27 czerwca 2015

Lista zakupów, czyli busola, skwarki i pieczarki.

Mama Miłego zostawiła mi na stole kartkę z listą zakupów. Lista owa prezentowała się tak:

Fasola

masło

pieczarki


Okazało się, że do listy dobrał się najpierw Średni, a następnie Duży, wykazując elokwencję, humor i  niepohamowaną chęć tworzenia. Lista po eksplozji kreatywności, kiedym ją sobie obejrzała,  wyglądała tak:


Fasola

masło

pieczarki

Busola

sadło

marynarki

 

Topola

imadło

skwarki






Uśmiech murowany:)

24 czerwca 2015

Wieczór świętojański


Czerwcowe wieczory są jak nasi starzy, kochani przyjaciele. Kiedy jesteśmy zajęci i zabiegani, kiedy omijamy ścieżkę do ich domu, zapominamy o ich urodzinach, kiedy  nasz wewnętrzny spokój kurczy się jak wełniany sweter w gorącej pralce - oni ciągle tam są. W swoich domach, z cierpliwą, czekającą na nas herbatą, bezwarunkowym uściskiem ramion i poklepaniem po plecach - tak, rozumiem, kochana, ciężko było, prawda? A teraz siadaj, opowiedz, zrobię ci herbaty w twoim ulubionym kubku, i świetnie trafiłaś, akurat dzisiaj upiekłam  szarlotkę... co u ciebie?


Mimo wielu wspaniałych rzeczy, które robiliśmy, w wirze zajęć,  przygotowań,  setkach rozmów, wyjazdów, spraw, nie miałam ostatnio czasu, by przytulić się do przytulii, by zanurzyć nos w zielonym, pachnącym kwiatami swetrze starej łąki, a ona wciąż czekała na mnie, owinięta w białą chustę mgły, jak siostry Czechowa, jak Rachela Wyspiańskliego, tak zwyczajnie czekała pod brzozami, bym mogła złożyć głowę na jej ramieniu. Razem z mruczącym kotem wieczoru, świętojańskim i magicznym.



Nie musiałam nic tłumaczyć - starzy przyjaciele rozumieją wszystko. Zostałam obdarowana w obfitości. Dostałam głosy wilg przed deszczem, kosy i kukułki, zapach mokrego lasu, mgły, chmury w ukochanych turkusach i gołębich cieniach, spokój, kubek ciszy, bukiet przytulii.




I mogłam nareszcie, z utęsknieniem, znowu poczuć się w sobie jak u siebie, wrócić do lekko zachwianej równowagi, wyciszyć się i   do woli być z Łąką i Świętojańskim Wieczorem, a w końcu, wracając do najmilszego, kochanego domu,  przypomnieć sobie ten genialny cytat z Bułhakowa, nad którym zawsze wilgotnieją mi oczy:


„Oto twój dom, oto twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę. Widzę już okno weneckie i dzikie wino, które wspina się pod sam dach. (...) Wiem, że wieczorem odwiedzą cię ci, których kochasz, którzy cię interesują, ci, co nie zakłócą twojego spokoju. Będą ci grali, będą ci śpiewali, zobaczysz, jak jasno jest w pokoju, kiedy palą się świece. (...) będziesz zasypiał z uśmiechem na ustach. Sen cię wzmocni (...). Ja zaś będę strzegła twego snu.”


 A fotografował Średni.




Ps. Dziękuję wam za 300 tysięcy odwiedzin bloga, za cierpliwość i bycie razem. Jestem, nawet trochę znikając czasami - robię ten kubek herbaty w waszym ulubionym kubku i staram się zawsze mieć szarlotkę i świeży bukiet na stole.

Wasza Kalina

19 czerwca 2015

W domu wśród lasu róż





Dylan Thomas, In country sleep

Never and never, my girl riding far and near
In the land of the hearthstone tales, and spelled asleep,
Fear or believe that the wolf in a sheepwhite hood
Loping and bleating roughly and blithely shall leap,
My dear, my dear,
Out of a lair in the flocked leaves in the dew dipped year
To eat your heart in the house in the rosy wood.

*

Nigdy, miła, przenigdy, gdy zaklęta w sen
Przez kraj legend i baśni jedziesz w dal i w dal,
Nie drzyj na myśl, że wilk w skórze owcy białej
Becząc przymilnie, wyjdzie z jamy swej,
W chmurze liści, latem od rosy srebrnej,
By spalić serce twe w domu wśród lasu róż.






14 czerwca 2015

Łąki kochają Lato. I o polance dzikich truskawek.


Wędrując po ugorach i łąkach, między sosnowymi zagajnikami, w których nawoływały się kukułki, natrafiłam na polankę zdziczałych truskawek. A ponieważ i truskawki, i szczęście smakują lepiej, kiedy się nimi dzielimy, w te pędy poleciałam do domu z koszem rozwianych ziół, po Dużego, Elfa i resztę. Polanka dzikich truskawek, co za dar. Rozgrzanych słońcem, między czarcikęsami, rumiankami i rozchodnikiem, w zaciszu małych sosenek, nie większych od dziecka.


Jak smakowały, nie do opisania.


Garść szczęścia, a nawet dwie garście. Trzy garście.


Przypomniały mi się od razu montgomerowe cytaty. Na przykład ten z Marigold...

"Latem poziomki czerwieniły się na wzgórzu, a deszcz w kielichach dzikich róż miał cudowną słodycz; wokół unosił się zapach świeżo zżętej trawy, okrągły księżyc rzucał śliczne cienie pod drzewami w sadzie, a wielkie pola stokrotek bielały jak śnieg po drugiej stronie portu."

Tylko u nas bielał rumianek i gwiazdnica, i przytulie, niebieściły się chabry, a dzikie róże pachniały jak buduar Lata, najróżaniejszym z zapachów. Poza tym wszystko się zgadza:)


Tak sobie myślę, że gdyby ludzie bardziej kochali rośliny, gdyby śmiali się na widok bukietu rumianków z pola, czy nie byłoby jakoś lżej, wszystkim? Gdyby patrzyli na każdy dzień jak na dar. Rumianki, chabry, za darmo. Wąsate, młode jęczmienie.  Kukliki, tak śmieszne, Czarcikęsy. Storczyki i jaskry. Niczego od nas nie chcą, rozjaśniają serce, a palce jeszcze pachną truskawkami, niebo jest niebieskie, pola zielone, Lato podzwania kolczykami... i mogę sobie wyrecytować Blake'a, a ten wiersz własnie teraz brzmi tak, jak powinien:

W najgłębszym cieniu boru

słyszeliśmy nieraz twój głos.

U naszych strumieni,

w dolinach wymoszczonych mchem,

na brzegu rzeki rozgościsz się,

odrzucisz jedwabiste szaty,

aby w wodę zanurzyć się jasną.

Te łąki kochają ciebie, Lato,

w twojej złotej dumie. 




A to niżej, to kuklik. Zwisły. Cudny.





Elf Łąkowy i Polny


Do wesela Dużego i Elfa trzy tygodnie...

10 czerwca 2015

Mijam sobie czerwiec.

Czerwiec przyszedł, rozgościł się, pije ze mną kompot z truskawek i rabarbaru i plotkujemy sobie o czereśniach, co stroją się w zielone kolczyki. Trawy kwitną, dzwonki skupione znów ze skupieniem porównują swoje profile z lewkoniami, czy aby nie mniej urocze. Nie nadążam z podlewaniem, bo u nas sucho, bardzo nawet sucho. Zielona enklawa podlewanej trawy kurczy się do okolic rabat - dalej ciepły wiatr hula jak po stepie, po burzanach podagryczników, biedrzeńców, cykorii i szczawiu. Noce są jasne, pełne gwiazd. I rozkwitają róże, co niechybnie jest znakiem, że ona, Pani Lato, już jedzie swoim cygańskim taborem.
Mały zwiedza na wycieczce zamki i pałace sandomierszczyzny i bardzo tęskni. Duży sesjuje z Pascalem i socjologią, weselne buty kupione, policzki pelargonii rumienią się przy szklarence, która zapelniła się już wszelkim dobrem, tak jak i warzywniak. Czego nie mamy! Szpinak mamy, sałatę mamy, rzodkiewkę, cudowny, młodziutki koperek. Tylko czasu nie mamy, ale nawet nam dobrze z tym, bo czas to powsinoga.
W tym roku nie robię różanych konfitur, nie robię syropów z bzu, nie suszę pokrzywy, mijam sobie dni i tygodnie tak swobodnie, jakbym biegała po płytkim strumieniu. Widać i takie lata są potrzebne, i taki czas, i taki czerwiec, spokojnie sobie i nieuchronnie żeglujący ku brzegom lata; kiedy rabarbar przerasta, kwiaty zostają niezerwane, truskawki niezjedzone, to i owo nieskoszone, a uśmiechy polatują nad starymi czajnikami, w których zapalają się gwiazdy pelargonii. Pozdrawiam was czerwcowo i jaśminowo znad schnącego trawnika, machając pomidorowym liściem.



Szklarenka obrasta.
 
 To i owo kwitnie.


A w środku tak.