- Nie mogę ot tak wyrzucić tych mebli - powiedziała Mama bezradnie, gdy siedziałyśmy w jej pokoju, patrząc na stary regał "puszcza" - Wiesz, jak trudno było je kupić kiedyś?
Wiedziałam. Pamiętam, jak się kiedyś zdobywało takie rarytasy. Nie szło się do sklepu, by grymasić w ofercie. Meble przywiózł wujek. Po płaszcz ortalionowy dla mojej siostry Mama musiała jechać do Łodzi. Pianino "Belarus" kupiliśmy w pawilonie z butami i całą resztą, jakim cudem ten jeden egzemplarz pianina trafił akurat do naszego gminnego pawilonu te dwadzieścia parę lat temu, do dzisiaj nie wiem. Pluszowe zasłony mężowa mama wystała w całonocnej kolejce, choć nie wiedzieli za czym stoją i co przywiozą. Dali akurat zasłony, to wzięła, wszyscy brali. Pamiętam buty do szkoły - za duże o dwa numery, innych rozmiarów nie było. Czubki wypychałam watą. Pamiętam pomarańcze, o których mówiono w telewizji, pomarańcze już płyną do Polski! Będą na święta. W paczce pod choinką każdy miał jedną pomarańczę i wyrób czekoladopodobny. Pamiętam dary z Ameryki, pomarańczowy, bardzo serowo pachnący ser, słone masło i inne rarytasy. Chałwę i kamyczki z Turcji. Pamiętam skrzący się śnieg i radosne kolędowanie kiedyś w walonkach - kto pamięta takie obuwie, wysoce oryginalne i cieplutkie? I pamiętam skromne wigilie, farby z Czechosłowacji w paczce,
najlepszy prezent świata, pamiętam, jak zbiłam mamie kryształ i
schowałam się pod stołem, płacząc, pamiętam starą szkołę, lekcje przy
kaflowych piecach, ławki z dziurą na kałamarz. Walonki zimą. Walonki! Każda z
nastolatek dzisiaj prędzej by zakopała się pod ziemię niż włożyła
walonki. Myśmy nosili - nie było nic innego.
A piszę to, bo wzięła mnie nostalgia. Teraz wszystko jest! Absolutnie wszystko! Przeglądam internetowe strony i blogi, pełne lokowanych produktów - cudowne, piękne, kosztowne dzbanuszki firmy X, skandynawskie wzory firmy Y, świąteczne, subtelne dekoracje, wysmakowane prezenty, nastroje, klimaty, sugerujące, nalegające, nakłaniające, uświadamiające, że tak, poczujemy ten zimowy nastrój, właśnie wtedy, gdy udekorujemy, zakupimy, będziemy posiadać...
A to nieprawda. Zwyczajna nieprawda.
Siedziałyśmy w maminym pokoiku, z westchnieniem przyglądając się bardzo nietrendowej puszczy, na której w zgodzie tuliły się do siebie kryształy, serwis, zakupiony przez Tatę w geesie, zdjęcia wnuków w ramkach, każdej innej, chińska lampka, kwiaty z rogu, wszystko wydawało się patrzeć na nas z nadzieją - nie wyrzućcie nas, może nie jesteśmy z tej epoki, ale byłyśmy ważne! Ważni! Zdobyto nas w pocie i znoju, systemem znajomości i koneksji, wydobyto spod lady, przywieziono z Turcji czy Węgier, zrozumcie!
Nie są dzisiaj winne niczemu skandynawskie dzbanuszki, nastroje i wzory, tak jak niewinne były niczemu puszcze, walonki i białe relaksy. Koło czasu obróciło się i obróci jeszcze nie raz, nastąpi zmiana dekoracji, ale zielone, świerkowe gałązki pachną tak samo, czy wisi na nich kryształowa bombka czy rączką synka namalowany, zarumieniony z zażenowania aniołek. Tak samo wesoło zjeżdża się z górki, czy na tornistrze, czy w emaliowanej miednicy, czy na własnym siedzeniu, czy na modnych sankach. W sportowych, oddychających, turystycznych traperach czy w filcowych walonkach. I rozumiem, tak bardzo rozumiem, czemu Mama nie wyrzuci "puszczy", by zamienić ją na meble z Ikei.
