22 września 2020

Chwile










Dni w kolorze śliwkowym, spacer na nowy most i złota godzina

 



Zaczęły się dni w kolorze śliwkowym. Dzisiaj cały dom pachnie pieczonymi sliwkami. Przekrajam na połówki, z odrobiną wody wstawiam do piekarnika w naczyniu żaroodpornym i piekę, aż się zrobi śliwkowa, obłędnie pachnąca masa. Wtedy wyciągam, dodaje cukier, ciut cynamonu, jeden, dwa goździki (albo z pół łyżeczki przyprawy do piernika) –  mieszam i zapiekam do bulgotania raz jeszcze. Studzę. Po wystudzeniu powtarzam i tak ze trzy razy. 
Z razowym chlebkiem... masłem.... taka pajda śliwkowych powidełek pieczonych jest bajką... Z innych zapachów –
Jesiennie powtarza kwitnienie New Dawn.


Nad naszą rzeką powstaje nowy most. Olbrzymi, przęsła ciągną się nad rozlewiskami i ługiem, kiedy mgły spływają na łąki wydaje się, że idziemy po zaczarowanym molo nad morzem mgieł i fal. O złotej godzinie też jest pięknie.




06 września 2020

O różnych sztukach i otulaniu

 Ćwiczymy sztukę zbierania i sztukę odpuszczania i tracenia. Marchewki są ładne, a w ziemniakach jakieś niedoskonałości, dziurki i plamki. Została brukselka, ostatnia kapusta podzielona ze ślimakami. Piękne słoneczniki i dalie, ale już po truskawkach. A karczoch jest cudowny, ale kolczasty jak wyrzuty sumienia. Brzozy żółcieją, dzieci wyjeżdżają, kot się pakuje pod koc, bo koce już też wyciągnięte i gotowe do otulania chłodnych ranków.

Dynie grubaszą się na zagonku, coraz dorodniejsze. 

Przekwitły ostatnie groszki, teraz pora astrów,  które Ania Shirley wpinała we włosy. Na szczęście po wrześniu będzie październik, nie listopad i to pociesza serce. 

Jestem dobra dla siebie i otulam się czym mogę, dostałam herbatkę ziołową monastyrską od Macierzanki i pora zaparzać w czajniczku i łapać te cichutko odchodzące, letnie światła. Czas dobroci!

Jeszcze trochę. Na szczęście w słoiczkach zamknięte i zaklęte lato i zostanie z nami nawet na listopady!







Zebrane, gotowe do posiania koperku i zimowego olbrzyma szpinakowego






Ach  jesień idzie, nie ma na to rady! :)


02 września 2020

Na pocieszenie serca

 

Wróciliśmy do szkoły.

Jest inaczej. Ale na plastyce z klasą szóstą będziemy malować liść, a klasa ósma dowiedziała się już, kim był Hemingway i że wcale nie raperem. Rozmawialiśmy o marzeniach, nie tylko o procedurach i przyjemnie widzieć te dziecięce buzie i uśmiechy po takiej przerwie. A na gazetce powiesiłam obrazek smoka, który czyta książkę.

Będę teraz trochę bardziej zalatana, więc pewnie wpisów na blogu będzie mniej. Choć ciągle mam do zrobienia pomidory, mirabelki i gruszki, a astry jak gwiazdy świecą igiełkami płatków na wrześniowej już rabacie. Mały dojeżdża do liceum. I mamo, połowę drogi stałem, a połowę siedziałem koło takiej babuni. I w szkole mamy sklepik i można kupić tosta za dwa złote i czekoladę. I taki jeden Bartek ma tyle wzrostu co ja, a wszyscy są wyżsi. I pani od polskiego jest fajna, ale sieje grozę, i znalazłem jedno miejsce, gdzie można kupić pączki! I kupiłeś? No!

A  za dwa tygodnie Średni pojedzie na studia, a nasza brzoza ma złotą podszewkę pod zieloną spódnicą.

Pozdrawiamy wrześniowo, szkolnie i ogrodowo, i  zostawiam wam przepiękny cytat, pocieszający serce  na odejście lata: 


"Jesień jest takim czasem w roku, kiedy Matka Natura mówi: “spójrz, jak łatwe, jak zdrowe i jak piękne może być odpuszczanie”.

Toni Sorenson