Zaczęły się dni w kolorze śliwkowym. Dzisiaj cały dom pachnie pieczonymi sliwkami. Przekrajam na połówki, z odrobiną wody wstawiam do piekarnika w naczyniu żaroodpornym i piekę, aż się zrobi śliwkowa, obłędnie pachnąca masa. Wtedy wyciągam, dodaje cukier, ciut cynamonu, jeden, dwa goździki (albo z pół łyżeczki przyprawy do piernika) – mieszam i zapiekam do bulgotania raz jeszcze. Studzę. Po wystudzeniu powtarzam i tak ze trzy razy.
Z razowym chlebkiem... masłem.... taka pajda śliwkowych powidełek pieczonych jest bajką... Z innych zapachów –
Jesiennie powtarza kwitnienie New Dawn.
Nad naszą rzeką powstaje nowy most. Olbrzymi, przęsła ciągną się nad rozlewiskami i ługiem, kiedy mgły spływają na łąki wydaje się, że idziemy po zaczarowanym molo nad morzem mgieł i fal. O złotej godzinie też jest pięknie.
Uroczo :)
OdpowiedzUsuń