24 sierpnia 2016

O dobroci poranków

W zasadzie już pakujemy się z sierpniem. Już po Bartłomieju, choć boćki nadal na gniazdach - pewnie znikną po cichu, bez szumu i pożegnań. Przerabiam grzyby, suszę, smaże, zajadamy się kurkami i pachnącymi lasem podgrzybkami.
Byłam w pracy. Jutro też jestem w pracy, zaczęły się egzaminy poprawkówe dla tych, którym w czerwcu nie wyszło.

Kupiliśmy rzeczy do szkoły i Mały odbył rundkę rowerem po znajomych, prezentując im nowy plecak, termos i zeszyty. Pod jego łóżkiem stoją nowe buty do szkoły, z czystą, białą podeszwą. Jest w tym wieku, gdy cieszy się z końca wakacji. No bo do szkoły. A zeszyty pachną świeżościa, a nowy piórnik, a wszystko śliczne...
Średni idzie do liceum. Na nowo zaczniemy przerabiać dojeżdżanie 40 km  do szkoły, wstawanie po piątej i poranne śniadania. Klasa z rozszerzoną matematyką i informatyką.
Też obkupiłam się w nowe buty i torebkę, obowiązkowe zestawy nalepek...
Dzisiaj odgruzowuję swój służbowy laptop z dziennikiem elektronicznym.
Tak, teraz nie idzie się z dziennikiem pod pachą na lekcję, a z laptopem.
Kwitną dalie. Dojrzewa czarny bez.
Miły wrócił z podróży i znowu mamy dobroć wspólnych poranków.
Jestem zdecydowanie istotą poranną, mogę obudzić się o czwartej, piątej bez bólu egzystencjalnego i zauważyć kolor liści brzózek na skraju lasu, smyrgnięcie pliszki, czy dymek nad goracą kawą.
Nie muszę snuć sie, poziewywać nieprzytomnie, jestem od razu obudzona, żwawa i w dodatku z apetytem na śniadanie.
Gorzej wieczorami,wtedy myślę Aragonem (idzie noc, pełno wilków zwątpienia), noc jest moim czarnym lasem, przy którym wolę postać na brzegu.
Osobiście uważam swoją poranność za dodatkowy bonus do życia; mogę szykować chłopakom śniadania, zjawić się w pracy o siódmej, a latem dokonywać tak straszliwych rzeczy jak zbieranie ogórków o szóstej rano:)
O tak, lubię poranki. Zawsze lubiłam. Kocia też lubi.


Podczas pomieszkiwania cztery lata w internacie potrafiłam wstać o piątej, pobiegać po starych Bojarach między bzami, zjeść śniadanie w barze mlecznym otwieranym o szóstej i zjawić się w internacie z powrotem, gdy moje współlokatorki budziły się ze straszliwą zgrozą o w pół do siódmej.
Lubię poranki teraz, gdy są wakacje i chłopcy śpią - cały dom jest mój, robię sobię kawę zbożowa i czytam czasopisma, siedząc w kuchni, przy miłym pomrukiwaniu suszarki do grzybów.
Ciekawe, kto jeszcze jest moją poranną bratnią duszą;)
Jajecznica z kurkami na śniadanie - coś pięknego.




17 komentarzy:

  1. jestem wielbicielką poranków, choć kiedyś lepiej było mi wieczorami i lubiłam je wydłuuuużać. A potem mi się odmieniło i jestem Eką poranną.
    Moje wakacje też dobiegają końca i zupełnie tym się nie cieszę, ale rozumiem Małego. Kiedyś też nie mogłam doczekać się powakacyjnego spotkania ze szkołą, z koleżankami, swoją panią...
    A teraz: politycy lokalni poobcinali nam dodatki, przymierzają się do zamknięcia kolejnych szkół, jakaś taka dziwna atmosfera się wytworzyła...ech...
    Miło jest przeczytać Twój wpis, odgania te wszystkie smętne myśli, które gdzieś blisko.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak miałam kiedyś, jak Mały, choć jedynym rarytasem do szkoły były pachnące chńskie gumki, jak owoce. Piórnik był drewniany... ech.
      Trzymajmy się, nie dać melancholii:)

      Usuń
  2. Jestem flexi ;-) znaczy elastyczna czasowo, lubię wstać (ciężko)rannym świtem i lubię wampirzyć po nocach. Ale gdybym miała zapytać serca, do czego bije żywiej, to chyba do poranków, gdy wszystko jeszcze takie świeże, czyste i obiecujące.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię ten czas końca wakacji. Wszystko pachnie dojrzałością.Brakuje mi tylko zapachu nowych zeszytów. Chyba sobie kupię i będę się narkotyzowała w ukryciu. Ciężko mi się wstaje przed słońcem ale gdy już wstanę to jestem bardzo zadowolona z takiego dnia.Jajeczniczka z kurkami pychotka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sobie kupiłam piękny, niebieski zeszyt i wąąącham:)

