U nas nie kwitną przebiśniegi, nie ma jeszcze krokusów, bocianów, ani żurawi. Pączki wiśni zielenieją, ale tylko w wazonie w kuchni, na podwórzu deszcz zacina, wiatr podwiewa, czasem mróz mrozi i w ogóle dzisiaj tylko raz błękitnym okiem niebo mrugnęło. A tak poza tym przedwiosenna szarość, burość i tęsknota.
A jednak jest pięknie.
Jechałam sobie rowerem do mamy bardzo zadowolona z bycia sobą i to w marcu. Bardzo lubię marzec, bo przynosi wiosnę.
Na Wietnamie mały ruch, trochę kawek na jesionach za szkołą, jeden radiowóz, ktoś z dala, też rowerem. Łąki po horyzont, woda w strumieniu przejrzystobrązowa, zimna, niebo szare. I temperatura na plusie, i wiatr od puszczy, i dzieci wracające ze szkoły w kolorowych kurtkach. Przy bliższym obejrzeniu jednym wracającym dzieciem okazał się Mały, który też zadowolony z bycia sobą oznajmił na jednym oddechu, że chce mu się cukierków, że idzie do pani Lusi, bo tam jest karuzela, i że w szkole było fajnie, no to pa, mamusiu.
Herbata earl grey u mamy, telefon do siostry, radości, bo nowa siostrzeniczka zdrowa, 3 kg, 10 pkt, sernik z wiśniami, powrót, wiatr, szarość, kawki na brzozach.
Mam przed sobą długi wieczór, malowanie obrazków, pisanie, zielony szejk ze szpinakiem, ogrodnicze gazety. Bolą mnie mięśnie, ale tak przyjemnie - ze Średniakiem zaczęliśmy już grabienie ogrodu i podcinanie gałęzi, cztery godziny w ogrodzie zafundowały mi cudowną dawkę szczęścia.
Mokraczek zbliża się już do bagien i wsiada do nenufarowej łodzi. Duży, będący sobą, wędrował dzisiaj z aparatem, a po powrocie oznajmił, że nie zrobił żadnego zdjęcia, bo słabe światło. Średni, będący sobą, przeszukiwał kuchnię w poszukiwaniu żywności. Co jest do zjedzenia w tym domu? Mały, będący sobą, wciągnął kalosze i pognał do sąsiadów. W ogóle opatentował przyjacielską metodę jeżdżenia z ulubionym kolegą na jednej parze rolek, bo Mały ma, a kolega nie ma. Jeżdżą we dwóch. Każdy wkłada jedną rolkę i jeden but.
Kalina, będąca marcową sobą, wykańcza liście nenufarów na bagnisku. Kocia śpi, będąc sobą w 1000%, co potrafią tylko koty.
Jak być sobą w marcu? Robić, to co się lubi, wkładać w to serce, dziękować za to, że można właśnie tak.
Jest tak, jak powinno być.
- Bagno -
powiedział cicho Mokraczek. Wędrówka zmieniła go; wyszczuplał,
spoważniał, oczy zrobiły mu się smutniejsze. Jego odzienie było
porwane a twarz znaczyły pręgi od źdźbeł trawy i złośliwych
kłączy.
Patrzyli. Nad
ciemną wodą jak węże wznosiły się skręcone korzenie
olbrzymich osin, zanurzały się w topiel i wydobywały z niej,
ociekając błotem. Było duszno, ale powietrze wypełniał słodkawy
zapach; czarną toń pokrywały gęsto białe kwiaty lilii, jedna
przy drugiej.
- I co teraz
zrobimy? - zapytał Świetlik.
Mały
kronikarz wyprawy ciągnął ostatkiem sił. Piasek pod ich stopami
był czarny i bił z niego bagienny odór.
- Poszukajmy
żerdzi - powiedział wodnik - Długiej, mocnej żerdzi.
Za jej pomocą
przyciągnęli do brzegu jeden z kwiatów, po czym wsunęli się do
wnętrza, dygocząc ze zmęczenia. Rudolf odciął szczypcami łodygę,
a Świetlik żerdzią odepchnął się od brzegu.
- Jak cicho -
szepnął strwożony - Jak strasznie...