Ten wielce uprzejmy i uroczy dopisek dostałam na kopercie jednego z listów, które napisali mi czwartoklasiści. Tak domyślam się, że chodziło o akapit, ale pewna nie jestem:) Ale dopisek mnie zachwycił. Uczyliśmy się pisać listy, oglądali dawne epistoły, kałamarze i kaligraficzne cuda, a potem nastąpiło listopisanie, trochę w stylu Ani, bo spójrzcie, jaki cudny nagłówek avonleowy:
Otrzymałam też w jednym z listów portret. Proszę, jest nawet broszka w kształcie filcowej wilgi!
Ze szkolnych wieści, to objawił się kolejnym opowiadaniem autor historii o królu, co zbierał liście. Tym razem miało powstać opowiadanie na temat dyni. Były historie o dyniowych ludkach, żyjących wewnątrz jak lilipuci od Guliwera, o kosmicznej dyni, o dyniowej czarodziejce, o zaczarowanych dyniach, a mały pisarz od króla stworzył opowieść o dwóch sąsiadach. Otóż żył sobie pan Dynia w swoim domku, aż tu pewnego razu wprowadził się do okolicy pan Kabaczek, nowy sąsiad. Pewnego ranka pan Dynia wyjrzał przez okno i zobaczył nowego.
- Kabaczek - krzyknął.
- Co? - zapytał Kabaczek.
- Chcesz się zaprzyjaźnić?
- A chcę - powiedział Kabaczek.
I się zaprzyjaźnili.
Jak to nie jest prawdziwa, trzymająca w napięciu literatura, to ja nie wiem, co nią jest. Czwartoklasiści mają unikalną świeżość pisania, brak zmanierowania, zaskakują mnie ich pomysły. I choć forma bywa nieporadna, to jednak zamiana tych jasnych, dziecięcych historii na rutynowe opisywanie lektur byłoby wielką stratą, tak myślę. Duża lekcja pokory przy czytaniu i ocenianiu. Zwłaszcza, gdy tak serdecznie przepraszają za brak Epitetów:)