„W jednym człowieczym dniu jest
czasu suma cała […]
Panie, odwagą i radością obdarz nas
Dla pokonania góry tego dnia”
I Musierowiczową:
„Pamiętasz, co twój dziadek mawia? Że uśmiech bywa aktem męstwa, że smutek to słabość, to postawa zbyt wygodna. Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to mi dopiero odwaga”.
Noc układa się za szybą, na parapecie, bardziej zielonooka, niż nasza kotka, którą zaczynam z upodobaniem nazywać Baryłką, ze względu na osiągane okrągłości.
Oglądam fotografie, które są dla mnie cenniejsze, niż kohinoory. Moi dziadkowie.

Mogę żałować, że nie będzie już spacerów z Dziadziusiem po ogrodzie, rozmów w lipcową niedzielę, ale wolę zbierać skrzętnie wspomnienia, jak kobieta swoje klejnoty do szkatułki, cieszyć się tym, co udało mi się zapamiętać i opowiadać dzieciom, jak Dziadziuś walczył w czasie wojny, jak spotkał Babcię, wracając do zrujnowanego domu, jak po wojnie sadzili razem sad, jakim był człowiekiem, czego nas uczył...
Zapisuję, bo zapominam, staję bezradna z tą garścią wspomnień, składającą się z zapachów, emocji, czegoś tak niewyrażalnego, że zasupłuję się z tym w środku i idę popłakać pod brzozy. Bo te wspomnienia pamięta mała Kalina, a ja jestem Kaliną dorosłą i muszę pamiętac teraz ich wszystkich i to wszystko - tę małą siebie, pamiętającą ich, swój zachwyt i ufność, ich w jej - mojej głowie. I robi się tego pamiętania za dużo, jak matrioszka w matrioszce, więc patrzę na zdjęcia, a potem je odkładam, idę w las i po prostu zamykam oczy, a oni są, na zawsze, nasi ukochani, ich uśmiechy, trwanie i miłość.
Na zdjęciu po lewej - mama i dziadziusiowe lilie.
Dziadkowie ze strony Taty. Tata w środku. Zdążyliśmy z Dużym nagrać opowieści Babci na dyktafon, powstała z tego długa historia. Czytam ją po wielokroć, szukając błogosławionej sumy czasu w każdym z jej ciężkich, pracowitych dni; mojej silnej, upartej, niepoddającej się nigdy, kochanej Babci...
Matka moja zmarła w 35 roku. Po matce pozostała bardzo dobra
maszyna do szycia, taka, że wszystko szyła i cienkie, i grube,
nawet kożuchy. Potem jak matka zmarła, krawiec z Bielska chciał
dać nową maszynę damską singer za tę maszynę matki. A ojciec
nie dał. I ja sobie przemyślałam, że do szkoły iść ze wsi,
biedna? Ja nie dorównam dzieciom z miasta, bo trzeba było jednakowe
ubranie mieć, taki mundur, granatowa spódniczka plisowana i bluzka
z kołnierzem marynarskim granatowa lub biała. I to wszystko
jednakowe. Na początek roku może dam radę, bo ojciec był woźnym
w szkole, to kupi. Ale potem zmieniać i palto na zimę i buty, i
wszystko, i książki do nauczania, nie dam rady, co to 15 złotych
miesięcznie. To za mało na naukę. No i ja przyszłam do szkoły do
kierownika i mówię: nie zgadzam się, nie dla mnie ta szkoła. Ja
po matce mam maszynę, wyuczę się, a krawcowa 120 złotych zarabia,
ojciec mnie wyuczy, pójdę do Zabłudowa, wynajmę mieszkanie i tam
będę pracowała i chrześniakiem opiekowała się, bo ja w 14 lat
już chrześniaka miałam.
„[...]W 18 lat za mąż wyszłam, mąż mój Stefan felczer był. My zaraz przyjechaliśmy tutaj w listopadzie. U
Niczyporuków mieszkaliśmy, pożydowski dom, co żył wcześniej
Lejbka, Żyd, jeden pokój my zajmowaliśmy. I tak myślę: Boże, trzeba jakoś mnie pójść do pracy. I
jedna z Doratynki była dziewczyna, dwie siostry mieszkały, jedna w
gminie jako kasjerka pracowała. Raz przychodzi do mnie i pytam się:
pani Leszczyńska, jakie pani wykształcenie ma? A ona mówi:
podstawowe. I tak pomyślałam, że jak podstawowe, to i ja będę
pracować. Marzyłam do pracy. Prosiłam męża, żeby załatwił, bo
wójt do nas przychodził, złożyłam podanie i załatwili mnie
odmownie. I dawaj ja prosić. I przyjęli mnie do pracy, w 48 roku przyjęli.”
