Pochłodniało, z dnia na dzień. Spadł w nocy deszcz, przeczołgał brzozy po czuprynach, a rano obudziliśmy się w porze sierpniowego fado, mgieł, chmur i grzybowych woni z lasu. Wyciągnęłam z szafy babciną chustę i powędrowałam po jeżyny do porannego szejka jaglanego. Naprawdę, jeżyny, mgły, zapach mchu i cisza. Po ostatnich słonecznych dniach, feerii kolorów, pracowitym krzątaniu, dzisiaj nastąpił dzień spokoju. Jakby lato ziewnęło, zaciągnęło zasłony i mruknęło: dzisiaj nie wstaję.
Sierpniowe fado jest pięknym czasem. Pozwala zobaczyć odcienie barw, zgaszone zielenie, brązy, każda pajęczą sieć, każdy przekwitły baldach biedrzeńca. Jeszcze lato, ale już szykujące się do jesiennego buduaru. Jak dziewczynka, wsuwająca za duże pantofle mamy i próbujaca w lustrze póz damy w kapeluszu.
Nasze brzozy są już takie- są równolatkami Średniaka, sadziłam je, będąc w ciąży. Piętnastoletnie brzózki, kojarzą mi się z trzema siostrami, sadem wiśniowym, z rosyjskimi dumkami, z herbatą z samowara... Lubię porę brzóz, zaczynającą się pierwszym złotem na pojedynczych listkach. Jeszcze nie, jeszcze prawie. Błysk przyszłości. Jeszcze zieleń. Ale ten jeden, pierwszy, złocisty, już garnie się do rąk, list od Tej Pięknej, co przybędzie niedługo, z falbanami, sukniami, kapeluszem nieba i woalką mgieł.
Bociany jeszcze są. Przemierzają łąki, gromadząc zapasy na daleką drogę. Na łąkach zielenie, brązy, sepia i biel, z muśnięciem zrudziałego szczawiu i puchem ostów.
Dzisiaj będę czytać, prasować, gotować dobro w słoikach, siedzieć w ciepłej kuchni i pić zieloną herbatę. Takie dni też są potrzebne, kiedy dusza wyciąga się w bujanym fotelu marzeń i zamyka oczy.
Wiersz mojego kochanego Średniego, na dzisiaj. STĄD.
Na ogonie miłych chwil niczym księżyc za słońcem goniący
skrada się przedsmak jakiejś przykrości, gorzka obietnica szarości
głęboko sięgająca tęsknota za tymi właśnie chwilowymi chwilami
których nijak się nie uchwyci, chyba tylko po tym, kiedy już miną
Zostaje tylko smakować tę tęsknotę
nauczyć się, że jest dobra, że zdrowa
że świadczy o wzajemnej miłości, bo przecież za czym innym
miałbym tak tęsknić?
To nie kwestia uciechy z tego, co się ma
bo może nie ma się tego, co by się chciało mieć
To kwestia docenienia rzeczy wartych docenienia
chociaż może trochę bardziej subtelnych niż te prozaiczne, codzienne, oczywiste sprawy
Dobrze jest czasami zatęsknić
Sypnąć do herbaty ciut melancholii
Nawet, powiedziałbym
dobrze jest od czasu do czasu
zapłakać
choćby dla spokoju serca
Kalino.
OdpowiedzUsuńMam identyczną chustę. Ale moja poczeka na większe chłody.
Jakoś smutno się zrobiło. Czegoś żal - zdjęcia takie nostalgiczne.
Brzozy są najpiękniejsze i dają siłę.
Pozdrawiam, Teresa.
O, Teresko, to prawda, dają siłę, są kochane. Będziemy chodzić wieczorami w swoich chustach, gdy zaczną spadać liście:)
UsuńDokladnie tak, Kalino, deszcz za oknem, melancholia, czas na smakowanie ...kropli deszczu, czerwonych jagod jarzebiny, ciszy, muzyki cichej z radia, kawy, jagodzianki z nutka konfitury rozanej...takie dni sa wspaniale. W chuscie Ci pieknie a Twoj syn pisze przejmujaco! pozdrawiam z deszczowej Warszawy..Warszawy dalekiej od zgielku, bliskiej kabackiemu laskowi...
OdpowiedzUsuńJestem największą wielbicielką poezji Średniego:) W stolicy też deszcz? Ale może z kabackiego lasku tez grzybami pachnie:)
UsuńUwielbiam Cię czytać, czuję dziś jesień którą kocham nie mniej niż lato. Już czekam na dynie , bukiety z nawłoci, jeżyny.Wiersz synka piękny i wcale mnie to nie dziwi , mając taką mamę jak może być inaczej.Pozdrawiam Halina
OdpowiedzUsuńU nas nawłoć juz złota. Tak szybko.
UsuńAleż średni porusza, wzrusza. Fado na całego. Też mi tęskno nie wiedzieć za czym. Byłam dwa razy na koncercie Jasmin. Ach.
OdpowiedzUsuńTak, dla mnie ta muzyka kojarzy się zawsze z ostatkami lata. Tęskno nie wiedzieć zz czym, to bardzo słowiańskie:)
Usuń"Odpowiednie dać rzeczy słowo"Problem w tym,że nie każdy umie je znależć.Twój syn potrafi nawet bardzo.To pewnie po mamie
OdpowiedzUsuńMama szczęśliwa, że ma bratnią duszę:)
UsuńDzisiejsze poranne 11 C też wymogło na mnie ubranie poncza, gdy wędrowałam do ogrodu po szczypiorek :)
OdpowiedzUsuńU nas dzisiaj całe plus 6 rano.
UsuńLubie brzozy, choć śmiecą mi w domu, bo szum ich listków kojarzy mi się z odpoczynkiem,latem, błogim nicnierobiniem, zdjęcia z łąk cudnościowe, mam i ja w swojej kolekcji z mojej wsi babcinej :) a Ty śliczna w tym szalu bardzo ;)
OdpowiedzUsuńbuziaki~!
Udaję Rachelę:)
UsuńKalino, najwybitniejsza osobo z Podlasia, poetko, jakim cudem udało Ci się zapełnić piwnicę tak wspaniałymi przetworami? Czy liczna służba Ci pomagała? A może przyjaciółki w tym procesie uczestniczyły? Kto z najbliższej rodziny Cię wspomógł? Kiedy na to znalazłaś czas? Te pytania i inne podobne nurtują mój skołotany umysł. Mam dla ciabie talerzyk w różyczki, ale nie wiem, czy Ci się spodoba. Ciociunia suwalsko-białostocka zaniepokojona tym, że padniesz pod ciężarem czekającej przeróbki tony winogron z Kowalskiej.
OdpowiedzUsuńCiociu, winogron nie ruszam w tym roku, oddaję sąsiadom. Mam jeszzce z 50 soków z zeszłego, one schodzą ostatnie, bo kwąsnawe.
UsuńA robiłam sama owe przetwory, z rzadką pomocą rąk cudzych do obierania ogórków itp.
Talerzyk przyjmę z radością, dołączy do hoorowej szafki, gdzie już inne cuda od cioci stoją, np dzban cudny:)
Tak, dobrze jest nawet zapłakać...
OdpowiedzUsuńOstatnio latałam z bocianimi młodziakami trenującymi przed wylotem, połowa sierpnia jest dla mnie takim punktem po którym pory roku przechylaja się z dązenia do lata na dązenie do zimy... w zeszły weekend też jedliśmy jeżyny z naszej łaki, och, chciałabym już tam mieszkać na stałe ... przesyłam ciepłe pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń