Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziołowa apteczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ziołowa apteczka. Pokaż wszystkie posty

01 stycznia 2025

Dzień dobry, 2025

 Dzień dobry, Nowy Roczku

Dzień dobry pierwszy dniu, dzisiejszy, świeżutki, pachnący tak, jak pachną malutkie dzieci i dłonie, które kroiły świeży chleb. Pościel, składana przez mamę. Dzień dobry, nadzieje.

Jaki nowy rok, taki cały rok, mawiała Babcia, więc ja narysowałam w Nowy Rok zielarkę. Zaczęłam w sylwestra, skończyłam dziś. Proszę, oto są:) Nawet dwie, stara i młoda! To będzie mój ziołowy rok, skoro nie mogę mieć ogrodu warzywnego, założę ziołowy.

Może zapiszę się na ziołowy kurs? Chciałabym.

Kocham zioła, zawsze kochałam. Jak te z wiersza Demla. Nie wiedziałam, że będę cię nazywać siostrzyczką, macierzanko:)

 

Macierzanko, nie widzę cię,
tak bardzo zagubiłaś się w swym otoczeniu,

ale zda się, jakbyś tylko ty pachniała z sukni lata,

przyjaciółko pastuszków -

moja myśl nie jest odrobinę mniej zagubiona,

nie wiedziałem, że cię będę kiedyś nazywał siostrą. 
 
 





06 maja 2024

Czas konwalii, maj w ogrodzie, tawuły, śmiechy, wiersze.

 Konwalie rozkwitły.

 Czas na konwaliowe wiersze.




Po pierwsze rosa na chłodnej konwalii

 świetlne kropelki na alabastrowym drobiazgu

którego cały dywan miękko się ściele

 u stóp starego bzu/ w zacienionej części ogrodu

Po drugie biały dzwoneczek

 i dzwoneczek i jeszcze raz dzwoneczek

 niesłyszalne aksamitne dźwięki

powiązane w supełki na zielonej łodyżce

 któż by nie chciał zawiesić ich w progach swego snu

Mira Kuś


w zapachu konwalii goją się rany i otwierają się szczeliny
w ziemi ziejące próżnią bez dna
[…]w zapachu konwalii otwierają się rany

H. Poświatowska


Konwalia, swe tchnienie kryjąca w trawie niskiej,
Odpowiedziała ślicznej Panience, mówiąc:
 Jam ziele wodne,
Ja jestem bardzo mała, lubię mieszkać w niskich dolinach,
Tak wiotka, że motyl złocisty ledwie zdoła
 przysiąść na mej głowie.
Jednak mam odwiedziny niebiańskie —
Ten, co wszystko  wita swym uśmiechem,
Zstępuje w dolinę — co ranka pochyla dłoń nade mną.
Mówi: raduj się, trawo niska, kwiecie konwalii nowo
narodzony,
Łagodna mieszkanko milczących bezdroży, najcichszych
strumieni,
Ty będziesz w światło odziana, karmiona manną świtu,
Aż letni żar roztopi cię pośród strumieni i źródeł,
byś rozkwitła w dolinach wieczystych.

Blake, Księga Thel

Konwalie najlepiej się zbiera  w przylesiu, na polankach, cienistych i  i trochę prześwietlonych słońcem.

Są takie jędrne, zarazem eteryczne i namacalne, konkretne w zarysie, ale delikatne w formie, zupełnie jak Mały, gdy kiedyś zapytał mnie, co to znaczy subtelny, a ja odpowiedziałam, że łagodny i piękny, a on na to, że to ja własnie taki jestem, mamusiu!

A to moja majowa droga do szkoły. Za każdym razem, gdy wchodzę w cień drzew, mam taki aniowy dreszcz, pamiętacie, prawda? Rozmawiała z Mateuszem o tych dreszczach, a on powiedział, że też ma dreszcz, gdy widzi liszki, zżerające mu ogród. No. Na liszki też mam dreszcze, ale inne;)


Maj wybuchnął nam bzami, wszelkie kolory, bzowe zapachy, eteryczna błogość stania i wąchania.