Też to wszystko pamiętam. Nawet stłuczony kryształ ;) I wcale się Twojej mamie nie dziwię, że nie chce "Ikei". Bo tak naprawdę to liczą się ludzie, którzy przy tej choince staną i do stołu zasiądą, mało ważne, czy stół będzie stary i dębowy po babci, czy nowiutki, prosto ze sklepu, kupiony chwilę przed świętami.
OdpowiedzUsuńRysunek super - no kimże innym mógłby być ten grzeczny chłopaczek, jak nie aniołkiem? ;)
O, tak pięknie to ujęłaś i w samo sedno - liczą się ludzie. Tylko oni i powód, dla którego w tym czasie i miejscu jesteśmy...
UsuńCieszę się, że rysunek się podoba, Lidio;)
Podpisuję się pod Lidka obiema ręcami ,z małą poprawką ,w naszym domu nie było kryształów :)))
UsuńNo i jest rysunek ,bardzo mnie to cieszy i oczywiście bardzo mi się podoba :))))
UsuńPuchnę z dumy! Nawet Mały łaskawie pochwalił, że kot narysowany dobrze!
UsuńJest taka ksiazka napisana przez autorke zyjaca we Francji, nie wiem czy jest przetlumaczona na polski, jest po prostu swietna, ja czytalam z dziecmi po angielsku. Tytul: "Marzi - A Memoir" napisana przez Sowa Marzena, pomarancze, za duze buty, Solidarnosc, kolejki, jednym slowem "nasze" czasy widziane oczyma dziecka. Jest to komiks - takze bardzo przystepny dla dzieci. To bylaby moja dodana lektura dla dzieci. Te wystane pomarancze mialy inny smak. Karp plywajacy w wannie. Cale bloki huczace w czasie ogladania meczu polkiej ekipy, braki wszystkiego - wody, pradu... Przypomnialas mi swoimi wspomnieniami tez o moich o dwa numery za duzych butach zdobycznych na zime. Wypozyczylam ta ksiazke z tutejszej biblioteki, ale teraz mysle, ze ja zakupie. Poniewaz tu wszystkie ksiazki mozna z biblioteki, mniejsza jest tradycja ich zakupu dla domu, zreszta ludzie sie tu czesciej przeprowadzaja i zminiaja domy, taszczenie ksiazek jest uciazliwe. Nie mowiac o elektronicznych ksiazkach, ktore juz calkiem wypieraja te papierowe wydania. Przy tej okazji kupie Historie Polski napisana przez Zamoyskiego dla chlopakow, jedna z najlepszych jakie czytalam jednym tchem. Watka
OdpowiedzUsuńWatko, pierwszy raz słyszę o komiksie, ogromnie bym chciała go zobaczyć. Poszukam! Te za duże buty... kolejki, kartki, które zgubiłam...mleko w butelkach szklanych i z kapslami z aluminiowej foli... zobaczyć znów. Zrozumieć, jak to nas ukształtowało. Żal z tymi ksiazkami - ale choć czytam ebooki, nic nie zastąpi pachnącej, grubej ksiażki!
UsuńKomiks jest przetłumaczony na język polski.W zeszłym roku kupiłam go w Empiku.Teraz chyba ukazały się jakieś dalsze części.
UsuńPozdrawiam cieplutko.
