Mojej szkoły już nie ma. Zostało tylko kilka starych jesionów, dębów i brzóz, wielki plac, na którym stoi okazała willa, są klomby, kostka brukowa, dużo kostki, dużo trawy, obsypane korą rabaty, na których strzelają pióropusze pampasowej trawy, zawilce japońskie i płomieniste kanny. Plac bowiem został kupiony, willa wybudowana a po szkole zostały wspomnienia. Na przykład takie: jestem w pierwszej klasie, zrobiłam już wszystko, nudzę się, kręcąc po klasie, jest piękny jesienny dzionek, w końcu pani wzdycha i mówi: idź sobie dziecko pobiegaj. I wypuszcza mnie na dwór, pod te dęby i jesiony, a ja szczęśliwa brodzę sobie w liściach i zbieram żołędzie, podczas gdy reszta klasy mozoli się nad czytankami.
Albo takie: pani wyszła, więc wyskakujemy z połowa klasy przez niskie okna na zewnątrz, prosto w kępy narcyzów wiosną.
Albo takie: ślizgam się po linoleum w walonkach. Jest zima i woźny pali w kaflowych piecach, a na lekcji siedzimy w rękawiczkach, w klasie mniej niż 10 stopni ciepła. Podczas siarczystych mrozów szkołę zamykano.
Albo takie: mam stalówkę na drewnianej rączce. Chlapiemy atramentem po klasie. Ławki są zielone i mają dziurę na kałamarz.
Wychodek typu sławojka jest na zewnątrz. Zimą biegło się tam i wracało bardzo szybko.
W emaliowanym wiadrze woźna roznosi na przerwach kawę zbożową z mlekiem albo samo gotowane, gorące mleko z kożuchami. Każdy dostaje jeszcze suchą bułkę. Nosimy w tornistrach własne kubki, mam emaliowany, czerwony. Mam też pamiętnik w zielonej okładce, gdzie wpisują się koleżanki i koledzy. Mój skarb. Z przyjaciółką, z którą siedzę w ławce wrzucamy dwa związane klucze do szkolnej studni, recytując: dwa serca złączone, klucz rzucony w morze, nikt nas nie rozłączy, tylko Ty o Boże:)
Albo takie: ustawiamy się karnie w kolejce by wypić płyn lugola po katastrofie w Czernobylu. Każdy pije i zagryza chlebem... kolega z klasy dumnie wypina pierś i ustawia się po raz drugi, co to dla niego...
Nosiłam taki fartuszek z tarczą:
Przed 1 września dziesiątki razy pakowałam tornister, wąchałam gumki i nowe książki. Szykowałam podkolanówki. Buty były za duże, wypychałam watą. Tak, Czajka ma rację, to było jak magdalenki Prousta.
(...) w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...).
Zamykam oczy i widzę stare dęby, jesiony, czerwony kubek, zeszyty z krzywo narysowanymi marginesami. Studnię, która chowa w sobie tajemnicę dwóch kluczy. I znów chcę do szkoły.
Makuszyński kiedyś napisał: Dorośli ludzie dlatego są nieszczęśliwi i zgorzkniali, bo nie chodzą do szkoły i nie czekają na wakacje:)
Ps: Ostatnio znalazłam stronkę ze starym wyposażeniem tornistra. Same rarytasy:) Tu.
Ech, ja też setnie nudziłam sie w szkole, bowiem w pierwszej klasie umiałam już dobrze czytać i pisać i byłam po lekturze miedzy innymi "Pana Wołodyjowskiego".
OdpowiedzUsuńPamiętam swoje głębokie rozczarowanie i rzewny płacz, kiedy za grzybka ulepionego z plasteliny ( nieco krzywego) dostałam zaledwie czwórkę.
Moje czasy sa jednak sporo wczesniejsze od Twoich, na pewno nie miałaś tornistra z tektury i marynarskiego mundurka.
Przy okazji chciałam przeprosic za opuszczanie polskich znaków - moja klawiatura bardzo marnie je wybija. :)
Ach, to wąchanie ksiazek - chyba każdy to robił...
