13 sierpnia 2016

Domocentryczność. I o tym, dlaczego Muminek nie może być Włóczykijem.


Wrzosy, nawłoć, jarzębina i jeżyny. Zmieniły się dekoracje, po raz kolejny. Wędrowałam dzisiaj sobie po lasach wokół Kalinowa, sam na sam z ciszą, wrzosami i chłodnym wiatrem. Czując się trochę Muminkiem, który próbuje poczuć, jak to jest być Włóczykijem.  Ani żywej duszy, ani grzybiarza, ani jagodowej babuszki, sosny kołyszą się na niebie tak pochmurnym, że czuję pojedyncze krople deszczu, opowiadające mi włóczykijowe historie. Po którymśtam kilometrze rezygnuję, wracam piaszczystym duktem, targając koszyk z wrzosem i nagrabione gdzieś nawłocie. Niestety, niestety. 

Nie jestem Włóczykijem, jestem Muminkiem, jestem domocentryczna. Lubię wracać do przytulnego ciepła fotela, lampy, koca, dziecięcych głosów. Uwielbiam uszka filiżanek, gałki na poręczach schodów, dywaniki i skrzypiące podłogi. Spędzanie czasu z bliskimi osobami w tle, nawet nie muszą nic mówić, wystarczy mi, że są tam gdzieś, blisko, że w każdej chwili mogę wpaść do nich z talerzykiem ciasta czy opowieścią, co mi się dzisiaj śniło. I dostanę uwagę, wysłuchanie, uśmiech, przytulenie. Wszystko to, co pozwala wrócić  do równowagi, gdy wszechświat wyda się nagle za wielki, a noc za bliska.




[...]Ostatni dom stał całkiem samotnie pod ciemno­zieloną ścianą świerkowego lasu i tu naprawdę zaczynało się pustkowie. Włóczykij szedł coraz szybciej, prosto w stronę lasu. 
Wtedy w ostatnim domu ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem - odpowiedział Włóczykij.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.



Jadę rowerem, piasek przesypuje się przez koła, wrzos pachnie. Już obmyślam, do jakiego wazonu wstawię nawłoć i gdzie stanie koszyk z wrzosami. Zrobię herbatę, dosypię do niej suszonej morwy i jeżyn...wszystko się oswoi, wszystko się ogarnie, właśnie tak. Tylko dzisiaj wypiję tę herbatę sama, co karmi moją melancholię. Miłego nie ma, jeszcze tydzień, nim wróci, dzieci orbitują w swoich wszechświatach, a celebrowanie sierpniowej soboty nie smakuje za bardzo w samotności. 

 W takich chwilach myślę, jak bardzo brak mi Miry, jej brak cichego śmiechu, dłoni na filiżance, uwag o Prouście i o odbiciu Wokulskiego w lustrze, kiedy uciekł do Paryża. Jakby wszystkie poznane potem osoby były tylko cieniami tej jednej, wokół której domu kręciły się wszystkie moje planety.
I łapię się na tym, że  ustawiając bukiet z nawłoci, nalewając herbaty, odtwarzam dom dziadziusiów i dom Miry, dwa domy, które kochałam, z nadzieją, że złapię te pięć tonów melodii z harmonijki Włóczykija.  Kto wie, może wszyscy kodujemy w sobie archetypy przyjaciół, domów, które pasują do nas jak klucz do drzwi, otwierając to, co ukryte przed innymi? I co pozwala poczuć nam się soba tak bardzo, do końca, własnie w obecności tej osoby, nie innej? I te nasze domy są jak pokój czarnoksiężnika Howla, misternie utkne z rzeczy, detali, mozaik, wspomnień, marzeń, patchworki światów, łapacze snów, przestrzenie oswojonej nieskończoności.


Pokój Howla

W każdym razie.. przyjemnie sercu, że jest już złota nawłoć, są wrzosy, są sierpniowe jeżyny i razem z latem robimy kolejny krok, głębiej, głębiej w strumień czasu, doskonale wiedząc, co będzie za zakrętem. Nawłocie staną w porabianym chńskim wazonie, a herbatę wypiję, patrząc z tarasu na brzozy. Kupiłam już pierwszy zeszyt do szkoły, niebieski, złamawszy się, że będę wakacjować do końca. W nocy sześć stopni. W dzień kilkanaście. Spokojne przechodzenie lata w jesień chyba własnie się u nas zaczęło. Pozdrawiam was złociście i wrzosowo.



10 komentarzy:

  1. Za mało tego lata, za szybko... Wrzosy? Już?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesprawiedliwośc, ale piękna niesprawiedliwość Hanuś. Wrzosy, onętki, aksamitki, dalie... na całego.

      Usuń
    2. O tak, takiej niesprawiedliwości to ja chcę, ale pózniej, pózniej trochę!

      Usuń
  2. Rozpasanie lata przechodzi w spokojną melancholię jesieni. Ale jakoś szybko się to lato skończyło, a przecież to dopiero połowa sierpnia...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bociany przewaznie odlatują w okolicach Bartłomieja, czyli na 24. Dziesięć dni...

      Usuń
  3. Podrożę rowerem świetna sprawa i jest u ciebie pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myslę, Malwinko. Z racji nieposiadania prawa jazdy zostaje mi tylko rower, ale za to jakie widoki!

      Usuń
    2. Tego tak nie zobaczymy przez szyby samochodu, rower i ruch dla ciała i można się poruszać drogami nie dostępnymi dla samochodów.
      Zapraszam Cię na mojego Bloga do obserwacji bardzo lubię czytać twoje wpisy.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. jak już drzewko Matki Boskiej żółcie przyoblecze, to i z latem powoli żegnać się na trzeba...i tak oto kończy się kolejny cykl narodzin i śmierci, następstwo pór roku...

    senator tez niczego sobie ;)

    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmiany pór roku są cudowne, zawsze wyczekane i wszystkie piękne. Nie wiem tylko dlaczego tak się dzieje, ale mam nieodparte wrażenie, że zmieniają się one teraz dużo szybciej niż kiedyś... i to mnie już smuci, bo ani się człowiek nie obejrzy jak będzie zaplatał warkocz w kolorze srebra...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)