01 kwietnia 2013

Święta z dzwoneczkami



Wielkanoc ze śniegiem, dzwoneczkami i bandą zdesperowanych sikorek w karmniku. O bocianach nie wspomnę, żal biedaków. U nas przygotowania minęły spokojnie, wszystko lśni, sernik upieczony, w połowie już zjedzony, chłopcy kaszlący, zakatarzeni, ja też, więc przesiedzieliśmy w domku. A i wychodzić się nie chce...
Przyjechała Dorcia, odwiedzamy tatę, znaczy ja chwilowo nie, bo kaszle i kicham, ale już dochodzę do normy. Mam książkę grubą i smakowitą, Jonathan Strange i pan Norrel, podczytuję po parę kartek, żeby starczyło na dłużej. Duży gra, gitara snuje po domu muzykę, za oknem grube płatki śniegu, amarylis przekwitł, a ja czytam blog Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego.

Chandra dzieli się moim zdaniem na „chandrę wewnętrzną“ i „chandrę wewnętrzną do użytku zewnętrznego“. Ta pierwsza jest absolutnie bezpieczna. Jest, czy raczej bywa, immanentną częścią nas samych. Jest potrzebna, a nawet konieczna – jako punkt odniesienia. Na, z dawna przecież oczekiwany wypadek – gdy radość jakaś nas nawiedzi, czy zasłyszane szczęście. Dusza, mimo, że taka niby duchowa, też ma swoją Fizykę. A we Fizyce, każdej - dążenie do równowagi to jest aksjomat. I jedyne tej Fizyki zajęcie. Dusza pozbawiona obszarów gorszego samopoczucia byłaby kulawa. 

Całkiem mądrze prawi pan Poniedzielski, a chandra koresponduje z aurą za oknem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)