31 grudnia 2011

Druga strona wszystkiego i Dolina Wiśni

Piosenka Joni towarzyszy mi na koniec tego roku. Dzisiaj rano, siorbiąc herbatę i patrząc na śnieg- tak, snieg pada- myślałam o tym, jak rok temu założyłam tę odsłonę bloga i nazwałam ją Jarzyny i milość. Może zabawnie, ale to było nasze domowe hasło na ten rok 2011: Lepsza miska jarzyn, a przy tym miłość, niż karmny wół wraz z nienawiścią. Salomon to powiedział....
Co będzie w tym nowym roku, młodziutkim, jak pędy fasoli, co ją dzisiaj z Małym posadzimy?
Czuję się po drugiej stronie wszystkiego. Jak Joni, patrzyłam kiedyś na chmury jak na pierzaste zamki, potem tylko jak na niosące deszcz brzuchacze, a teraz znów stoję po drugiej stronie. Ludzie będą dzisiaj tańczyć i wznosić toasty, my będziemy wyciskać soki, robić domowe lody i ratatouille, bo Mały zakochał się w filmie o szczurku w restauracji i też chce taką potrawę. Poza tym sprzątam od rana, słucham Helene Boksle, czytam Jesień Sredniowiecza i czuję się po drugiej stronie wszystkiego.
Odejścia, które bolały, znikły, stały się drugą stroną.
Oprócz przyjaciół, którzy jak Włóczykij powędrowali za dzikimi stadami gęsi, Babcia moja powędrowała naprawdę na drugą stronę. Siedzą pewnie z Tatem w Dolinie Kwitnącej Wiśni i czekają na nas.
Po drugiej stronie ważne są kolory moich mebli- ważne jak wszystko, każda drobina. Wazne, dlaczego lubię błękit i czemu nigdy nie nauczyłam się grać na okarynie.Po drugiej stronie ważniejsze od tego, że już nie studiuje jest to,że Mały podaje mi łapkę przez kraty w szatni, jak odprowadzam go do zerówki. Po drugiej stronie widać, że warto wstać o 5 rano by zrobić Dużemu kanapki i popatrzyć w ciemności jak wychodzi dojechać do szkoły 40 km...
Gdzieś wsadziłam obrączki, ale po drugiej stronie ważne jest to, że ciągle dostaję róże od Miłego, a wschód słońca ciągle smakuje z kawą i opowieściami, co sie komu śniło.

 Pozdrawiam wszystkich noworocznie, po którejkolwiek stronie są.
Niech będzie pięknie....


29 grudnia 2011

Szarość, Joni i babka ziemniaczana.

Pieczemy babkę ziemniaczaną. Cała rodzina: jeden obiera, drugi trze ziemniaczki, druga połowa komentuje i czeka, aż owo woniejące cudo wyłoni się z piekarnika.
Za oknem szarosć, 10 stopni ciepła, koniec grudnia.
Słucham zimowych piosenek i myślę o wietrze na wrzosowiskach.Zawodzą sosny za oknami, gdy wiatr szarpie je za zmatowiałą zieleń.  Pod koniec roku czytam więcej smutnych wierszy i nagle mam ochote odpisać na wszystkie listy, na które nie odpisałam. Znalazłam notes z adresami i patrzę na te imiona, za którymi kryją się twarze. Jak to się stało, że zapominamy o sobie? Że wydawało się, że nie zniesiemy dnia bez tej osoby, a tu juz lata mijają?
Jest koniec roku i zapach babki ziemniaczanej wędruje po domu, a ja dotykam opuszkami palców starych mebli i myślę o kruchości wspomnień.
Zapominam głos Taty.
Czy chwila, gdy na łyżwach wiozłam mu bigos którejś zimy jest tylko moją opowieścią? Które ze wspomnień są tylko snami?
Dlaczego przestali mnie kochać ci, którzy mnie kiedyś kochali?
Dlaczego mnie samej tak trudno pamiętać?
Poczytam  Borgesa...i poslucham Joni Mitchell. Najgenialniejsza. Tłumaczenie stąd

