Kiedy nie chce nam się robić wielkiego pasztetu, albo zwyczajnie zostanie mało farszu, proponuję pyszne paszteciki w foremkach do muffinek lub w tych tradycyjnych, żelaznych. Zaletą niewątpliwą jest możliwość indywidualnego podejścia do każdego paszteciku; ja dekorowałam cebulką, ziołami, pestkami, jagodami goji, czym dusza zapragnie. Na zimno dobre są na kanapki, oczywiście po wyłuskaniu z papierka, na gorąco można pokroić w plasterki, podsmażyć, zjeść z sosem. Poza tym w wersji wegańskiej bez jajek nic nam się nie rozwali na patelni przy smażeniu, też zaleta.
Przepis na jedną blaszkę:
- około 2 szklanek zmiksowanej, ugotowanej soi, może być też ciecierzyca czy fasola
- szklanka ugotowanego ryżu lub kaszy, np jaglanej, może być reszta wykorzystana z obiadu
- jedno jajo, w wersji wegańskiej można dodać zamiast jajka około 2/3 szklanki przecieru z dyni
- bułka tarta, tyle, ile farsz weźmie
- łyżka mąki ziemniaczanej, łyżka jaglanej lub kukurydzianej
- przyprawy do smaku, ja dałam oregano, rozmaryn i tymianek
Składniki farszu mieszamy, nakładamy do muffinek łyżką/ Blaszki żelazne smarujemy i posypujemy bułką tartą. Piecze się 20- 25 minut w temp 180 stopni, z termoobiegiem. Smacznego jarzynowego!
Kalino, moja córa piecze ostatnio pyszne pasztety sojowe a w sobotę zrobiła fasolowy. Nie jesteśmy wegetarianami ale ....chyba już nie będę robiła mięsnych pasztetów. Te są pyszne i nie muszę się martwić ,że podczas jedzenia pomyślę sobie z czego ten pasztet jest i odejdzie mi ochota na spożywanie. A może to właśnie już jest wegetarianizm ?
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam fasole i jej rodzinkę. Pasztety zawsze sa boskie, a wypróbuj jeszcze gotowany seler! Pyszność nad pysznościami:)
Usuń