Jola
Z historycznych książek polecam książki Feliksa Konecznego pisze pięknym językiem a książki dla dzieci są wręcz porywające ;) np. "Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży" :)
UsuńKalino, Twój blog jest jednym z tych, które odwiedzam, by odnaleźć spokój i poczucie, że gdzieś istnieje świat, w którym jest normalnie...i pięknie. I tak mi bardzo przykro, że nie mam chwili, by myśli zebrać w jakiś sensowny komentarz. Wiedz jednak, że bardzo, bardzo jest mi bliski Twój świat. Dziękuję, że zaglądasz. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Miro. To dobrze, że odpoczywasz - a komentarz bardzo sensowny! Nigdy nie chciałabym przestać być Kaliną, jak zacznę, niech mnie kury zadziobią:)
UsuńPamiętam i ja! Nie walonki a relaksy - czarno srebrne...jakże ich nienawidziłam! Byłam gotowa w tenisówkach iść do szkoły:) Ale starsi kazali, więc się nienawidziło i nosiło. Pomarańcze pamiętam, czekoladę oddawałam bratu i kuzynce - nie cierpiałam:) Teraz też wybrzydzam odnośnie czekolady:) Butów za dużych nie nosiłam, oburzona mama oddała je babci. Biegałam w starych - skleiłam sobie butaprenem i pomalowałam jakąś farbą:) Oczywiście popękały...Byłam już panienką, było mi wstyd. Ale takie były czasy. Szybko poszłam do pracy-najpierw wiśnie, potem jabłka, na końcu knajpa:) Miałam to szczęście, że dorastałam w latach 90-tych i większość z obecnych produktów już na rynku była. Co do mebli - szkoda, ale czasami nie ma innego wyjścia. Rysunek świetny - ile jeszcze masz ukrytych talentów? :)
OdpowiedzUsuńNie tłukłam kryształów bo ich nie było:) Ale pamiętam jak zdjęłam lustro w łazience i pękła pentelka na którym lustro wisiało (było na śrubie nie na gwozdulku) - odwiesiłam je na skraju ramki tak delikatnie jak tylko umiałam. Kilka dni później ktoś mocniej trzasnął drzewami i lustro spadło i potłukło się. Bura była i to niezła - wszyscy się zastanawiali po kiego zdejmowałam to lustro??? Kupiłam sobie nowe majtki fikuśne i chciałam obejrzeć się "z drugiej strony":)
UsuńI zbiłyśmy z kuzynką szybę w segmencie...odstawiłyśmy ją tak samo jak to lustro, delikatnie, na styk...tu oberwałyśmy jak się wydało - po domu biegał 3 letni kuzyn - jakby ta szyba na niego... brrrr...to skróciłby się o głowę.
Tak się cieszę, że wspominacie... piszcie jeszcze, tak ciepło, gdy odżywa dzieciństwo i wspomnienia. Pamiętam dożywianie, kawę w wiadrze i bułki!
UsuńByło, fakt! Pamiętam dary z zachodu, wielki tir ze skrzynkami pomarańczy, ja w czwartej czy piątej klasie...cała szkoła wylała się do tego tira. Kobiety wkładały pomarańcze (po kilka) w wyciągnięte dziecięce ręce. Jedni jedli je od razu, inni wąchali i marzyli, jeszcze inni pakowali delikatnie żeby zanieść do domu i podzielić się z rodzicami i rodzeństwem. I naszą panią, która krzyczała na nas że wstyd Polsce Ludowej przynosimy:)
UsuńWstyd, Magdalenko:) Te pomarańcze to na amen mi się ze świętami kojarzą - jakie było zdziwienie, gdy potem odkryłam, ze pomarańczki są tez wiosną i latem, i jesienią... jak to, nie tylko w grudniu?
UsuńJa też rozumiem...Widzisz związek pomiedzy "puszczą" a aniołkiem ?
OdpowiedzUsuńBo To w Takich Rodzinach rodzą się Takie fajne dzieciaki .Pozdrawiam E K
Aniołek obrazek obejrzał i stwierdził: no, kota to dobrze narysowałaś:D
UsuńA ja bym chciała żeby moje dzieci pamiętały, że byliśmy razem i tylko tyle.