Urywki i strzępy anielskich włosów
I lodowe zamki w powietrzu
I mnóstwo pierzastych dolin
Tak zawsze patrzyłam na chmury
A teraz tylko zasłaniają mi słońce
Pada z nich deszcz i śnieg na wszystkich
Tylu rzeczy bym dokonała
Gdyby chmury mi nie przeszkadzały
Teraz spoglądam na chmury z obydwu stron
Z góry i z dołu i mimo wszystko
Lepiej pamiętam obraz chmur z marzeń
I dalej wcale nie znam chmur…
Księżyce, czerwce i parkowe karuzele
Zawrotny taniec uczuć twych
I każda bajka dobrze kończy się
Tak zawsze patrzyłam na miłość
Lecz teraz to po prostu zwykłe show
Zaśmieją się gdy będzie po wszystkim
I nawet gdy się zaangażujesz
Nie daj tego po sobie poznać
Nie zdradzaj się z tym
Teraz spoglądam na miłość z obydwu stron
Dawanie i branie i mimo wszystko
Lepiej pamiętam obraz miłości z marzeń
I dalej wcale nie znam miłości…
Łzy, strach i poczucie dumy
Gdy mówiłam Ci na głos „Kocham cię”
Sny i plany i cały ten cyrkowy kram
Tak zawsze patrzyłam na życie
Lecz teraz starzy przyjaciele dziwnie się zachowują
Kręcą głowami mówiąc, że się zmieniłam
No cóż! Coś się traci, a coś zyskuje
Każdego dnia życia
Teraz spoglądam na życie z obydwu stron
Poprzez zwycięstwa i porażki i mimo wszystko
Lepiej pamiętam obraz życia z marzeń
I dalej wcale nie znam życia…
Teraz spoglądam na życie z obydwu stron
Poprzez wzloty i upadki i mimo wszystko
Lepiej pamiętam obraz życia z marzeń
I dalej wcale nie znam życia…






Things that might have bee

Myślę o rzeczach, jakie mogły być, a nie były.
O traktacie saksońskiej mitologii, którego nie napisał Beda.
O niepojętym dziele, które może Dantemu dane było dostrzec,
Gdy poprawił już ostatni wers Komedii.
O historii bez wieczora Krzyża i bez wieczora cykuty.
O historii bez twarzy Heleny.
O człowieku bez oczu, które nam zesłały księżyc.
O zwycięstwie Południa w trzech dniach Gettysburga.
O miłości, której nie dzieliliśmy.
O rozległym imperium, którego Wikingowie nie zechcieli założyć.
O świecie bez koła czy bez róży.
O opinii Johna Donne'a na temat Szekspira.
O drugim rogu jednorożca.
O baśniowym ptaku Irlandii, co jest w dwóch miejscach na raz.
O synu, którego nie miałem.

23 grudnia 2011

Dzyń dzyń


Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Może to sobie uświadomić każdy, przechodząc przed witrynami sklepów. W koszach z promocją już wystawiono straszliwie liche chińskie lampki choinkowe i jadowicie zielone girlandy z plastiku, żałośnie udające jedlinę. Obok stosy grających mikołajów o odklejających się brodach, plastikowe bombki malowane przez psychopatę i striptizerki w strojach mikołajek, wyginające się wdzięcznie przy midi-piosenkach: jingle bell, jingle bell...
Zbliżają się święta. W ekskluzywnych sklepach dyskretnie połyskujących w drogich galeriach, w beżach i szafirach modnych tego roku styliści stylizują choinki dla wymagających klientów. Przepiękne dzwonki z porcelany w cenie emerytury mojej babci moszczą się w aksamitnych pudełkach. ten ekskluzywny anioł zapewni twemu domowi niepowtarzalny nastrój na wyjątkowy czas świąt. Tu kupisz prezenty designerskie i snobistyczne dla dzieci i bliskich. Ten stroik z prawdziwej wikliny, ozdobiony autentycznym igliwiem z lasu wniesie zapach wigilii , magię świąt do twego domu. dzyń dzyń, dzwoni krasnal komercji. Dla masowego człowieka jest masówka made in China, koszmarnie brzydka, nieudolna, tania i licha. Dla wyjątkowych ludzi o wyjątkowych portfelach jest Villeroy and Bosch, Schaffer, marcepany Lindt i zegarki Patek.
Jedni niosą do domu chonki przypominające miotły o plastikowych zielonych wyłysiałych piórkach, drugim styliści stylizuja choinkę przywieziona prosto z gór, bo taka ładniej pachnie.
A my.
Gdzie my?
Tacy średni, tacy, których zęby bolą na widok piszczącego renifera z pcv, ale których nie stać na Villeroya?Tacy, którzy nie lubią oglądać telewizji w święta, nie chcą się dać ogłupić porządkom, reklamom, presji gazet, rodziny, sąsiadek, własnych wyrzutów sumienia?

