Ćwiczymy sztukę zbierania i sztukę odpuszczania i tracenia. Marchewki są ładne, a w ziemniakach jakieś niedoskonałości, dziurki i plamki. Została brukselka, ostatnia kapusta podzielona ze ślimakami. Piękne słoneczniki i dalie, ale już po truskawkach. A karczoch jest cudowny, ale kolczasty jak wyrzuty sumienia. Brzozy żółcieją, dzieci wyjeżdżają, kot się pakuje pod koc, bo koce już też wyciągnięte i gotowe do otulania chłodnych ranków.
Dynie grubaszą się na zagonku, coraz dorodniejsze.
Przekwitły ostatnie groszki, teraz pora astrów, które Ania Shirley wpinała we włosy. Na szczęście po wrześniu będzie październik, nie listopad i to pociesza serce.
Jestem dobra dla siebie i otulam się czym mogę, dostałam herbatkę ziołową monastyrską od Macierzanki i pora zaparzać w czajniczku i łapać te cichutko odchodzące, letnie światła. Czas dobroci!
Jeszcze trochę. Na szczęście w słoiczkach zamknięte i zaklęte lato i zostanie z nami nawet na listopady!
Dynie gubaszą się..... Kalino ależ to piękne, muszę zapamiętać
OdpowiedzUsuńTeż zwróciłam uwagę na to słowo... Piękne!
UsuńCoraz bliżej moja ulubiona jesień, u Ciebie już ją czuc ;))
OdpowiedzUsuńGrubaszą - czyli tyją nieprzyzwoicie, prawie że rubasznie - łądne :) U mnie już pranie nie chce schnąć mimo że słońce, czyli jesień :)
OdpowiedzUsuń