Nie miałam tornistra z tektury, ale miałam drewniany piórnik, jak z książki o Plastusiu:) Moja mama nosiła marynarski mundurek. Musze koniecznie poskanować zdjęcia:))
UsuńMuszę, po prostu muszę jeszcze dodać, ze jestem zachwycona Twoim pisaniem, szczególnie w połączeniu ze zdjęciami.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno - mimo, ze stwarzałam pozory tzw. "cudownego dziecka", nie zostałam nikim szczególnym i w późniejszym życiu nie wykazałam jakichś wielkich talentów. Ot, zycie zwyczajne, jakich wiele...
Urszulo, bardzo często mądrzy ludzie wiodą zwyczajny żywot, a na szczyty władzy i kariery " wyłażą" malutcy!!!!
UsuńA Ty na pewno jesteś nietuzinkowa!
Kocham życie zwyczajne, Urszulo:) Cieszę się, że lubicie mnie podczytywać, te ubierane w słowa wspomnienia.
UsuńTeż kocham to moje zwyczajne kuchenno-książkowo-ogrodowe życie, pomimo wielkiej tragedii, jaka mnie spotkała..
UsuńA czy jestem niezwyczajna, to juz innym oceniać.
Dziękuję Ci za madre odpowiedzi. :)
To ja chyba nie jestem zgorzkniała dlatego, że wiecznie chodzę do szkoły;-)
OdpowiedzUsuńW tym ponad 30 lat jako nauczyciel:-)
sprowokowałaś mnie tym postem do wspomnień!
Wiele z tego, co napisałaś, było także moim udziałem, choć jestem starsza. Z sentymentem wspominam tamte " twarde" czasy, które wyrabiały w nas wytrwałość...
Basiu, ja jestem nauczycielem od dwudziestu lat i powiem ci w sekrecie, co roku, gdy kupuję sobie nowy notes, wącham go:) A czasy były trudne, ale nie znało się innych...
UsuńCieszę się z kolejnego nauczyciela, który kocha wspomnienia...
UsuńAch....Kalino.... a ja znowu Gałczyńskim....." jak pudełko świeczek choinkowych, nagle, w rękę, gdzieś od dna kredensu, myśli nagle tak wchodzą do głowy,serce trącą, i sercem zatrzęsą........"
OdpowiedzUsuńDzięki za ten post Kalino :)
Barbara
Bardzo proszę, Basiu, robię to też dla siebie, by potrząsnąć swoim sercem:)
UsuńZajrzałam na polecaną stronę - rzeczywiście jakoś nostalgicznie się zrobiło. Przypomniał mi się mój ulubiony piórnik, no i ruszyły wspomnienia... :)
OdpowiedzUsuńNo i też wąchałam nowe książki... :)))
Niezależnie w , której części Polski mieszkamy mamy podobne wspomnienia o szkole , siermiężne były moje czasy , podłogi w mojej klasie smołowane , piece kaflowe , wychodek na podwórzu , kawa w wiaderku pani woźna z miną srogą ale z sercem na dłoni, fartuszek z podszewki ale to były czasy mojego dzieciństwa , które z sentymentem wspominam. Małgosia
OdpowiedzUsuńTwój wpis przeniósł mnie do czasów dzieciństwa, które wspominam mile. W mojej szkole było podobnie. Oprócz rzeczy, które opisałaś pamiętam tekturowy tornister i zeszyty obkładane w ceratowe okładki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoje czasy też wcześniejsze niż twoje, też pamiętam zielone stare ławki z dziurą na kałamarz, a nawet kałamarze pamiętam:))) Fartuszki z białymi kołnierzykami, drewniane rzeźbione piórniki, gumki myszki. I niebieskie zeszyty z tabliczką mnożenia na tylnej okładce. Nigdy nie mogłam się doczekać nowych książek i też je obwąchiwałam. Fajnie było:))) Mleko też dawali. Dzięki, że wywołałaś te wspomnienia.
OdpowiedzUsuń