Musimy rozebrać nasze święta. Zdrapać z nich fałszywe złoto podrabianych ozdób. Żeby zobaczyć Betlejem.
Kto powiedział, że musimy co sezon kupować nowe bombki?Że niemodna jest choinka, ozdobiona przez dziecinne łapki?Łańcuchy, pierniczki, ciasteczka, cukierki na sznurkach. Jeśli nie lubimy sztucznych( jak ja) a żal nam wyrzynanych bezlitośnie z lasu ( bo mnie żal), pozostaje kupno niewielkiej, w doniczce i przesadzenie jej potem do ogrodu. Albo zrezygnować w ogóle, zastąpić ją kilkoma gałęziami jedliny, wikliny, głogu. Uwielbiam, jak dzieci objadają choinkę, jak chudną papierkowe cukierki, jak kołyszą się mini jabłuszka, złocone pędzelkiem orzechy. Nie żal mi, jak się coś stłucze, bo nic nie kosztuje kilkaset złotych.
Zamiast na kolanach szorować kolejny dywan, pieczemy koślawe pierniczki..Czytamy biblijną historię o zdziwionych pasterzach. Zamiast dwunastu dań pyszna ryba po grecku i chleb na talerzu z babcinej porcelany. Zapach gałązek z wazonu. Świece. Mnóstwo świec.
Dziecinne głosy z kolędą.Będziiemy jengę układać i jeść makowce.Miam! Czego i wam życzy.


Kalina

19 grudnia 2011

Jak Mały zarabiał na jedzeniu

Mały jest niejadkiem.
Babcia, by go zachęcić do spożywczych ekscesów, opowiedziała mu historię jak to jej mama (a Małego prababcia) płaciła babci kiedyś za zjedzenie obiadu.
W oczach Małego błysnęło.
- Jak mi dasz babciu 10 groszy, zjem kisiel- oznajmił po namyśle.
Dalej opowieśc potoczyła się torem dość oczywistym. Do wieczora Mały miał już 2 złote i 90 groszy, bo za zjedzenie obiadu wytargował całą złotówkę. Kres bankructwu Babci położyłam, oznajmiając Małemu, że za jedzenie będzie się mógł targować tylko w niedziele.Byl głęboko zawiedziony....
Wieczorem liczył swoje łupy.
- Widzisz, mamusiu, jak łatwo zarabiać na jedzeniu?- powiedzial, rozmarzony.

A tak w ogóle to dzisiaj pierniczkujemy, a choinka już ubrana^^
 

16 grudnia 2011

Uwaga dobry pies!

Wracamy ze szkoły z Małym. Dumny czytacz odczytuje mozolnie tabliczki na ogrodzeniach.
- Uwaga, zły pies!
- Uwaga, zły pies- gryzie!
- Mamo, czemu oni hodują tylko złe psy?- oznajmia w końcu zdegustowany.
- A ty jakiego byś hodował?- pytam, rozbawiona.
- No jak to jakiego? Dobrego! I napisałbym: Uwaga, dobry pies- liże!

