Dzisiaj Sir Mróz przyjechał z orszakiem pod nasze okno, a któraś z lodowych dam dworu, bo nie ośmielam się myśleć, że sam Lord Lodowaty się pofatygował - a wiec któraś z dam, palcem w białej, koronkowej rękawiczce narysowała nam zimowe pozdrowienie. Jak Gandalf biednemu Bilbowi na drzwiach, tajemny, wciągający w opowieść bez dna znak - na wszelki wypadek rozejrzałam się, czy banda krasnoludów nie zmierza ku nam na śniadanie.
Zimą bardziej wierzy się w baśnie. Mały skończył wczoraj"Małego Księcia", pytam o wrażenia z lektury.
- Z tym wężem na koniec nie byłem pewien - przyznał.
- Ugryzł go i ciało Księcia umarło, a on sam wrócił na swoją planetę - wyjaśniłam - Wiesz, nie da się podróżować ciałem między planetami.
- A jak sobie radził w poprzednich podróżach bez węży? - Mały spojrzał na mnie sceptycznie.
Hm! No właśnie, jak wędrował od Geografa do Latarnika i Bankiera? Coś tam było z odlotem ptaków, ale nie pamiętam dokładnie. A co do węży, nie pomyślałam. Uwierzyłam w magię baśni i nie zadawałam pytań, dałam się uwieść słowom i wziąć za rękę jak dziecko.
"W kontakcie z dziełem literackiej fikcji obowiązuje jedna podstawowa
reguła: Czytelnik musi po cichu zgodzić się na fikcyjność dzieła, zgodę
taką Coleridge nazywał 'zawieszeniem niewiary'. Czytelnik musi wiedzieć,
że opowiadana historia jest dziełem wyobraźni, ale nie może przyjąć, że
pisarz opowiada kłamstwa."
Wchodziłam do lasu fikcji agnostyczną ścieżką i nie pytałam, co za drzewami, zgadzając się nawet na wilka między lśnieniem czerwieni wśród mchu. Mały pyta. Co z wężem?
A może były węże, a Exupery nam nie napisał? Mały na szczęście łatwo dał się zabrać z niebezpiecznego terenu fikcyjnych węży, epifanii i pytań nieskończonych, poszedł bawić się z kolegą Bartkiem na dwór, ale ja zostałam z tym uczuciem pogody, jakie ogarnia mnie, gdy zaczynam myśleć o książkach i baśniach. I oczywiście pamięć pobiegła wesoło utartą ścieżeczką do "Sześciu przechadzek po lesie fikcji", jak wierny pisak, zabrany na spacer w ulubione miejsce. Ale stop stop, to nie zajęcia z narratologii, nie rzucamy się w fikcyjne lasy, w Sylwanię słów i nieskończone opowieści. Jest poranek, drugiego grudnia, na szybie lodowe kwiaty, a w kuchni pachnie capuccino. Do obrony przed tym lodowym królestwem, zniechęceniem i zimową słabością mamy tylko dwie ręce, łopatę od śniegu i silną wolę, bardzo dzisiaj niedocenianą. To prawie jak cztery kolce róży, wystarczy:)
- Wiesz... moja róża... jestem za nią odpowiedzialny. A ona jest taka słaba. I taka naiwna. Ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.
- Wiesz... moja róża... jestem za nią odpowiedzialny. A ona jest taka słaba. I taka naiwna. Ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.
No wiec mobilizuję wątłe, wzmacniane zapachem capuccino, Małym księciem, lodowymi kwiatami i uśmiechem szarych oczu Miłego siły. Kapusta mi zamarzła w letniej kuchni, marchew trzeba ewakuować do piwnicy, ptaszki w karmniku w dwa dni zjadły dwa kilo ziarenek, Mały twierdził, że ptaszków było ze dwieście, mamo! Niebo jak błękitny lazur, bardzo cienkie i szklane, kiedy niosłam o świcie do karmnika nową dostawę ziarenek, śnieg skrzypiał z zadowolenia. Mały wczoraj ślizgał się na butach po zamarzniętym stawku, a z przeżyć ekstremalnych przykleił jęzorek do żelaznej bramki, chcąc polizać szron. Efekt wiadomy. Duży pisał wczoraj kolokwium z logiki, a Średni jedzie do fryzjera. Upiekłam dwa pasztety z selera z pieczarkami, czytałam wiersze Koosera i jeden nawet wam podrzucę, bo piękny. Taki wiersz, to starcza na kilka dni, człowiek go smakuje ciągle od nowa. Tłumaczył Ryszard Mierzejewski:)
Zimowy poranek
Okno wiejskiego domu daleko tyłem do szosy
mówi do ciemności cienkim, pewnym głosem.
Przeciwko tej ciszy, tylko czajnik szepcze,
a przeciwko rozgwieżdżonemu niebu
jeden błękitny pierścionek ognia.
Okno wiejskiego domu daleko tyłem do szosy
mówi do ciemności cienkim, pewnym głosem.
Przeciwko tej ciszy, tylko czajnik szepcze,
a przeciwko rozgwieżdżonemu niebu
jeden błękitny pierścionek ognia.
- I co ja mam z tobą zrobić? - pytam w końcu, gdy mnie odetkało.
Mały przytula się mocno i zagląda mi w oczy:
- Kochać mnie!
- I co ja mam zrobić, jak on mnie tak rozbraja? - szukam ratunku u Miłego.
- A miałaś jakąś zbroję? - dopytuje się Mały z zainteresowaniem.