 
Tawuły też kwitną spektakularnie, ale tawuły sa mniej kochane, bo nie pachną i mają na imię TAWUŁA, a nie lilak. To takie niesprawiedliwe, kochać coś bardziej, bo ładnie wygląda, albo ładniej się nazywa. Mamo, powiedział Mały, jakby koty wyglądały jak pomrowy, to nie miałyby darmowego jedzenia, o nie!
Trzej synkowie zjechali na majowe grillowanie i mogłam się nacieszyć.

Spray na zdjęciu to nie reklama, a ponura rzeczywistość, komary sa szalone w tym roku. A z rzeczy majowych to jeszcze robi się miód z mniszków, herbaty z zielska majowego i czas na wysadzanie ogórków też nadszedł. Do ziemi poszły też kapusty,zwykłe i pekińskie, selery, pory i moja kolejna próba wyhodowania fenkuła też zaliczyła start. Zobaczymy, czy wyrosną.

Burze nas ominęły, deszcze na razie tez, jest bardzo sucho, nieco chłodniej i ogórki będe okrywać z kapustami włókniną w razie przymrozków. Póki co, MAJ.




02 maja 2023

Rozrzutna natura, czyli o brzozach, mniszkach, podagryczniku i hojności maja.

 Kiedy kopaliśmy dół pod ziemiankę, wypiętrzyła się hałda żwiru i ziemi pod brzozami, z czasem zostanie wykorzystana do osypania piwniczki, ale póki co, zmieniła się w łąkę.

Matce Naturze wystarczył miesiąc, by wyrosły cuda rodem z botanicznych atlasów łąkowych; jest jasnota, jest mniszek, jets kurdybanek, widze, że wykiełkowały rumianki, skrzyp, naturalnie podagrycznik, ten pierwszy, bratki trójkolorowe, tasznik, trawa.

Nikt ich nie siał, nikt ich nie pielęgnował, dostały podłą ziemię,a  rosną.

Patrzę codziennie z czułością, jak hojna jest przyroda i jak silne są te łąkowe i podleśne dzikusy. I cała ta dzika, majowa, rozbuchana zielenią wiosna.


 
Tydzień temu ledwie z ziemi wyszły. 


 
Jakby zmierzyć, to z dwadzieścia  centymetrów wysokości mają te mniszkowe łodygi.

 
Moje ukochane brzozy.
Czekam na tę dziką zieleń jak na oddech. Jakie kochane i miłe drzewo.
Sok brzozowy w słoiku. Aksamitna kora zawiera betulinę; odbija światło i leczy. Ujemnie jonizuje. Szaleństwo obfitości - czytałam o dwustu tysiącach liści na jednym drzewie i szyszeczkach zawierających ponad czterysta nasion - a takich szyszeczek jedno drzewo jest w stanie wyprodukowac do dziesięciu milionów. Jedna brzoza zasiedli spory las;)  Przyroda jest niesamowicie rozrzutna, zawsze tworzy z zapasem, nadmiarem, jakby przeznaczała część ze swoich dzieci na straty, wiedząc, że nie przetrwają, więc musi zwiększyć szanse ilością. Brzozy wysiewają się wszędzie, jak dzikie chwasty i pną się do nieba. 
A buki jeszcze goluśkie, dopiero wypuściły z kurczowo zaciśniętych palców suche stare liście i zarudziły się młodymi pączkami.
Pod nimi szaleje bezmiar podagrycznika i glistnika.


 
Podagrycznik wszędzie.
Na czereśni milion kwiatów i milion pszczół.

 
Podagrycznik nadaje się na gnojówkę azotową, mieszam ze skrypem, mniszkiem i pokrzywą, można robić herbatki a młode listki dodawać do sałatki.
 
 

 
Grusze wystartowały przed jabłonkami. Można zrobić herbatkę z kwiatów: mają działanie przeciwkaszlowe, przeciwgorączkowe, przeciwbiegunkowe, antybakteryjne, przeciwbólowe
Można fermentowac listki na czarno i robić czarne herbatki. 
 
 
Rajska jabłoń tez już kwitnie.

 
I jeszcze raz hojnośc czeresni. I nasza droga z czereśnią na końcu ogrodu.
 

 
Pod płotem wyrósł mi czosnek niedźwiedzi- zebrałam na pesto.

