Bałam się jej i uwielbiałam ją. Szeleściła, jak sztywna karta papieru, pachniała czymś nieokreślonym, zimowym, uroczystym, opowiadała poduszkowe bajki z krainy Czarodzieja Pierzyny. Krochmalona pościel, zmieniana w domu tuż przed Bożym Narodzeniem.
W półmroku przedświtu, gdy moje pięć latarni mruga do mnie znad brzeziny i sosnowego zagajnika, krochmalenie pościeli wydaje się dziecięcym wspomnieniom czymś radosnym, magicznym i bardzo prostym. Pac, wróżka chrzestna machnęła różdżka i oto oblekają się kołdry i poduchy, szuu i oto zaściela się samo skrzypiące, ciemne łoże, nad którym ogród oliwny od lat drzemie na obrazie, ze szczupłymi dłońmi Boga wspartymi na modlącym się kamieniu. A wszystko pod iluzorycznym księżycem.
A przecież nie było łatwo, prawda? Nie było łazienki, bieżącej wody, zacny i czcigodny wychodek był na dworze, wodę na pranie pościeli brało się ze studni, gotowało w garze... zapach gotowanych pieluch z szarym mydłem, zapach prania z Frani, mydlin, krochmalu z ziemniaczanej mąki...mózg pamięta zapachy, odtwarza je jak skrupulatny buchalter pana Scrooga. A przecież dawały radę, babcie, mamy.
Prasowały to potem, na sztywną kartę przedziwnej księgi, zapisanej z jednej strony miłością, drugiej obowiązkiem. Pościel musiała być wykrochmalona i uprasowana na święta... nie było "nie chce mi się". Hafty richelieu. Koronki. Kołnierzyki koszul. Obrazki do kuchni, dobra gospodyni dom wesołym czyni. Boże, błogosław dom nasz.
Dzisiaj jest krochmal w sprayu. Mamy wspaniałe czasy! Jak łagodnie układa się serwetka pod gorącym oddechem żelazka, jak śpiewa para, ślizgają się po wykrochmalonej serwetce palce. Wyciągnęłam z szaf wszystkie haftowane pościele, serwetki, obrusiki. Patrzę na nie, czując się córką i wnuczką pracowitych rąk, które naniosły mój monogram na białą poduszkę. Nie muszę krochmalić. Moi chłopcy wolą flanelową, mięciutką pościel. A jednak ja sama wsunę się pod białą, pachnącą kartę płócienka dla pamięci, żeby zamykając oczy, poczuć radość Bożego Narodzenia. Tak dla siebie i dla wspomnień.
Dzyń, dzyń. Z dzwoneczkami sanie jadą od rzeki, przez ugory.
W tej rzece mama prała, nim dorobiono się Frani. Pod powiekami widzę biel śniegu - moją starszą siostrę wieziono po urodzeniu saniami ze szpitala, była zima stulecia i człowiek musiał iść przed saniami, torując drogę.
W pustej Frani Babcia zrobiła mi kojec, stryjeczny brat był w łóżeczku a starsza siostra już raczkowała. Babcia opiekowała się naszą trójką i krochmaliła pościel. Jestem dziewczynką z pralki. Za oknem śnieg, nad wykrochmaloną zasłonką.
Nie mam adwentowego kalendarza, ale tak sobie porannie wspominam kochane, pracowite ręce, których już nie ma. I rano biegnę do sklepu, kupić krochmal:)
Na zdjęciu na samej górze Babcia, Dziadek, mój Tato. Zdjęcie na samym dole - z archiwum Polskiego Radia.
No powiedz czemu Ty tak pięknie opisujesz i moje wspomnienia, no czemu??? Z nieba spadłaś jak wróżka jakaś ;)) tak samo było chociaż nie lubiłam tej sztywnej pościeli to na swój sposób ja uwielbiałam ;))) bo jednak lubimy do dzisiaj kojarzyć, wspominać i smaki i zapachy i zdarzenia z dzieciństwa, bo to jest nasz grunt pod nogami.
OdpowiedzUsuńuściski!
Wszystkie wróżki wypiszą się z klubu przez to porównanie:) Ładnie piszesz o tym gruncie pod nogami - odczuwam go bardziej z każdym rokiem. Nie wiem, czy to dojrzałość, czy coś gorszego:) Mam te same ambiwalentne odczucia wobec pościeli!
UsuńKrochmalona pościel to i moje wspomnienie z dzieciństwa. Jak ja wtedy nie lubiłam tej pościeli...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Zabieram cieplutkie pozdrowienia, bo dzisiaj u nas podwiewa i minus osiem rano było, przyda się bardzo. Wspomnienia z dzieciństwa mają to do siebie, że zarazem idealizują i mocno rozświetlają, nie darmo Stasiuk pisał o magnezji pamięci... tak działa pamięć.
UsuńLubię do Ciebie zaglądać Kalino ...mamy podobne wspomnienia .Kocham krochmaloną pościel ,chociaż dawno jej nie używałam , jutro pranie i krochmalenie ! Święta będą pachnieć Babcią .