OdpowiedzUsuńZapomniałam dopisać, że rysunki idą Ci świetnie! :) Zdolna z Ciebie bestia :)
UsuńZ bestiami idzie mi dobrze, z rysowaniem znośnie:) Czy za miastem u was też dzisiaj minus dziesięć?
UsuńCzar PRLu powraca nieustannie w postaci wspomnień wystanych mebli, relaksów, bonów na towary (w stanie wojennym mój ówczesny narzeczony pracujący w szkole wylosował bon na biustonosz, który wymienił z koleżanka na bon na żyletki), i całego tego nieco zgrzebnego entourage'u.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o walonki, to one wróciły - nawet, powiedziałabym, na salony:)
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,13118315,Walonki__czyli_bialoruski_hit_eksportowy.html
Kinga T.
Walonki na szpilkach to za dużo dla mnie...O.O
UsuńWszystko to to moje wspomnienia myślę też , że wielu wielu osób :)) Dziękuje za odwiedziny, teraz wiem gdzie Cię szukać ;))
OdpowiedzUsuńuściski!
Pachnące jabłkami i zimowym lampionem, wzajemnie:)
UsuńKalinko, dokładnie moje wspomnienia opisałaś, z tą różnica, że ty pamiętasz ławki z dziurami na kałamarze, a ja jeszcze pamiętam te kałamarze i to jak dopiero w czwartej klasie można było pisać piórem "wiecznym", na pompkę (Tato mi przywoził z Czechosłowacji) , a wcześniej tylko zwykłym maczanym w kałamarzu. I zawsze jakaś mucha się w tym atramencie utopiła:)) Pamiętam też klej z mąki, robiony w domu przez Mamę. Relaksy oczywiście i wyprawy po pomarańcze i to oczekiwanie, jak mówili w tv, że już płyną z Kuby... I kolejki za karpiami i spanie pokotem na podłodze z kuzynami i grzanie wody w wielkim garze na piecu węglowym. I doskonale rozumiem twoją Mamę, że nie może się rozstać z "puszczą"... A, i walonki też miałam i jeszcze takie kapce sukienne na słoninie:))
OdpowiedzUsuńZawsze się grzeję w cieple twojego domu, Kalino:)) I dzięki za rysuneczek. Ściskam mocno
Ja, podobnie jak Mika takie kałamarze pamiętam i te okropne pióra ze stalówkami-skrobakami, i ten atrament, który zawsze mi się wylewał na ubranie i zeszyt. U nas już w trzeciej klasie pozwolono mi pisać piórem "wiecznym", bo chyba mieli już nauczyciele dość tej sieroty umazanej atramentem od stóp do głowy. Dwa dni temu rozmawialiśmy sobie z moim G. właśnie o tym, o czym piszesz. Nie znam ani regału, puszcza, ani relaksów, ani segmentów. Mieliśmy bowiem zawsze "stare szajsy" (określenie moich przyjaciółek ze szkoły podstawowej) i nic nowoczesnego poza telewizorem i gramofonem. Pamiętam zapach tamtych pomarańczy, płynących statkami, o czym zawiadamiano uroczyście i wielokrotnie w Dzienniku. Słodyczy nie jadałam, bo nie lubiłam, ale cytrusy bardzo mi smakowały. Walonki znałam z widzenia, a teraz właśnie jestem w trakcie "produkcji" swoich własnych z runa owieczkowego, bo się trochę zimno zrobiło.
UsuńW adwencie dopadają mnie zawsze wspomnienia.
A Twe rysunki są świetne!
