej jest już prawie ciemno, głosy ptaków cichną. O tej porze myślę Szekspirem.

Światło dokoła ziemskiego przestworu
Przygasa, wrona pociąga do boru,
Wdzięczny dnia orszak mdleje, chyli głowy,
Natomiast nocna czerń zaczyna łowy. 

 Co do tej nocnej czerni, zaczynającej łowy, to mamy  jej całkiem sporo, na wyciągnięcie ręki nawet. Do miski, w którą mężowa mama zanosi resztki okolicznym psom i kotom schodzą się jeże. Są  grubiutkie, widać lato im służy, podobnie jak i stołowanie się u nas. W oczku wodnym widzieliśmy zaskrońca, a drugi, albo i ten sam, czmychnął mi z wdziękiem spod nóg, gdy wynosiłam obierki na kompost. Mamy żaby, ważki, jaszczurki, przez ogród wędrują swobodnie kociska sąsiadów, okazując nam kompletny brak zainteresowania. W szklarni pojawiły się mączliki, traktujemy je opryskami z czosnku, pokrzywy i sody, walka póki co wyrównana. Dokwita lawenda, stołówka dla trzmieli i pszczół. Nasz podwórzowy wróbel Franio wyprowadził z gniazda podchowane potomstwo i latają stadkiem, kucając po pergolach i wykłócając się jak włoska rodzina. Są też prawdziwi nocni łowcy, nietoperze. Z zapartym tchem można obserwować ich zakosy i zwroty na szafirowiejącym granacie nocnego nieba.
Przyłapałam dzisiaj Małego na wyciąganiu z oczka glonów i rozkładaniu ich na trawniku. Na moje zaciekawione pytanie, po co, odparł poważnie:
- Będę je suszyć.  Wujek mówił, że ludzie jedzą glony!
Nie wiem, czy Mały suszy glony w celu konsumpcji osobistej, czy na przyszłościowy handel bądź zaopatrzenie rodziny, ale cel jest szczytny.
Jutro wraca z wakacyjnych wojaży Duży z Elfem, upiekłam wegański chlebek z musem dyniowym, na mące jaglanej. Zrobiłam trzy słoiczki konfitury z dzikiej róży, co się pesteczek nadrylowałam, to moje, ale smak nieziemski.
W salonie bukiet z nawłoci, wrzosu i wrotyczu.
A w nocy mieliśmy plus siedem. Podobno nad Biebrzą mieli prawie przymrozki:))
I nadal sucho. Mama grabiła dzisiaj liście w wielkie sterty. 24 będzie Bartłomieja, a gdy koło Bartłomieja liść opada, prędko zima bywa rada. Zbieram surowce na dżem z żywopłotu, jakby co. Coby nie było, zapasy muszą być:)



9 komentarzy:

  1. U nas róże jeszcze niedojrzałe. Robiłam kiedyś dżem, te "włoski" są straszne! A z czego masz żywopłot, że możesz z owoców dżem zrobić? :)
    U nas wróble latają w stadzie i drą się niemożliwie, aż czasem okno zamykam, takie głośne. :)
    Zapomniałam się spytać przy wcześniejszym wpisie jak chronisz bób przed mszycami? Bo pamiętam, że gdy go kiedyś mieliśmy, to zawsze był opanowany przez mszyce. A chętnie bym spróbowała go kiedyś pouprawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżem z żywopłotu jest trochę przewrotny. Odkryłam przepis na hedgerow jam tutaj: http://coquina.blox.pl/2015/04/Dzem-z-zywoplotu.html
      Zrobiłam też swoją modyfikację, link do postu: http://jarzyny.blogspot.com/2014/09/robimy-dzem-z-zywopotu.html
      A żywopłot mam z ligustru, dżemowe składniki zdobywam szukając po okolicznych łąkach i lasach:)
      Bób jakoś nie wzbudził w tym roku zainteresowania mszyc, nie musielismy nic robić. Chemii nie lubię, dlatego profilaktycznie można chyba wszystko pryskać wywarami czosnkowymi, pokrzywowymi itp. Moja teściowa pryskała mlekiem:)

      Usuń
    2. Dzięki. :) Przepis brzmi zachęcająco, ale w najbliższej okolicy mam jedynie czarny bez.
      A z bobem to chyba jednak spróbuję w przyszłym roku, bo już od dłuższego czasu mam na niego ochotę. :)
      Włączyła się weryfikacja obrazkowa i musiałam wybierać gofry. :) Zawsze mnie to bawi. :)

      Usuń
    3. \Nie wiem czemu weryfikacja, nie mam ustawionej^^ Jakieś hokus pokus. Ja w poszukiwaniu składników do dżemu zjeżdżam kawałek okolicy na rowerze^^

      Usuń
  2. Moja kochana Poetko , Twoimi oczami oglądałam początek lata , dziś pięknie zwiastujesz jego rychły koniec , dziękuję Ci Kalino za te piękne słowa , którymi syciłam się jak najpiękniejszą poezją. Małgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, nie mam pojęcia, jak wychodzi mi poezja, gdy piszę prozą, wciska się widać ta muza z lirą wszędzie. Moja muza chyba nosi kroksy i lata z wiklinowym koszykiem pełnym zielska. Taka wiiejska muza;))

      Usuń
  3. Bo ty piszesz poetycką prozą:))) Bardzo piękną.
    Wyrazy szacunku za konfitury! U mnie w nocy było 6 stopni...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzien dobry,
    na Pani blog trafilam przez przypadek. Rozczytalam sie. Piekne zdjecia, swietne teksty, urokliwe wiersze. Tyle pogody, dobra, milosci do wszystkiego i wszystkich. Gdyby wszystkie mamy byly takie jak Pani (ba, wszyscy ludzie), to swiat bylby rajem. Jestem Pania zachwycona (bez zbednych podtekstow:). Dziekuje za to, ze Pani istnieje. Gorace pozdrowienia z Izraela
    Ela Sidi

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za ten komentarz z całym zakłopotaniem, bo wszystko, co robię to tylko dzielę się swoim światem:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)