15 grudnia 2011

Nie baw się synku żołnierzami



Święta idą.
Po raz kolejny znalazłam się w mieście, w piekle sklepów, szukajac prezentów dla dzieci. I po raz kolejny jakoś gorzko mi.
Gdzie są ołowiane żołnierzyki? Gdzie drewniane klocki, z których można budować wieżę do nieba? Gdzie piracki statek z załogą, która nie byłaby z koszmarnego plastyku, z upiornie malowaną gębą? Gdzie coś, co nie jest kiczowate, okropne, wściekle kolorowe, na baterie, z idiotyczną muzyczką, która jeździ po nerwach jak kreda po tablicy?
Nie kupuję gier komputerowych, wystarczy im tego, co mają. Ze smutkiem dziwaczki, która nie wie, czego chce, ale wie, czego nie chce, kupiłam Średniemu książki: Baśniobór, dwa tomy. Starszemu dżinsy.  Małemu nie kupiłam jeszcze nic, jestem w depresji. Chciałam wulkan do samodzielnego montazu, ale jak zobaczyłam, w jakich kolorach dali farbki do pomalowania gipsu, to zwątpiłam. Różowe wulkany nie istnieją!

Jakoś tęskno mi.
Za sklepami z XIX wieku, gdzie subiekci na święta robili girlandy z żywej choiny i bukszpanu. Za żołnierzykami, których mozna bylo ustawiac w armie, a każdy był inny, choc niby ten sam. Za drewnianymi zabawkami. Koniem na biegunach- ostatnio widziała, różowego jednorożca na biegunach w kolorach od których anioły dostają zadyszki...
Czym ma się bawić synek? Turnau mi sie przypomniał, ni w pięć ni w dziewięć.
Nie baw się synku żołnierzami- nie ma ich juz.


http://marcinxii.wrzuta.pl/audio/21cndJa8dP7/grzegorz_turnau_-_nie_baw_sie_wiecej_kula_ziemska

13 grudnia 2011

Kiedy przyjdą króliki

Z dziećmi trzeba rozmawiać ostrożnie, jakby się tkało spadochron z pajęczyn. Ich wyobraźnia jest...hm, sami zobaczcie.

...mieliśmy owijać w sobotę drzewka. W piątek wieczorem niefrasobliwie przedstawiłam rzecz Małemu i Średniemu.
- Jutro musimy po obiedzie owinąć drzewka na zimę. Jabłonki i inne. Bo przyjdą zające i zniszczą wszystko.
Oczka Małego błysnęły...
Rano ktoś budzi mnie energicznie, mimo, że sobota.
- Idź sobie...- mruczę do Małego. Znam te miękkie łapki.
- Ale trzeba iść drzewka owijać!
- O 7 rano? Po obiedzie...- ziewam, łapiąc uciekający sen.
- A jak króliki przyjdą rano???- w glosie Małego jest autentyczna zgroza...

..jakiś czas potem...
Średni taszczy zieloną siatkę do okręcania, ja agrowłókninę i sznur. Mały drepcze przejęty.
- Mamo, a kroliki są groźne?
- Dla drzewek, tak. Ogryzają korę.
- A czemu tylko naszych drzewek?A dla ludzi są groźne?
- Bo owocowe im smakują, a my mamy sadek za lasem. Wyjdą z lasu, jak śnieg spadnie i ogryzą.Ale dla ludzi nie są groźne...
- Króliki rządzą światem- Średni patrzy na mnie ponuro, jak apokaliptyczny prorok- Zobaczysz, zapędzą ludzi do swoich kopalń, by wydobywali cenne minerały. Będziemy ich niewolnikami. Zapanują nad całą planetą i sięgną po władzę. Może już to robią, udając łagodne króliczki. Tak naprawdę to bestie, dzikie bestie. Mają podstępne umysły.
- Sam masz podstępny umysł- wciskam Średniemu siatkę- Zanieś to tam dalej, połóż obok każdego drzewka, będzie szybciej...
Wzrusza ramionami. Ma niewielką ochotę pomagać, bo odciągnęłam go od komputera.Ale owijamy wszystkie drzewka, dalej wymieniając uwagi, co by było, gdyby króliki za pomoca hipnozy kontrolowały umysły całej ludzkości, zajęły miejsca prezydentów i opanowały świat. Królicza teoria spiskowa wciąga....
- Popatrz mamo, słońce zaczęło się udzielać społecznie i przestało udawać emo...- kiedy skończyliśmy, Średni pokazuje mi smugę blasku spoza chmur....