To i lekcyj kaligrafii stalówką na obsadce osadzoną winnaś WMPani pamiętać...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Pamiętam, a jakże. Do dziś umiem pięknie pisać. Potrzebowałam jednak do kaligraficznych ćwiczeń warunków bardziej komfortowych, niż te klasowe. W domu oddawałam się pisaniu z ochotą. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńNie tak dawno rozmawiałam z koleżanką , która obecnie jest dyrektorką naszej szkoły i pytam czy nie wie co się stało z tymi starymi ławkami, które miały te słynne dziurki na kałamarze . A ona mi na to ,że dwa lata temu robili porządki na szkolnym strychu i wszystko poszło do kotłowni. Rozpłakałam się a ona patrzyła jak na głupią. A ileż serc z nimi spłonęło. Pod jednym było wyryte ,że Sławek kocha Marysię . Poszło z dymem. Walonków u nas nie noszono , nie pamiętam przynajmniej ale pamiętam za to foczki takie jak teraz z futerkiem na wierzchu ale takim w łatki. Do tego nosiłam kraciastą kurtkę wełnianą z żółtym kołnierzem i mankietami przy rękawach. I chyba z pięć koleżanek miało takie same. A marzeniem było mieć takie obcisłe kozaczki z cienkiej skórki jak moja ciocia . No i wreszcie się doczekałam ale miałam takie chude nogi ,że odstawały i ostatecznie wcale nie byłam z nich zadowolona. Czekolady nie lubiłam poza "Zosią " ale zbierałam opakowania. Po latach znalazłam kolekcję u rodziców na strychu robiąc porządki i spaliłam jak ta koleżanka ławki. Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Do pielęgnowania wspomnień i starych rzeczy też.
OdpowiedzUsuńU mnie w podstawówce...pojawił sie miły pan od staroci i zakupił hurtem wszystkie poniszczone krzesła tzw szkolne, które zalegały w kotłowni dziś już" na olej"
UsuńZapłacił po piątaku, dyrektorka szczęśliwa, on jeszcze bardziej bo we Francji sprzeda na pniu.
Ławki z dziurami są już dziś bezcenne.
Mama Muminka
Wspaniałe są wasze wspomnienia, pozwalają uchylić zdawałoby się, zamknięte drzwi i zobaczyć znów siebie... pytałam Mamę, co pamięta, a ona - narcyzy pod starą szkołą. Są takie obrazy, które wracają natychmiast, ledwie muśnie się pamieć. Bardzo, bardzo wam dziękuję.
OdpowiedzUsuńNo i ile w nas, te wszystkie stalówki ,uczuć i emocji wypisały? Do ilu refleksji doczłapałyśmy w juniorkach zdrowotnych? Jak nam pomogły białe kołnierzyki przy fartuchach?- nam , które się dziś określa 50 plus...
OdpowiedzUsuńMoje zdobyte na święta pomarańcze, przechowywane w zimnym bufecie ( lodówki wtedy nie było) Mama podgrzewała na żebrowanym , żeliwnym kaloryferze - jeden dziennie...wyciskała sok do szerokiego kieliszka z huty Hortensja, - w czerwone kropki i miałam wszystko:)
NIe mogłam przeboleć, że nie mieliśmy lichtarzyków do świeczek na choince, tylko takie dość toporne paluchy elektryczne .
Ukryte między anielskim włosiem wystarczały do stworzenia czarów kilkuletniej dziewczynce z lalką wyciętą z papieru- jakos takie postaci najlepiej lubiłam...
A prezent stulecia?
Tata kupił bony PeKaO i za nie kupił flamastry - 36 kolorów. Cudo nie widziane w szkole.
Wszystkie kolory ojajcie...
Tak je oszczędzałam, że większośc po prostu wyschła:)
Dzięki Kalino za pierwszą świeczkę adwentową . Odpaliłaś piękne wspomnienia...nieczytelne już dla młodych kobiet...jak zamazane fotografie.
Pozdrawiam
Mama muminka
Walonki Kalino to by pewnie nastolatka teraz założyła i to chętnie, ale kosztują sporo :D Bo to teraz dizajnerskie obuwie ;) A regału pewnie że nie wymieniać na ikeę, ale można "unacześnić" jakimś sposobem przecież :) Ja już na koniec wspomnianych przez Ciebie czasów żyłam, ale pamiętam paczki z Francji przed świętami... Taka paczka lepsza niż prezenty teraz była :D Pełna cudowności!
OdpowiedzUsuń