Ręce opadają... ech:)
Bajeczne te kwiaty mrozem malowane. Pamiętam takie z babcinych okien." Mały Książę" to moja ulubiona książka z dzieciństwa. Przyznam się szczerze, że często do niej wracam. Potrafi leczyć moją duszę:) Serdecznie pozdrawiam:) Monika
OdpowiedzUsuńBajeczne - to odpowiednie słowo, Moniko, własnie takie, jak trzeba:) Cieszę się, że Mały sięgnał już po księcia, choć obawiałam się, czy nie za trudny. Ale przeczytał na swój sposób, w dwa wieczory i zrozumiał, tyle ile dziewięcioletnie serduszko i rozumek pojęły. Moją duszę też leczy. I sprawia, że tęsknię:)
UsuńKalino,codziennie zaglądam do Ciebie w ramach "terapi zapomnienia".
OdpowiedzUsuńPięknie celebrujesz życie.Jest u ciebie baśniowo,i Miły i dzieci ,i Ty strażniczka domowego ogniska.
Wyczarowujesz wspaniałe nastroje.
Jest wielkim szczęsciem nakarmić i duszę i ciało tych,których się kocha.
Jak dobrze,że są jeszcze takie domy i Rodziny,bo życie jest bardzo twarde!
Dobrze,że spotykam na swojej drodze ludzi niosących Światło:)
Dziękuję i pozdrawiam:)
P.Lawenda
Lawendo, takie słowa piszesz, że za serce łapią, wasze wizyty i komentarze są dla mnie wielkim zbudowaniem.To prawda, że życie jest twarde, u nas też wokoło, też przechodzimy różne ścieżki, te jaśniejsze i mroczniejsze, ale nie umiem i nie chciałabym sama stwardnieć. I nie życzyłabym tego nikomu, zwłaszcza swoim dzieciom. Najbardziej ubogacili mnie właśnie spotkani ludzie, których tak pięknie nazywasz noszącymi światło. Dużo pozdrowień, lawendowych, jak twoje imię;)
UsuńTaki szron widziałam na oknach w dzieciństwie :)
OdpowiedzUsuńMojej też zdarzyło się powrócić do domu zimą w tenisówkach, śpieszyła się na autobus. Następnego dnia był problem, co ubrać. A z pływalni to ciągle czegoś nie przywozili, dobrze, że panie zbierały i nawet kolczyki złote udało nam się odnaleźć :)
Niestety, dziewięciolatek nie ogarnia, a że klasą ma żywiołową, to współczuję pani... dobrze, ze w jakichkolwiek butach w ogóle wrócił, Wietrzyku. Licze na odnalezienie się jutro zimowych buciorków!
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu jestem częstym gościem na Pani blogu. Pisze Pani niezwykle ciepło i ciekawie a przy tym bardzo szczerze. Jak rozumiem jest Pani nauczycielką języka polskiego i być może ten tekst jest Pani znany.http://www.edunews.pl/badania-i-debaty/opinie/2847-niech-uczniowie-decyduja-co-chca-czytac Bardzo jestem ciekawa Pani opinii. Pozdrawiam cieplutko w ten mroźny wieczór.
Łucjo, nie znałam artykułu, przeczytałam z ciekawością i z kilkoma rzeczami trochę mi nie po drodze. Po pierwsze, nie uważam, ze to, czy ktoś będzie kiedyś czytał czy nie, zalezy od lektur szkolnych. Moim zdaniem zależy to jedynie od tego, czy pokochał czytanie jako dziecko, czy czytano mu w dzieciństwie i nauczono pragnąć książki.
UsuńDruga sprawa - uczniowie nie wybiorą sobie ksiażek, bo nie mają perspektywy i znajomości literatury. Żadna pojedyncza osoba tego nie zrobi. Sama widzisz, ile głów układało naszą listę. Dlatego zgadzam się, ze ankieta to dobry pomysł, ale wśród rodziców, nauczycieli, młodzieży. I nie zgadzam się, że opracowania lektur są dobre. Nie lubię ich i już. Przeczytaj ksiażkę, albo lepiej wcale nie czytaj, mówię swoim. Albo czytamy głośno na lekcji:) Ksiażka to magiczny świat, słowa są ważne, nastrój - żaden bryk tego nie zastąpi:)
Nie wiem, czy moje skromne zdanie cię nie rozczaruje:)
Cudny ten najmłodszy. Taki szczery i ufny:) Wiersz skojarzył mi się z moja ukochaną leśniczówką. To se ne vrati. U nas nie ma kwiatów na szybach, za to jest szkliście, przejrzyście i ślisko....( nie zrymuję) na drogach.
OdpowiedzUsuńOpowiesz o leśniczówce? Chciałabym o niej poczytać:)
UsuńKalino, czy masz niezachwianą pewność, że nie da się podróżować ciałem między planetami? Myślę, że w pewnym wieku - w cudownym stanie umysłu - nie jest to niemożliwe ;-)
UsuńMały jak zawsze mnie rozczula i rozbraja (choć nie mam zbroi, nie!).
Ależ tam macie zimę! Miałabym chyba siłę woli, żeby przyjąć taką. U nas zimno i przeraźliwie brzydko...
Specjalista od rozbrajania. Niestety, trochę sie przeziębił po swoim wyczynie... dzisiaj został w domu. Mamy zimę zmrożoną, śniegowa gruda.
UsuńA co do podróży międzyplanetarnych - bardzo bym chciała!
Słodka mądrość dziecięca :) I te piękne kwiaty na szybach - podziwiam :)
OdpowiedzUsuńTwój Mały i mój Młody to chyba z jednej planety są! Ostatnio na dokładnie to samo pytanie usłyszałam: "Nic ze mną nie rób. Jestem Twoim Słoneczkiem do kochania!". Zero zbroi, normalnie zero.
OdpowiedzUsuńZero zbroi, masz rację. I on to robi specjalnie, czy niechcący, nie wiem:)
Usuń