08 grudnia 2011

Starzy się lenią

Wracamy ze szkoły. W przerwie między rzucaniem śniegu do strumyka, a zdrapywaniem mchu z ogrodzeń Mały oznajmia mi niespodziewanie:
- A dlaczego starzy się ciągle lenią?
- Jacy starzy?- pytam zdezorientowana.
- Wszyscy.- Mały jest nieustępliwy- Czemu dziadek nie wyjdzie na dwór śnieżek rzucać?

No cóż, wizja dziadka z chorobą Parkinsona, który rzuca śnieżkami, wydaje mi się zuchwała.

- Dziadek nie da rady rzucać śnieżkami, wiesz..- próbuję ostrożnie.
- Mógłby rzucać blisko!
Postanawiam mu wyjasnić zawiłości geriatryczne.
- Dziadek jest stary, nie ma siły, a poza tym wiesz, są takie rzeczy, których starzy ludzie zwyczajnie nie mogą...
- Na przykład jakie?- patrzy na mnie powątpiewająco. Szybko szukam w głowie....
- Na przykład łazić po drzewach...Dziadek czy babcia, co mają ponad siedemdziesiąt lat nie wejdą na drzewo...
- Mogliby wejść nisko!
- Na rowerze dziadek ścigać się nie będzie...
- Ale ma wózek!

Fakt, wózek inwalidzki, ale jakoś wizja dziadka ścigającego się z dziećmi wózkiem inwalidzkim wydaje mi się jeszcze bardziej zuchwała od wizji dziadka, rzucającego śnieżkami...Postanawiam zadać logice Małego ostateczny cios.Pokazuję mu ślizgawkę i huśtawki na podwórku.
- No, ale na ślizgawce to dziadek z babcią ślizgać się nie mogą!

Mały patrzy na mnie z politowaniem.
- Mogliby, gdyby chcieli!- oznajmia i podskakując, rusza przed siebie, po drodze lepiąc nową, śnieżną kulę...


Jak mały Czas mijał

- Wiesz mamo, jak ja umiem szybko mijać czas?- Mały podzielił się dzisiaj ze mną swoją teorią, gdy ubierałam go przed siódmą do zerówki. Za oknem miękka szarość  poranka, pierwszy śnieg, w pokoju ziewanie i wciąganie skarpetek, spodni, koszulki  w czerwone paski...
- Normalnie polożyłem się spać wczoraj, wstaję rano i już minąłem całą noc czasu! - dumnie oznajmił, pakując rękaw w sweterek - Ty też tak umiesz?

A mnie ogarnęła zuchwała myśl- własnie! Tak trzeba, zamiast czas ma nam mijac, my go mijajmy, a co! Wezmę sobie zaraz zrobię kawę i słuchając Lisy Lynne minę sobie kwadrans czasu, niech zgrzyta minutami, niech tupie na mnie sekundami, minę go i już! W sumie...mińmy sobie zimę! Otwieramy oczy, a tu wiśnie kwitną...Uczmy się od dzieci....


02 grudnia 2011

Prawie moja

Poważne rozmowy piątoklasistów.
- Widzisz tę dziewczynę? Jest prawie moja.
- Ale jak to prawie?
- No, bo ciągle mi ją zajmują i ktoś z nią do domu idzie. Ale już niedługo ja odprowadzę i zobaczysz.
- No, jasne. A ja to mam szczęście, wiesz.  Siedzę z najładniejszą dziewczyną w klasie, to jej nie muszę odprowadzać...