27 października 2020

Zobacz, ile jesieni

 


Spacer niedzielny. W takim ciepłym, złotym miodzie słońca, w bursztynie i jesieni. Sikorki już bobrują na sosnach i w brzozach, tyle krzatania się różnego drobiazgu w trawach, liściach, rowach, w kępkach krzewinek. Tak sobie myślę, że  ten mały światek - mały w sensie lokalnym, ale olbrzymi w tym cudzie, w feerii życia - po swojemu dalej, zwyczajnie szykuje się na kolejną zimę. To dziwnie kojące.

Wykopałam selery, wyrwałam częśc porów. Pomidory dalej owocują, w sobotę zebrałam dwa kosze, a dzisiaj patrzę, jeszcze zielonych tyle...



Zasypałam puste grządki kołderką liści.

Zrobiłam chutnej z październikowych pomidorów.

Wrzucam trochę jesieni z Kalinowa, niech pocieszy oczy, jak mnie cieszy się na te widoki serce.



















25 października 2020

Potrzymać za rękę listopad. I w sumie całą jesień.

 



 
W Kalinowie jesień, a jak jesień to Rilke, Panie, już czas, tak długo lato trwało.  Na zegarach słonecznych cień bezlistnej godziny coraz bliżej, teraz październik jak alchemik dokonuje zamiany wszystkiego na złoto, a potem to złoto spadnie pod nogi, zbrązowieje i przepadnie. Nie miałam jeszcze czasu uporządkować zagonków przed zimą, licze na ten tydzień. Pomidory nadal owocują, ostatnio zebrałam dwa kosze, przymrozków nie było, młody koper gotowy do ścięcia i mrożenia, szpinak tak samo. Zebraliśmy gruszki i ziemniaki, buraki w pudłach czekają w garażu, aż znajdę czas przerobić je w słoiki. Na razie czasu nie mam. Ale robiłam babkę ziemniaczaną w sobotę, z dodatkiem dyni i tymianku i była cudowna. Jesteśmy wszyscy zdrowi, zapracowani, kicia też zapracowana, bo namiętnie znosi nam ryjówki i myszy. Jest teraz czas jesiennych owoców, możnaby robić dżem z żywopłotu, musze obmyśleć plan, jak tu zbierać dziką różę i kiedy. Ostatnie dwa dni padało i złoto na zdjęciach oraz błękit to efekt tylko sobotniego przebłysku. Miły wykorzystał czas na murowanie.






 
Głóg, dzika róża, jarzębina, tarnina, pigwy, idealne na dżem żywopłotowy - granatowy, twardy jak marmolada, z duża ilością pektyn



 
A domek Dużego i Elfa ma juz okno do wyglądania i drzwi, którymi można wejść.

 

  I zbudujemy dom...  Bez strychów i bez piwnic, zapłonie lampą klon, zapachem lasów grzybnych....



 Mały na zdalnej nauce w domu, Średni i Duży na zdalnych studiach. Ja od poniedziałku na zdalnej pracy, ale nie z domu, lekcje prowadzimy ze szkoły i póki co, na razie nie wiem, gdzie mam początek, koniec, głowę i mózg, serce też - muszę sobie poukładać. Pożegnałam się z klasą w piątek, a rozmowy były takie: 

- Maju, masz jak odbierać lekcje i pracować? Masz na czym?
- Na telefonie proszę pani, bo mama pracuje na laptopie na zdalnej pracy, a starszy brat na komputerze, bo on jest w technikum, a ja będę na telefonie się uczyć...

No to będziemy sie uczyć na telefonach. I czym się da. Poddać się nie zamierzamy.
Mocno się trzeba przytulić z jesienią, chyba tego potrzebujemy, i ona, i ja. A jeszcze nawet listopada nie ma!
 
Fragment wiersza Średniego - jak zawsze, oszałamiający i w punkt:
 
(...)sztywne palce pod koronką rękawiczek
szukają schronienia gdzieś w płaszczu
wtedy myślę, jak bardzo chciałbym potrzymać
ten nieszczęsny listopad za rękę
wiedząc, że jest ktoś
kto rozumie
 

 
 


13 października 2020

Tuptamy przez październik

Czas zamykania, czas otwierania, czas chowania, czas odnajdywania

Zbieramy zapasy, wykopaliśmy ostatnie kartofle, zwiezione dynie, powyciągałam cebule mieczyków, w środę chcę sadzić tulipany. To bardzo koheletowy czas, refleksyjny i uczący spokoju. Odpuszczamy wszystko to, co się nie udało, niech idzie na wiatr, na niebieską pełnię, niech spada z jesiennymi liśćmi. tak samo jak wszystkie ciemne myśli, które skradają się wokoło jak Buka wokół domu, ale my jesteśmy dzielnymi Muminkami i mamy światło w progu, koce, kota, kasztany i gorące kakao i nie zawahamy się ich użyć.


