04 grudnia 2014

Niezastępywalni.



Kiedy zostaję w domu sama, on pozwala mi na wiele, jak stary, cierpliwy przyjaciel.
 Na przykład mogę pozwolić oczom zwilgotnieć, słuchając piosenki o winogronowej gałązce, która usychała, ale ocalił ją Dobry Ogrodnik. Mogę siąść na brzegu fotela ze ścierką od kurzu w jednej ręce i podniesioną z podłogi dziecinną skarpetą w drugiej. Patrzymy za okno, dom i ja, na figle sikorek po świerkowych gałązkach i opowiadam mu, że tak naprawdę każde światełko trzeba rozpalić najpierw w środku, nim oświeci to, co na zewnątrz, prawda? I wysyłam dobre, przytulające myśli tym, co teraz w szpitalu - w szkole - na uniwersytecie - w stolarskim sklepie -  objuczonym ciężarami, torbami, całym zakrzątaniem. Będę czekać, piekąc pierniki. Wszystko jest potrzebne, dom to wie, dlatego otula mnie bardzo delikatnie piernikowym zapachem, gdy starannie nakładam papier do pieczenia na blachę, przycinając krawędzie. Potem pobłażliwie pozwala mi na drobne szaleństwa, na przykład przymierzanie przed lustrem letniego kapelusza, szukanie w twarzy młodszych rysów, układanie książek kolorami, zastanawianie się nad lukrowym wzorem na pierniku, który i tak zostanie zjedzony w kilka sekund młodymi, bielutkimi ząbkami.
A brzozy za oknem kaligrafują drobnymi gałązkami haiku na błękicie - pogoda dzisiaj.
I jesteśmy tak razem, dom i ja, tkając zimowy gobelin miłości. Mogę być z nim do woli  sentymentalna - nie powie mi, tak jak Średni, z serdecznym nastoletnim pobłażaniem, słysząc dźwięki nienowoczesnej muzyki:
- Czego ty słuchasz, mamo?
O tak, dom pozwala mi być tak sentymentalną, jak tego pragnę. Wybaczy mi każda falbankę, piruet na dywanie, marnotrawienie czasu na nielogiczne przyjemności. Jest jak zwierzęta i małe dzieci, którym wszystko jedno, jak wyglądamy, jaką mamy cerę, fryzurę, kapcie czy sweter. Bylebyśmy byli, właśnie my, tacy odosobni, swoiści, jedyni w swoim rodzaju. I największym szczęściem, z perspektywy tej części życia, w której jestem, jest fakt - że ktoś jest. I żeby to trwało, zawsze, zawsze. Czy to ta drobinka wieczności w duszy tak tęskni?
Znowu sobie puszczam Winogronową gałązkę, tak jak wczoraj słuchałam w kółko Kolędy dla nieobecnych. Święta to dla mnie trudny czas, choć tak piękny, aż boli, a wszystko przez te puste miejsca przy stole. Parę dni temu koleżanka, którą prosiłam, by dbała o siebie, bo ma dla kogo, machnęła ręką:
- Nie ma ludzi niezastąpionych!
Nie zgadzam się z tym, całą sobą, kalinową duszą.
Bo myślę, że wszyscy są niezastąpieni.
Nie - zastępywalni.

 W żaden sposób, nic i nikt nie zajmie pustego miejsca. Tam jest już na zawsze pustka w kształcie miłości. Tylko czemu coraz więcej tej pustki, gdy dorastamy?

Ach ta muszla morska,
 która przez przypadek
 ma kształt tej wielkiej we mnie pustki,
 czegoś wyrwanego z mojej piersi,
 gdy przed chwilą, na targu
nie udało mi się kupić kwiatów dla Ciebie

L. Aragon





Na zdjęciu na górze moi Dziadziusiowie.

10 komentarzy:

  1. Uczę się od Ciebie, Kalino, mądrości. Na nowo oswajam swój dom, który patrzy na mnie z zaciekawieniem: skąd się tu wzięła? co zrobi? Odrobiłam trzy doktoraty z dzieci i niecierpliwie z drżącym sercem oczekuję profesury z wnucząt. To już jutro! Cieszę się i martwię, oby wszystko poszło dobrze, szczęśliwie. Taka dzielna jest moja córka, dzielniejsza ode mnie, cierpliwsza, choć nic tego nie zapowiadało. Zostawiłam wszystko za sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam i ślę dobre myśli! Ja też się uczę, wydaje mi się, że dopiero zaczęłam, ale lepiej późno niż wcale:)

      Usuń
  2. Pod wpływem Twoich słów moje serce zadrżało tęsknie...uwielbiam Cię czytać!:):):)D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dom to najlepszy i najbardziej dyskretny przyjaciel :) A Święta... w dorosłym życiu chyba dla każdego mają dwa oblicza. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, święta są takie dwoiste... jak chrystusowe narodziny. Miesza się smutek z radością, poczucie utraty z nadzieją. U nas po odejściu Taty pojawił sie przy stole nowy gość, maleńki mój bratanek. Gałczyński pisał: Spójrzcie, jak pierzchają cienie! Płynie Boże Narodzenie!
      I one naprawdę pierzchają, jest w tym taka mądrość.., Pozdrawiam, Doranmo!

      Usuń
  4. Lubię pobyć w domu sama i posłuchać, jak gada swoim językiem - rozumiemy się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odkryłam, że domu trzeba się nauczyć i zaprzyjaźnić się z nim:)

      Usuń
  5. Pięknie opowiedziane:) Często wsłuchuję się w nasz stuletni dom, jestem przekonana, że ma duszę. Słyszę jak ze mną rozmawia skrzypieniem belek i wiatrem w kominie, jak pięknieje każdego roku podnoszony z kompletnej ruiny naszymi rękami. Nasza miłość trwa już 5 lat :)) Wiem o czym piszesz Kalinko i życzę niech ta miłość trwa ...Swoją drogą myślałam, że tylko ja układam książki kolorami ;):) Serdeczności ślę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi kolorami to wydało się, cyt:) Stuletni dom! Jest być z czego dumnym, stuletni dom to już mędrzec! Nasz ma z dwadzieścia latek, młodzik jeszcze;) Serdeczności!

      Usuń
  6. Nie znoszę swojego warszawskiego mieszkania. Nie lubię w nim być, nie lubię o nie dbać. Co innego jest z domem na wsi. To moje miejsce na ziemi. :) Jak zwykle świetny tekst! Pozdrowienia (niestety z Warszawy :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)