28 kwietnia 2013

Deszczowa piosenka

Pada w Kalinowie, padało całą noc, pada nadal. Forsycje mają ciężkie, złote baldachy, gną sie od ciężaru kropli, deszcz na jaśminie, mokry karmnik ze smętną resztką niechcianej juz słoniki. Deszcz na drutach, na sosnach, na korze świerku koreańskiego za oknem, zielonkawosrebrnej. Cudowny, wiosenny deszcz.

Długo nie pisałam, dużo się działo, smutnego, niedobrego, ale teraz patrząc na piosenkę deszczu czuję, jak zmywa wszystko. Jak fale czasu. Już miesiąc prawie, jak umarł mężowy tata, życie nam się zmieniło, cicho w domu. Nie ma chorej, kochanej  osoby, która była w centrum, zajmowała wszystkich, otaczających go opieką. Nie ma już rannych rytuałów, sterty sprzętów do rehabilitacji, dźwigu, zapachów, udręki. Pada deszcz i obmywa myśli.

Wiosna przyszła nagle, uderzyła ciepłymi dniami, brzozy już zielone, a w salonie stoi bukiet hiacyntów, pachnie tak mocno, że musiałam go wynieść z kuchni, bo Mały lamentował, że nie czuje zapachu jedzenia. Posiałam sałatę i rzodkiewkę, po niedzieli zakładam resztę warzywniaczka. Grabimy sukcesywnie trawnik ze Średnim, Mały przechorował najpierw zapalenie ucha potem rotawirusa, ale już bryka, wczoraj huśtał się do upadłego i latał za psem sąsiadów. Pies nazywa się Brutus i jest rozczulającą krzyżówką jamnika z kundlem.

Szukam wiosennych inspiracji, będę w tym tygodniu robić pastelowe porządki w kuchni, chce mi się bieli, czystości, pastelków, romantyzmu, kolorów i kwiatów. I niebieską ławkę przemaluję.

Pozdrawiam wszystkich deszczową piosenką. Uwielbiam ten moment gdy Gene Kelly chlapie w kałuży i przychodzi policjant :)





23 kwietnia 2013

Przygoda! Ciężka robota.

Wracamy z Małym ze szkoły, ciepło, wiosennie, kwietniowo. Nagle chmurzy sie, wielkie krople kap, kap...
- Mamo, przygoda! Deszcz! - entuzjazmuje sie mały optymista. Ja mniej, biegniemy, do domu daleko jeszcze, a droga na Wietnamie piaszczysta...
- Mamo, piasku nasypało mi sie do buta! Ale to nic, fajnie masuje! - niezrażony, pogodny duszek biegnie ze mną, łapka jego w mojej ręce. Deszcz mija tak szybko, jak przyszedł. Znów idziemy noga za noga, zmęczeni. Na piasku żuki "doktory", pomarańczowe z czarnym, pracowicie włażą jeden na drugiego.
- Mamo, co one robią?
- Małe żuczki.
Chwile obserwuje.
- Ciężka robota... - stwierdza w końcu poważnie.

15 kwietnia 2013

Bociek

Na podwórzu biedny bociek. Parę dni temu - dzisiaj na szczęście już lepiej, śnieg prawie się stopił... W szkole organizowano dokarmianie bocianów^^



14 kwietnia 2013

Coś dobrego

- Mamo, pamiętasz, gdzie jest schowane coś dobrego w naszym domu? - Mały dramatycznie i tęsknie brzmi w słuchawce. Dzwonię do niego z miasta, ale pytanie przenosi mnie w świat szperania po szafkach, gdy sama byłam dzieckiem. Co tam dzieckiem; nawet jako studentka, wracając do domu, otwierało się wiadomy słupek, szukając ciastek czy słodyczy...
Coś dobrego. Mam ochotę na coś dobrego, aby rozpieścić się nieco po ciemniejszych chwilach. Oglądam dzisiaj ziołowe ogrody, będę startować do sezonu, podejrzałam Noys, że już szklarenki sobie zrobiła.  Pora siać. I mam ochotę na sprzątanie i czyszczenie po zimie, zmiany w domu. Szukam inspiracji. Znalazłam kilka ślicznych obrazków i pomysłów. Kamyki z nazwami ziół, pokoiki, kolorowe okna. Coś znajdę. Za oknem słońce, oby tak dalej.
A tu genialne projekty Nessy Vardamir, STĄD, zauroczona jestem jak zawsze. Zakładka do książki, urodzinowy pamiętalnik i  hasło optymistyczne:)


02 kwietnia 2013

W ramach wspominania

                                              Tęsknimy za wiosną, latem, trawami i łąkami. I za moim ogrodem!



Może wiosna się zmotywuje i przyjdzie, przywabiona tyloma westchnieniami? Za oknem mam coś takiego....


01 kwietnia 2013

Święta z dzwoneczkami



Wielkanoc ze śniegiem, dzwoneczkami i bandą zdesperowanych sikorek w karmniku. O bocianach nie wspomnę, żal biedaków. U nas przygotowania minęły spokojnie, wszystko lśni, sernik upieczony, w połowie już zjedzony, chłopcy kaszlący, zakatarzeni, ja też, więc przesiedzieliśmy w domku. A i wychodzić się nie chce...
Przyjechała Dorcia, odwiedzamy tatę, znaczy ja chwilowo nie, bo kaszle i kicham, ale już dochodzę do normy. Mam książkę grubą i smakowitą, Jonathan Strange i pan Norrel, podczytuję po parę kartek, żeby starczyło na dłużej. Duży gra, gitara snuje po domu muzykę, za oknem grube płatki śniegu, amarylis przekwitł, a ja czytam blog Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego.

Chandra dzieli się moim zdaniem na „chandrę wewnętrzną“ i „chandrę wewnętrzną do użytku zewnętrznego“. Ta pierwsza jest absolutnie bezpieczna. Jest, czy raczej bywa, immanentną częścią nas samych. Jest potrzebna, a nawet konieczna – jako punkt odniesienia. Na, z dawna przecież oczekiwany wypadek – gdy radość jakaś nas nawiedzi, czy zasłyszane szczęście. Dusza, mimo, że taka niby duchowa, też ma swoją Fizykę. A we Fizyce, każdej - dążenie do równowagi to jest aksjomat. I jedyne tej Fizyki zajęcie. Dusza pozbawiona obszarów gorszego samopoczucia byłaby kulawa. 

Całkiem mądrze prawi pan Poniedzielski, a chandra koresponduje z aurą za oknem.