Gdy byłam mała zawsze mi było szkoda Buki i lubiłam, gdy tańczyła do światła latarni. Teraz jestem duża i wiem, że Buka siada na każde światło i wtedy ma się tylko Bukę, nie latarnię. Więc zawijamy się w kocie mruczenie, w zapachy suszących się grzybów, w planowanie nowego, lepszego ogrodu na wiosnę. Pomidory się sprawdziły, ale:





Więcej marchwi i fasolki szparagowej, mniej pożądanych przez bielinki i mączliki kapustnych, kapusta na jednym zagonie, by łatwiej okrywać siatką. Cebula sadzona z dymki, nie siana, będzie miała większe "żarówki".Na miejscu kartofli posadzimy jagodowe,  chcę też cały rządek dużych malin i malinojeżyn. Na naszą rodzinę wystarczą trzy jarmuże i 3 bakłażany, w tym roku miałam absolutny nadurodzaj.Za to sianie koperku na 3 razy się sprawdziło, tak samo jesienne sałaty. 

Będę też sadzić malwy, przesadzę chaber białawy pod las, a pod iglasty zakątek dam ozdobne trawy. O, takie przyjemne plany, pewnie będzie ich więcej.



Chodzą za mną jasne kolory, obrazy z kwiatami i wiosenną brzeziną, chce mi się malować. Od kilku dni pada, siłą rzeczy chronimy się w domu, ale gdy pada mnie, idę do lasu, lubię patrzeć na zielone poduchy mchu, dekorowane brzozowymi, złotymi listkami, na dziwne, hatifnatowe grzyby, mokre, jak polakierowane gałęzie, lubię wdychać ten zapach jesieni, którego nie ma w żadnej innej porze.

Pora robienia konfitur z pigwy i sliwek.

Mały gra wikinga na otrzęsinach, Średni pisze swoje pierwsze cv, Duży jakiś projekt. Miły muruje. Ja dreptam do szkoły i omawiam Redutę Ordona. Kot, wiadomo. Celebruje jesień i sezon grzewczy.



A elfiowrzosowy domek rośnie.




04 października 2020

o jesiennieniu, baryszniach, braku czasu, kocich biedach i urodzinach

 Zjesienniało. Z dnia na dzień, przyszły deszcze, wiatr zaczął zdzierać brzozom liście z sukienek, zaszylismy się w domu, jak Filifionki, odkurzyliśmy kominek. Zdążyłam porobić przed deszczami trochę porządków na zagonkach, wykopać większość ziemniaków i buraków, reszta czeka. Dynie zwozimy taczkami z pola, dekorują schody, puszą się na stopniach, cudne jak barysznie. Barysznia to taka dostojna dama, słowo pasuje znakomicie do niebieskich, żebrowanych piękności.




U Miłego w warsztacie jakaś kotka znalazła dobre miejsce dla swoich młodych w łódce, ponieważ cztery kotki zostały, a mama kocia znikła, ostatnie tygodnie bujaliśmy się z karmieniem mlekiem dla niemowląt tych czarnych bied, teraz zaczęły już jeść karmę i na szczęście dzięki Małemu znaleźliśmy dla nich domki. Mam nadzieję, że będą szczęśliwe i wychowają się zdrowo. 

A tak wyglądały jesienne gacoperki.


Pracy jest bardzo dużo, wracam do domu wieczorami, czasu na blog nie ma, a tu na świecie tak pięknie, że chciałoby się patrzeć i patrzeć, spacerować, zbierać liście, udawać Anię z Avonlea i czytać Rimbauda.








Kocham ten czas robienia soku z czarnego bzu, zakwasu z buraków, suszenia grzybów, chowania skrzętnego zapasów na zimowe chłody. Taszczenia koszy z ziemniakami.  Czas koców, kawy w kubku i parasoli, swetrów w kolorze słoneczników i coraz ciemniejszych ranków i wieczorów. Dzięki Bogu za październik, to taki kolorowy korytarz przed szarym peronem listopada!

To także czas urodzin Małego - wszystkiego najcudniejszego, nasze małe słońce, na kolejną piętnastkę! Trochę się wyrosło!