 
A to róże na bańce.
:)

 
I na koniec Rudy pokaże, jak nalezy spędzać majówkę, a nie latać ze szpadlem i taczką:)


 

03 stycznia 2015

O obcowaniu roślin z człowiekiem




Nie myślicie, że gdzieś zagubiło się nam przyjazne obcowanie człowieka z roślinami? Każdy może sięgnąć po wiedzę, ile witamin, mikroelementów i antyoksydantów zawiera pietruszka czy awokado, ale zostały uprzedmiotowione jak prawie wszystko, stały się tylko elementem żywienia, zbiorami kalorii z metką i ceną. Skoro człowiek jest klientem, a zdrowie jest towarem, to dodatkowo dostajemy w pakiecie sporo manipulacji kupców od żywności, bo teraz jedzenie jest towarem, a jak jest towar, to jest marketing i takie magiczne słowa jak jakość czy ekologia, moda czy świadomość.

Gotuję dzisiaj fasolę i przypominam sobie, że przywędrowała do nas ponoć z Ameryki, ale bobowate i przedfasolowe protoplastki wędrowały już dawno po kontynentach. Ziarna bobu miano znaleźć w ruinach Troi. A jednak ludzie wiedzieli: że istota fasoli jest sucha i ciepła, że dobrze wpływa na wesołość i żwawość ducha. (to pewnie te wszystkie wesołe efekty uboczne trawienia:) Fasola nie była anonimowym towarem z metką: zdrowe. Była przyjacielem ciała człowieka, obcowała z dłońmi, łuskającymi strąki, miała bogatą rodzinę z wujem Grochem i ciocią Cieciorką. A taki orkisz? Hildegarda pisała:

„Orkisz jest ciepły, tłusty, mocny. Da temu, kto go spożywa, dobre ciało, dobrą krew i wesołość. W każdej formie, czy to chleb, czy gotowany, jest dobry i przyjemny. "

Już widzę ten rubaszny, radosny jak Colas Breugnon orkisz. Nie podkradli jeszcze Hildegardzie cytatów chytrzy kupcy od marketingu, może na szczęście. Hildegardzie zawdzięczam znajomość tak fascynujących nazw jak galgant i wszewłoga. Lubiła koper włoski. Uważała, że szczaw wywołuje smutek. Obcowanie z roślinami, odkrywanie ich natury - czemu kiedyś ludzie potrafili to robić i widzieli w tym sens, a dzisiaj tylko kupujemy, sprawdzając cenę i ewentualnie, czy zawiera gmo czy nie zawiera?

Mała dygresja: moją ulubioną zielichą jest zapomniana już słowacka zielarka, Ludmiła Thurcova, wyrosłam na książce, spisanej na podstawie jej porad zielarskich ( Maly atlas lecivychg rastlin, wydany na pamiątkę Ludmily Thurzovej, rod. Lilge, (21.2.1881 - 3.1. 1971) Potem przebiegałam ugory i łąki, szukając tego, co ona wiedziała już tak dawno. Mądry człowiek, dobry człowiek.

A wracając do przyjaznego z roślinami obcowania: na ból głowy miał pomóc miód gruszkowy, kompres z szałwi i majeranku i jodłowa maść. Fiołkowe wino zwalczało depresje - mnie już sama nazwa się podoba:) Na migrenę nacieranie pąkami jabłoni - wiosną wypróbujemy na Elfie, myślę, że pąkojabłoniowa terapia może być przyjemna, tak jak i terapia pierwiosnkami. Wszystkie łąki i pastwiska, wszystkie lasy i góry – są aptekami, te słowa przypisuje się Paracelsusowi. Ale ja w tej roślinnej przyjaźni widzę szczególnie rękę kobiet, gotujących obiady, suszących zioła, zbierających len czy rumianek. Mam wielką ochotę na książkę "Apteczki domowe w polskich dworach szlacheckich. Studium z dziejów kultury zdrowotnej", jeszcze jej nie czytałam, ale postaram się zdobyć, autorstwa pani Iwony Arabas. Chciałabym nie tylko zdobyć wiedzę, ale i odnaleźć w sobie tę przyjemność, jaką daje poczucie, że jesteśmy w ogrodzie świata, pełnym czekającej na odkrycie bliskości, gdzie zielone listki ruty, mięta czy wierzba o chropowatej korze mają nam do opowiedzenia tyle historii...

