24 marca 2012

Jak przetrwać na wycieczce i urodziny Dużego

Byłam na wycieczce z klasą w muzeum. Zajęcia interaktywne, obcowanie ze sztuką, wystawa malarstwa portretowego i zajęcia plastyczne dla dzieci: nauka malowania portretu.
Można przewidzieć, że nie będę się nudzić. I panie z muzeum też. Naprawdę im współczułam.

- Nie dotykać!  Nie, nie wolno skrobać tej ramy, żeby sprawdzić, czy złota.  Ten obraz ma ponad dwieście lat i wiesz, dlaczego ma tyle lat? Bo nikt go nie dotykał!

Jeden skrobał ramę, drugi macał Matejkę, czy prawdziwy, trzeci się dobrał do Bacciarellego. Czwarty położył się na podłodze, bo nie było krzeseł, a on oznajmił, że bolą go nogi. Piąty odmówił portretowania prezydenta Komorowskiego, bo umie tylko św. Mikołaja rysować. Po negocjacjach narysował prezydenta w saniach z reniferami.

Potem opuścilismy muzeum, wszyscy ściskali w rękach swoje dzieła, sądziłam, że doholuję ich do kręgielni całkiem bezpiecznie, ale nie doceniłam weny twórczej piątoklasistów. Oburzona babcia w kapeluszu dogoniła mnie żwawo i wcisnęła mi w rękę portret Komorowskiego w saniach, oznajmiając, że "tamten chłopczyk jej to dał na ulicy". Cóż, rozdawanie swoich bohomazów jako ulotek nie przyszło mi do głowy... Zapytany młodzian dumnie oznajmił, że chciał "się z tamtą panią obrazkiem podzielić".
Sztuka trafia pod strzechy. Pod kapelusze...

A tak w ogóle to wiosna, krokusy kwitną, mam nową klatkę, którą sfotografuję przy okazji, piekę tort dzisiaj, bowiem- ta dam!- jutro urodziny Dużego!
Kochany mój- sto lat!


14 marca 2012

Wiosenne porządki. Jak być sobą.



Mały wszedł na tematy egzystencjalne.
Z Krzysiem, naszym domowym przyjacielem, gawędzą przy układaniu drewna.
- A ty wiesz, co to znaczy być sobą?- pyta Krzyś.
Mały myśli, po czym odpowiada, marszcząc nos:
- To znaczy nie być kimś innym!
- Tak, a jak jesteś sobą, to znaczy, że?
- Że mogę robić wszystko!

Ogromnie mi się spodobał optymizm mojego sześciolatka. I jakie to piękne, wiosenne motto. Nie być kimś innym i robić wszystko!
Na razie ucho go boli, dzisiaj idziemy do lekarza. Śnieg zniknął, tylko na oczku wodnym lód nadal się trzyma, sikorki tłumem odwiedzają zimowe karmniki i doprowadzają nas do bankructwa:  siemię, pestki znikają w zastraszającym tempie. Drzewka zostały przycięte, zioła kiełkują, a za tydzień Duży będzie miał 17 urodziny i z tej okazji zabieramy się za urządzanie mu pokoju w ramach prezentu i wiosennych porządków. Wreszcie dostanie swój kąt i nie będzie się dzielił przestrzenią ze Średnim. Myślicie, że chce nastolatkowe klimaty? Skąd.
Duży chce stare meble, zielone, mchowe ściany i rośliny w pokoju...
Oddam mu moją rzeźbioną, przedwojenną komodę, a co.

Przy okazji wiosennych porządków znowu tęsknię za katharsis sprzątania, oczyszczania, siebie, domu, szafy, za wyrzucaniem śmieci, złudzeń,  niesprawdzonych teorii, niedokończonych projektów, za wspaniałym, wiosennym rozgardiaszem Too-tiki. Ale chcę to robić SAMA. Bez pokazywania mi, co mam sprzątnać i bez decydowanie za mnie, co zostawić. Przy sprzątaniu budzi się we mnie chęć bycia sobą w najwyższym nasileniu- to moja wiosna i ja ją witam po swojemu! Moje żonkile, moje piórka, moje gniazdko sama sprzątam!

A propos bycia sobą, kawałek o Paszczaku:) Ten to był niereformowalny. Jak wiele Paszczaków wokół nas...

Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś kogo nie znał. czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny, i jeszcze następny, i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka.
[...] nie lubił ani ubierać się, ani rozbierać, bo wtedy miał wrażenie, że dni mijają i nic godnego uwagi się nie dzieje. a przecież wciąż coś organizował i urządzał, ciągle czymś dyrygował, od rana do wieczora! Wszędzie dokoła wszyscy wiedli niedbałe, bezcelowe życie, gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie było coś do ustawienia we właściwy sposób i Paszczak wychodził z siebie, żeby uprzytomnić innym jak powinni żyć.' 

02 marca 2012

Wszystkoręczność i Edward Elgar ( i trochę Cummingsa)

Pani z zerówki oznajmiła mi, skonsternowana, że Mały używa obu rąk przy pisaniu czy wycinaniu. Kiedy go zapytała, czmeu nie pisze prawą ręką, miał oznajmić:
- Bo ja jestem wszystkoręczny!

Czuję się trochę wszystkoręczna. A raczej wieloręczna. Rąk mi brakuje. Praca goni mnie jak nieustepliwa Buka, sieję ziółka, sprzątam, wyciągnęłam tablet i znowu rysuję, mam kilka piosenek do napisania, za tydzień występ z teatrem i zwyczajnie łapię się na tym, że nie wiem kiedy luty mi uciekł.
Śnieg się stopił.
Słucham czegos nieziemskiego: posłuchajcie ze mną.



gdzieś, gdziem nigdy nie dotarł, w szczęśliwie odległym
od wszelkich doznań miejscu, trwa cisza twych oczu:
w najkruchszym z twoich gestów jest coś, co mnie otacza,
czego dotknąć nie mogę, bowiem jest za blisko

najlżejsze z twoich spojrzeń łatwo mnie otworzy,
chociaż zamknąłem się jak palce zwarte w pięść,
płatek po płatku rozwierasz mnie zawsze jak Wiosna
co (z tajemniczą wprawą) rozwiera swą pierwszą różę

a jeśli zechcesz zamknąć mnie, ja wraz ze swoim
życiem zatrzasnę się przepięknie i gwałtownie,
jak gdyby kwiat w swym wnętrzu wyobraził sobie
śnieg, który skrzętnie sypie wszędzie wokół;

żadna z rzeczy widzialnych nie zdoła dorównać
mocy twej natężonej kruchości: jej tkanki
zniewalają mnie barwą swoich krain, każde
tchnienie wydając z siebie na śmierć i na zawsze

(nie wiem, co ty masz w sobie, co tak wszystko w krąg
otwiera i zamyka; tylko coś we mnie mi wróży,
że głos twych oczu głębszy jest niż wszystkie róże)
i nikt, nawet deszcz, nie ma takich drobnych rąk

Przełożył Stanisław Barańczak