      Usuń
  4. Też mówię na swoją kotkę Kocia (czasami Kicia), pomimo różnych początkowych prób z imionami, najlepsza okazuje się Kocia... Odliczam dni do końca wakacji, ale jeszcze nie w pracy, wakacyjne wizyty w szkole mam za sobą, bo pisałam podział godzin z koleżanką. Pamiętam, że jako dziecko, niezbyt lubiłam to wchodzenie w nowy rok szkolny, ale to częściowo przez moją wielką nieśmiałość w tamtym okresie życia. Nie pomagały nowe zeszyty, choć pamiętam, że uwielbiałam czytać podręczniki do polskiego, które zazwyczaj już się miało na wakacje. A poranki zaczynam doceniać od niedawna, nigdy nie lubiłam wcześnie wstawać, choć nocnym markiem tez nie jestem. Najtrudniej jest mi wstawać o 5 rano zimą, kiedy jest całkowicie ciemno. Teraz to co innego:) W mojej pracy przechodziłam różne etapy, teraz na szczęście moge już odczuwać przyjemny dreszczyk na myśl o nowym roku szkolnym, szykowaniu sali dla moich chłopaków, nowych planów itp. Dzienniki u nas nadal tradycyjne, a o służbowym laptopie, to mogę sobie pomarzyć... Choć pracuję w dużym mieście powiatowym.
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło, rzadko komentuję, ale czytam wnikliwie i często potem jeszcze myslę o tym, co napisałaś. Dziś jakoś mnie natchnęło, przepraszam za ten przydługi komentarz;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydługie komentarze są jak dobra, drożdżowa bułeczka, pisz, lubię wiedzieć, że piszę do konkretnych osób, czasem anonimowośc sieci przeraża troszkę:)
      O widzisz, ja pracuję na wsi, mam dwunastoosobową klasę, a każdy nauczyciel ma laptop, juz 3 klasy tablice interaktywne...może w mniejszych inaczej tosię rozkłada.
      Też musze udekorowac klasę..coś wymyślę zabawnego na gazetkę, żeby się dzieciaki 1 wrzesnia usmiechnęły.

      Usuń
  5. Chętnie bym wstawała rano z uśmiechem na ustach. Z tą ciszą do porannej kawy. Ale niestety - wieczorem zawsze tyle do zrobienia, zawsze za późno się położę spać... A spać to ja muszę konkretnie, żeby nie padać potem na twarz. Tylko jakoś w górach nie mam problemu z tym zerwaniem się skoro świt i wyruszeniem w świat. Może dlatego, że serce się rwie na szczyt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w górach jest wszystko co kocham... no wiesz, Ankho:)

      Usuń
    2. No jest. I już mi tak tęskno. Już dni odliczam.

      Usuń
  6. "Co za szczęście, to już rano!"
    W poszukiwaniu straconego czasu, Marcel Proust

    Jak dobrze znaleźć bratnią duszę w porannym wstawaniu! Ja zawsze się tego wstydziłam - kiedy byłam mała, wstydziłam się, że budzę rodziców, kiedy zostałam dużą, wstydziłam się, że to takie niedorosłe. :)
    Pozdrawiam
    PS. Kicia bardzo słodka (ale wygląda, że chętnie jeszcze pośpi z godzinkę lub dwie)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj. To na pewno nie ja. Poranne wstawanie to koszmar dla mnie i synka. Córcia nie ma takich problemów, wstaje chętnie. Mąż różnie.:) Ale dzieciaki ciągnie do szkoły.
    Śliczne kurki.:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś, dawno temu tez byłam skowronkiem. Wyfruwałam z łózka o świcie i miałam mnóstwo czasu na swoje poranne przyjemności zanim mój Małż otworzył oczy. Teraz jestem starą sową pohukującą do północy a często i dłużej. Zwłaszcza weekendowe wieczory lubię sobie przedłużać, tak się oszukuję, że to jeszcze piątek, jeszcze sobota ... a potem jak się da odsypiam dłużej.
    A 1 września jakoś mnie w tym roku nie cieszy :(
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wstawanie rano to mój największy koszmar. Męczę się tak od przedszkola, czyli już ponad 30 lat. Zazdroszczę wszystkim, którzy budzą się o 7 ze śpiewem na ustach. Jak nie pośpię do 12, to nie ma dla mnie życia.
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja nie muszę się budzić,bo nie śpię,tylko łażę po "chałupie" i wyglądam przez okna na wszystkie strony i widzę.......ciemność.

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie ostatnio się poprzestawiało. Kiedyś uwielbiałam wstawać rano, potem przez kilka lat musiałam wstawać o 4-5 i teraz od 2 lat siedzę długo wieczorami, nocami i rano się źle wstaje, ale planuję to zmienić, bo ranki są piękne, tak samo jak Twoje wpisy. Są tak ciepłe, dobre, dziękuję Ci za nie.
    pozdrawiam serdecznie. Ewa

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)