Przyjechały druhny. Różowymi parasolkami upał kaligrafuje błękit...
Mama Miłego i jego starszy brat, złoto traw przysypane bielą piasku tak gorącego, że stopa się waha przed stąpaniem. Grają cykady, niezmordowane, z oddali szum oceanu i Bach...
Gromadka plażowych, weselnych gości, barwnych jak tropikalne ptaki, owiewanych ratujących nas wiatrem. Ponad 40 na słońcu, a jednak niektórzy zrzucają buty, by poczuć piasek miękki jak mąka, gorący jak wyjęty z pieca chleb. Jesteśmy na białej plaży Siesta Beach.
Jest gorąco, dźwięki wiolonczeli wibrują wokół złotej, słonecznej chwili razem ze śmiechami i rozmowami gości... już idą? Już nadchodzą?
Najstarszy brat prowadzi Dorcię...!
Pastor już czeka pod tiulowym baldachimem, razem z tłumaczem.
Czy z własnej, nieprzymuszonej woli? Tak, oboje mówia TAK:)
Bach spływa powodzią złota i bieli, z dodatkiem różowej figlarności i błękitu marzeń.
Tak, tam w dali to ocean.
Wszystkiego najlepszego młodej parze!
Gorąco, gorąco... wiatr ze śmiechem wpada w weselne fryzury, targa nas za włosy, rozśmiesza poważne krawaty, chłodzi twarze, pozwala otrzeć łzy wzruszenia.
Łzy mamy, radość mamy...
Łzy Małego, któremu nie pozwolono się wykąpać w weselnej koszuli:)
Ale tak gorąco... mogę się wykąpać, tylko na troszkę?
Podczas, gdy młodzi się fotografują, my już sprzątamy różowe pompony, białe krzesła, jedziemy zaraz na wesele, kolacja czeka!
Róże więdną lekko, mdleją od żaru, błękit zasypuje wszystko, miesza się z bielą, a potem zostaje tylko błękit i biel, ostatnie nuty Bacha gasną, plażowicze wracają nad wodę, a my jedziemy... na wesele!