A my, wyposażeni w aparaty fotograficzne, naszą wiedzę, sceptycyzm, internet i cały ten pseudowszechstronny bałagan w nim zwyczajnie nie mamy cierpliwości, by posadzić sobie bób, patrzeć jak rośnie, a potem zebrać go i wypróbowywać, jak i na co jest dobry, i dlaczego lepiej do niego tymianek niż rozmaryn albo odwrotnie. Nie mam jakichś specjalnych ambicji, nie jestem zielarką czy profesjonalną ogrodniczką, ale chciałabym, ogromnie bym chciała pogłębiać swoją przyjaźń z roślinami, uczyć się od przyrody i nie chorować na roślinny czy ziołowy analfabetyzm, skoro już nasze babcie czy prababcie wiedziały, do czego liście malin i sok brzozowy. W tym roku na zagonku chcę posadzić bób, pasternak, może nawet brukiew - nie znam jej smaku, nigdy nie jadłam. Aż wstyd.

"I wtedy brukiew przemówiła ludzkim głosem, który brzmiał jeszcze piękniej niż głos kaszy jaglanej i drewnianego chomika:
- Księżniczko! - mówiła brukiew. - Jutra nie znasz, a wczoraj zapomnisz tylko, jedno wiedz: pranie na sznurze prędzej usycha, kiedy wiatr wieje, a wiadro jest puste."


Pozdrawiam was więc wesoło, styczniowo, orkiszowo, fasolowo, fiołkowo  i tymiankowo. Sadźmy, zbierajmy i uczmy się:)






                                                                      Kalina

02 czerwca 2014

Biała magia, czyli czarny bez.




Czarny bez jest niczym jang i jin, najpierw czaruje delikatnością kremowobiałych baldachów, by potem przemienić je w soczyste, lśniące granatem i ametystową czernią jagody. Magia, najczystsza magia, w dodatku pachnąca starą apteką, pergaminami i nieco ostrą, alchemiczną wonią alembików. Mój bez przemienia się właśnie w kuchni magicznie w syrop, bulgocząc w emaliowanym garnuszku, a ja jak średniowieczna alchemiczka mozolnie drapię piórkiem pergamin. Rysuje etykiety, bzowego syropu będę mieć jedną buteleczkę, to etykietę zrobię ręcznie. Sambucus nigra. Po łacinie wszystko brzmi magicznie, przypominają mi się palimpsesty i zagadki w Imieniu róży, sekrety biblioteki...


(...) Bowiem trzy rzeczy przyczyniają się do stworzenia piękna: przede wszystkim niepodzielność lub doskonałość i dlatego za brzydkie mamy rzeczy nie będące całością; następnie, należyta proporcja albo też harmonia; a wreszcie, jasność i światło, i rzeczywiście, nazywamy pięknymi rzeczy barwy jasnej. A ponieważ wizja piękna zawiera w sobie spokój, zaś ze swej natury skłonni jesteśmy za to samo brać chronienie się w pokój, dobro lub piękno, poczułem, że ogarnia mnie lekkie ukojenie...

Mnie też ogarnia ukojenie, zapach bzowych ingrediencji rozchodzi się po domu, a ja przeglądam zdjęcia łąk, na których niepodzielne władanie objął szkarłat dzikiego szczawiu. 



Ogromnie lubię tę niepozorną roślinkę, właśnie teraz, gdy zachodzące słońce wydaje się zamieniać miejscami z morzem traw. Łąka czerwcowa, jak rozmarzona metresa, przeciąga się w barokowej sukni, haftowanej wzorem firletek, jaskrów, z koronkami królowej Anny na zielonych mankietach, z szafirowym paskiem strumienia.


Kadry z filmu o Marii Antoninie...



A gdy strumień płynie sobie dalej, cicho mrucząc metaforami, pokażę wam jeszcze stare domy, odrapane futryny i malutkie okienka, zanim czas zdmuchnie wszystko, jak dzieci zdmuchuja dmuchawiec: dziadek czy babka?