OdpowiedzUsuńJa swoim dzieciom uszyłam( bardzo dawno temu) kalendarze i chociaż mają już 21 i 18 lat- nadal wieszam i wkładam czekoladki . Ciekawa jestem czy będą to pamiętały ,? Pozdrawiam E.K
W tych rytuałach jedni odnajdują spokój i kojącą rękę pamięci, inni wolą je zostawić w przeszłości i co najwyżej wspominać. Żyję dość impulsywnie, poddaję się temu, jak się rozwijam, zmieniam. Jeszcze dwa, trzy lata temu nie pisałabym o krochmalonej pościeli, dzisiaj ona sama przychodzi do mnie, takim tęsknym szeptem prosząc o uwagę. Odkąd mieszkamy w Kalinowie kilka razy co najmniej przemeblowałam dom, zmieniając kolory, meble, wyciągając czy chowając w szafach swoje skarby. Dzisiaj najbliżej mi do takiego domowego romantyzmu, jasnego i ciepłego, za dużo ciemnych tonów i twardości wokoło... wiec tak się ratuję. Mam nadzieję, że wybaczycie mi monotematyczność ostatnio:)
UsuńCudownie opisujesz swoje wspomnienia :))). Ja nie znosiłam nigdy krochmalonej pościeli. Czułam się przykryta papierem, do którego nie da się przytulić. Serwetki , owszem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiesz, Gigo, mnóstwo dzieciaków dzisiaj nawet nie wie, co to krochmalona pościel. To mnie zdumiało, gdy odkryłam, ze moi chłopcy moga nie wiedzieć... nie mówi sie o rzeczach oczywistych, a one sa oczywiste czasem tylko dla nas, to moje odkrycie. Musze nakryć Małego nakrochmaloną kołdrą i zapytać, czy ją lubi czy nie. Bardzo mnie ciekawi jego reakcja:)
UsuńBardzo lubię zajrzeć do Ciebie wieczorem, gdy migotliwy blask świec rozświetla kąty domu. Czytam powoli, odkrywając ze zdumieniem, że też wracam pamięcią do wspomnień świątecznych..u nas pościel mama przynosiła z magla - tato ją udamawiał, przytulając kołdrę obleczoną w wykrochmalony adamaszek do ogromnego kaflowego pieca, po chwili taką cudownie rozgrzaną pierzynką otulał mnie i brata.. i pamiętam jabłka pieczone w tzw. "duszy" - czyli miejscu z drzwiczkami nad paleniskiem, mniam...
OdpowiedzUsuńCoś pieknego, taka cieplutka, udomowiona pierzynka... to musi być wspaniałe wspomnienie. Ja musiałam sama rozgrzewać swoją kołdrę sobą, ech:) I pieczone jabłka... czarujesz:)
UsuńAch, swoim postem wypuściłaś z ukrycia tabun słodkich wspomnień, szaleją mi teraz po głowie :) Co prawda nie było już prania w rzece, bo do rzeki zbyt daleko, ale była woda wyciągana wiadrem na dłuuugim kiju ze studni - u Babci. A w domu rzeczona Frania mieszała z przejęciem naszą bieliznę. I krochmal, na pewno nie ze sklepu, na pewno domowy - jak robiony, nie wiem. Ale pamiętam te pierwsze noce, gdy kładłam się w gładziutką, szeleszczącą pościel - zawsze czułam się odświętnie, inaczej, szczęśliwie :) Może i ja wykrochmalę sobie w tym roku co nieco? Patrzę na zdjęcia - masz wspaniałą haftowaną spuściznę, żal ją trzymać w szafie! Powinna się starzeć wraz z właścicielami, a nie w zapomnieniu na półce. Pozdrawiam bardzo serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTabun słodkich wspomnień:)
UsuńWykrochmal choć serwetkę! A ja dzisiaj pierniczkuję, więc mnie właściwie nie ma, daję się wciągać pierniczkom do dna marzeń:)
A u nas też nosiło się pościel do magla na sąsiedniej ulicy. Następnie nawijało się ją na drewniane wałki. Potem kręciło się korbą, przemieszczając z hurgotem ogromne skrzynie wypełnione kamieniami. I niosło się do domu zawiniątko okręcone prześcieradłem, jak dziecko w powijakach. Może dlatego pościel krochmalona nie była zbyt sztywna. A krochmal do dzisiaj robię sama z mąki ziemniaczanej, ale tylko do serwetek.
OdpowiedzUsuńZawsze mnie ciekawił magiel, na wsi tego nie było^^ Ale mam w domu żelazka na duszę węglową i jak na nie patrzę, to nie mogę się nadziwić, jak tym prasowano batysty czy jedwabie? Bo siermieżne lny to jeszcze:) Pozdrowienia, Jagódko.
UsuńDo batystów były takie mniejsze żelazka żeliwne, bez duszy. Stawiało się je na gorącym piecyku i sprawdzało temperaturę poślinionym palcem. Mam takie jedno...
OdpowiedzUsuńPiękny tekst. Taka pościel ma swój urok. Uwielbiam jej zapach. Moja mama i babcia nadal oddają pościel do magla. My już tylko kolorowej, ikeowskiej używamy, której nawet nie prasuję bo brak chęci i czasu...
OdpowiedzUsuńKrochmalna pościel idealna jest na prezent ślubny lub na rocznicę dla rodziców, kupowałam swoim w polskim sklep z kołdrami w Krakowie i rodzicom się spodobała, to coś oryginalnego na prezent, a zarazem dobrego i wygodnego bo pościel jest miła w dotyku i w niepowtarzalnych wzorkach ;p nie to co teraz z poliestru robią na bazarze
OdpowiedzUsuńA na mniejsze okazje jak np. Walentynki może być to pościel młodzieżowa... Ładne, oryginalne wzory z pewnością przypadną do gustu wielu osobom.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam zapach krochmalonej pościeli i do tego przepuszczonej przez magiel. Jednak jeszcze bardzo ważna jest sama kołdra. U nas dominuje kołdra całoroczna https://senpo.pl/koldry/koldry-naturalne/caloroczne-koldry-naturalne i idealnie sprawdza się zimą i latem.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię pościel wełnianą. Ten materiał jest bardzo miękki w dotyku, dlatego świetnie się sprawdza do snu.
OdpowiedzUsuńhttps://indygosklep.pl/