6 sierpnia jest Jabłkowy Spas. U nas na Kresach to pierwsze z świąt, zwanych spasami. Spas jest jeszcze miodowy,chlebowy i zbożowy. Do 6 nie powinno się jeszcze zrywać jabłek, taki zwyczaj. Na Jabłkowy Spas lato odwraca się w stronę jesieni i wstępuje z nią w taniec. Dłoń do dłoni, krok za krokiem... idzie jesienny korowód, przechyliły się szale. Na spas miodowy ludzie święcą miód i ciesza się z miodowych plonów. Robi się naleśniki z makiem i miodem. Na spas chlebowy piecze się chleb, pierwszy z nowego ziarna. Spas zbożowy kończy żniwa. Jest dla mnie wielki urok w tej powtarzalności, corocznym cyklu przyrody i jej darów. I delikatność w podejściu do świata, celebrowaniu czekania. Musze poczekać, aż to, co ma dojrzeć, dojrzeje, aż nabierze swego własnego sensu, znaczenia, muszę wstąpić bosa stopą w ten korowód wieków, lat, zwyczajów nie moich, a jednak tu obecnych. I ciągle żywych. I też podnoszę kosz do jabłonki, zrywając rumiany owoc.
Jabłuszka są smaczne, choć nie pryskane. Kiedyś nazwałam je "parchatymi jabłkami", co Mały metodą głuchego telefonu przekręcił na "parszywe jabłka" i już zostało. Tak więc dzisiaj już po spasie jabłkowym, już siódmego, Kajetana, a ludzie mawiają: Kajetanie, strzeż od deszczu sprzątanie. A deszcze u nas ostatnio codziennie, ledwo taras pomalowałam, chwyciwszy za uszy jeden dzień pogodny między czterema deszczowymi. Współczuję tym, co żniwują.
Siedzę w domu i w przerwach między słoikami maluję drzwi na niebiesko. Taka kanikułowa fanaberia, melancholia i zabawa.
To drzwi od piwniczki, pokazywanej wyżej. Obok serduszkowe drzwi do letniej kuchni, gdzie nocują goście:
Niebieskich drzwi jest więcej. Jest też niebieska ławka. Drzwi robił Tata Miłego, mają swoje lata. I lubię tę dobrą energię w nich, wspomnienia, dotyk drewna i warstwy farby.
Lato teraz bardzo smakuje, może dlatego, że jest go mniej, już widać dno w tej szkatule beztrosko marnotrawionego czasu. Można w chwilach ciepła boso chodzić po drewnianym tarasie... z czułością czekać na zasuszenie się niebieskich hortensji... patrzeć na sierpniowe róże i czytać wiersze. Na przykład takie:
Żniwa
Sierpień, z jego obłokami pachnących kwiatów,
Sierpień, z jego wielkimi stogami gigantycznych chmur,
Sierpień, z plantacjami kukurydzy stojącymi jak żołnierze w szeregu,
Sierpień, z arbuzami pełnymi i ciężkimi, drzemiącymi w słońcu,
Sierpień.
Sierpień, czy pamiętasz kąpiele w jeziorze?
Sierpień, czy pamiętasz dziecko Alicji wyjadające delikatnie owoce z wina?
Sierpień, czy pamiętasz Richie'go bawiącego się z kozą?
Sierpień, czy pamiętasz Donalda ćwiczącego na swoim nowym saksofonie?
Sierpień.
Sierpień i jego świecące koronkowe niebo,
Sierpień i nowożeńcy Pat i Chet dekorujący swój nowy dom,
Sierpień i Odważny Bil, Nieustraszony Bil na dwóch kołach swojego roweru,
Sierpień i migoczące wspomnienia zawieszone jak krople rosy,
Sierpień.
Sierpień, hojny, sierpień pełny,
Sierpień, mama rozgrzana, ale uśmiechnięta nad talerzem soczystego
pieczonego kurczaka,
Sierpień, tata miksujący jej mrożony napój miętowy,
Sierpień, błogosławione żniwa wspomnień,
Sierpień.
z tomu „Of Tails and Scales, Feathers and Pebbles, and Endless Immeasurables”, 2007
tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski
cytuję STĄD
Bardzo lubię czytać wiersze..... A drzwi po prostu piiięęękkknneee! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też, wiersze jak muzyka, trafiają do mózgu na skróty przez serce, to wróżki chrzestne naszego dzieciństwa, jak baśnie:)
UsuńDziękuję za uznanie dla kiczu stulecia moich drzwi. Ale jestem już w tym wieku, gdy robię, co chcę, trudno, najwyżej sąsiedzi pokiwają głowami że nie w kolorze "orzech wiejski jasny" :)
Piękne te spasowe obyczaje :)), nie znałam ich!
OdpowiedzUsuńBarbara
Chyba kultywuje się to tylko na wschodnim wschodzie tutaj, być może. U nas podają to nawet w wiadomościach, że odbędzie się święcenie kołaczy miodowych lub miodów pitnych z okazji spasa:)
UsuńNie wiedziałam nic o Spasach. Jabłkowych zwłaszcza. Też lubię rytm świat i rytm powtórzeń - w nich jesteśmy i one są w nas. Dzień noc, lato, zima. Młodość, starość. Są ważne.
OdpowiedzUsuńAle ja jeszcze muszę (drzwi niebieskie wcale nie są kiczowate) wyrazić zachwyt nad spiżarnią z poprzedniego postu. Po prostu odjęło mi mowę - jest prawie tak piękna jak biblioteka. Prawie, bo jednak książka to książka i chociaż nie nakarmi, to nic jej nie przebije.
Pozdrawiam serdecznie!! :))
Tak, są ważne, Czajko, to prawda. Pocieszasz mnie z tym moim błękitem drzwiowym. I dziękuję za piwniczkę - porównanie do biblioteki mnie też odjęło mowę. To najwyższy wyraz uznania, bo książki kocham jeszcze bardziej od słoiczków:)
UsuńTez nic a nic nie wiedziałam o takich zwyczajach i zaśliniłam się okrutnie przy tych naleśnikach z miodem i makiem (masz na to przepis???)ja wiesz dużo czasu na wsi spędziłam i wszelakie zwyczaje zawsze mi się podobały,min dożynki, ale to wiadomo wszędzie są nawet w naszej wsi podwarszawskiej:)
OdpowiedzUsuńz przemijaniem się też godzę ale wolę przeminiecie jesieni i zimy aniżeli wiosny i lata... ;) kiedyś chciałabym zobaczyć takie miodowe święto wszytstkie bym chciała, bo i chleb wypiekam też :)
buziaki wielkie!
Nalesniki zrobię, sfotografuję i dam przepis:) Przeminięcie lata nie jest złe, bo jesień jest przepiękna. Moment, w którym wyciągam wełniane, malinowe poncho to tez święto:)
Usuń:)) no ja wiem, dla Ciebie każda pora roku jest wdzieęczna, ale to dobrze, przyjdzie mi się od Ciebie uczyć :)
Usuńkurcze o drzwiach zapomniałam, są super, w jednym z moich ulubionych kolorów ;)
OdpowiedzUsuńale TY CUDNA kobieto jesteś!
OdpowiedzUsuńTa pełna spiżarnia wygląda niesamowicie!!! A drzwi są bardzo wesołe, pasują do ławeczki jak ulał:))) Też mam taką ceratkę w groszki, tylko na okrągły stół:)
OdpowiedzUsuń