(...)
„[...]Pracowałam na różnych stanowiskach. I w referacie wojskowym i w
księgowości, i w podatkowym i w ewidencji ludności.(...)
U nas stójka była, furmanka. Czy pojechać na wieś, czy gdzieś,
to my jechaliśmy. To żeleźniaki były, te furmanki.
Organizowaliśmy w gminie, czynem drogę robić. Wszystkie zakłady i
sołtys ludzi mobilizował, i czynem drogę robili. Bruk. I ja
pracowałam przy tym bruku(...)
Zorganizowali my też taką Ligę Kobiet, ja w tym byłam.
Potem na Koło Gospodyń Wiejskich przemienili.
Organizowaliśmy to my, same kobiety - ja, Zosia Szachiewicz,
jej siostra, Zubrycka, inne kobiety - przedstawialiśmy na
wieczorkach, takie występy i pieniądze zbierali na biednych. Bo tej
biedy po wojnie pełno było.”
Na zdjęciu z lewej mama, dwudziestoletnia. Niżej Babcia Józia, taką ją pamiętam... stolnicę po pierogach szoruje.

Czasie, źródło przejrzyste, nie wysychaj. Potrzebuję pamięci, tych wspomnień, żeby wiedzieć, dlaczego jestem, jaka jestem, dlaczego próbuję z determinacją na piachach podlaskich wyhodować lilie Józefa, czemu mam siłę, by wstać rano, piec chleb, czytać wiersze, składać drzewo, cieszyć się światem. Czemu kocham lipy, róże i zaśpiew dzwonów? Jaskółki? Ktoś mnie tego nauczył, ktoś zostawił dla mnie to dziedzictwo, nie tylko pamięć, ale i nawyki, codzienne wybory, że postąpię tak, a nie inaczej, bo oni tam są, patrzą na mnie z uśmiechem. I te domowe, rodzinne przykazania, to coś takiego, jak w przykazaniach domowych Rodziewiczówny: czcij i zachowaj ciszę, pogodę i spokój domu tego. To zostaje w człowieku na zawsze.
Listopadowy, spokojny wieczór, czytam Borgesa, oglądam fotografie. Jutro szczególne święto, dzień wspomnień.
Ufnie dziecinne stopy wstępują w ślady dorosłych, dobrych ludzi, którzy byli dla niego jak jasny promień.
Piszesz tak pięknie, że mnie peszysz trochę i często nie wiem, co powiedzieć, by nie był to banał.
OdpowiedzUsuńTo powiem tylko, że Duży podobny do Dziadka bardzo. Pomyślałam o tym, zanim przeczytałam Twoje słowa. Radości w tym dniu!
Pięknie :) jestem wzruszona :)
OdpowiedzUsuńTa ciągłość czasu trwa ...Duży jak Dziadek ,jak Kalina jak twoja wnuczka , wnuk ,prawnuk, ta sama uroda , wrażliwość ,zachwyt nad światem .Dobrze ,że mamy swoje dziedzictwo ,historię ,odniesienie .Pozdrawiam ciepło !
OdpowiedzUsuńKalino dziękuję :) - dzięki Tobie zatrzymałam się w biegu, zapatrzyłam na otulony listopadową mgłą ogród i zatęskniłam.. odkurzyłam wspomnienia nanizane na sznur korali i przeglądam w myślach.. czas płynie, cieszmy się sobą i celebrujmy chwile..
OdpowiedzUsuńKalinko, już kiedyś pisałam, że zainspirowałaś mnie do spisania wspomnień o moich dziadkach, choć ja mogłam cieszyć się w dzieciństwie tylko jedną babcią... Ty piszesz tak pięknie, że wzruszenie serce ściska... Ta ciągłość pokoleń jest wspaniała i piękne jest to, że twoje dzieci chcą tą pamięć zachować. Duży faktycznie ma coś z Dziadka:))
OdpowiedzUsuńJestem bardzo wzruszona. Często tak właśnie wspominam moich Dziadków, jednak nie potrafię moich myśli i emocji ubrać w słowa. Gdybym potrafiła, tak właśnie bym napisała. Dziękuję Ci.
OdpowiedzUsuńWspomnienia...bezcenne. Szkoda, ze tak jak Ty, nie pomyślałam o nagrywaniu swoich dziadków.
OdpowiedzUsuńKalino,piękne wspomnienia...szczęśliwe dzieciństwo,to posag na całe życie.
OdpowiedzUsuńCała jesteś poezją:)
Wspominasz Rodziewiczównę,którą uwielbiam,jest dla mnie wzorem do naśladowania.
P.Lawenda.