04 września 2015

Wczoraj, dziś i jutro

Cicho, spokojnie, pada deszcz. Takim równym rytmem, jak marsz zaciężnych wojsk.  Niemal czuje się, jak ziemia wzdycha z ulgą,  jak piją tę wodę schnące brzozy, sumaki i świerki, przyschnięte  trawy, forsycje o smętnych resztach liści, zbrązowiałe paprocie. To, co w ogrodzie było pysznego, wspaniałego, wychuchanego i pielęgnowanego, przyschło cicho i bez nadziei. Ale pospolity ludek chwaściano - łąkowy ma się całkiem dobrze. Wrotycze są złote, nawłoć triumfuje, ostróżeczki polne, zioła,  baldachy aminków, cynie i astry, lebiodka, cykorie - nadal cieszą kolorami,  teraz dodatkowo wypłukane deszczem. Sosny też stroszą zawadiacko grynszpanowe igły, kto wie, może grzyby będą po  deszczu?

Kawa pachnie, lampka się pali, stos papierów czeka, analizy wyników i zeszyty. Za nami pierwsze dni szkoły, ślizgające się na wyfroterowanych podłogach, chwalące się nowymi plecakami i piórnikami z batmanem i minionkami. Już została zbita szyba przy sali gimnastycznej, już popłynęły pierwsze łzy, już czerwony długopis dotknął nowych zeszytów. Korytarzem na stołówkę idą przedszkolaki i płaczą, gromadka piskląt wśród wrzawy wypuszczonej na przerwę dziatwy. Czy nie tak dawno Duży trzymał się kaloryfera przed drzwiami przedszkola i zawodził, by nie zostawiać go samego? I nie tak dawno Średni dreptał przy mnie ze szkoły, dopytując się o to, czy ślimaki mogłyby ewentualnie latać i co by wtedy było?

Nie wiem, gdzie się podziały te wszystkie lata, pewnie popędziły po wyfroterowanej podłodze. Przeminęło z malinami i wiatrem kolejne lato, a cichy deszcz tłumaczy mi, że przecież wiedziałaś. Wiedzieliśmy, Lemuelu, że prawdziwi podróżni, poszukujący Wyspy Harf i Zaginionego Pałacu nigdy nie powracają, nigdy. Kupowaliśmy nowe piórniki i odkładali podłożone spodnie, nawet nie próbując udawać, że wierzymy Szekspirowi: i wieczne lato świeci w moim państwie. 
Ale na swój sposób on miał rację, prawda? Wieczne lato świeci i wędrowcy powracają. Jakby w każdym moich dużym synu był ten mniejszy, a w nim jeszcze mniejszy, jak rosyjskie matrioszki, chowające się w sobie. Duży, wkładający Elfowi obrączkę na palec mieści w sobie Dużego, walczącego na szpady z łopianem i Dużego, chlipiącego przy przedszkolnym kaloryferze, i Dużego, którego trzymam w ramionach, delikatnie, aż uśnie. Średni mieści w sobie wszystkich Średnich ze ślimakami, wierszami, "bój się mnie, robaku" i okrągłą buzią zdziwionego chochlika. Mały podnoszący rękę do odpowiedzi skrywa Małego, pakującego się w każde tekturowe pudło i pytającego, czy ma zupka nogi?
Jakbym była matką wielu synów, jednocześnie świętującą wczoraj, dziś i jutro.
Ich i moje.


Mały, Średni i Duży w czasach zamierzchłych. I małe zerknięcie do archiwum:


Rok 2007. Opowiadam  maluchowi przed snem.
W rozpaczy, jako że opowiadanie trwa już długo,
jak tonący brzytwy chwytam się znajomych wierszyków.
Padło na Tuwima.
- Miauczy kotek miau,
coś ty kotku miał?
Miałem ja miseczkę mleczka…
- Ogujtu?- przerywa mi Mały z zaciekawieniem.
- Nie, nie jogurtu, mleczka.
- Z chjupkami?
- Bez chrupek.
- Kasi?
- Nie, nie kaszy. Mleczko miał kotek.
- Gojońcie?
- Ciepłe.
- Bakuś?
- Nie miał kotek bakusia. Mleczko. Tylko mleczko.
- Piesiek?
- Nie wiem, co miał piesek. Może kość. Możemy czytać o kotku?
- Ość?
- Może mięsko.
- Basi?
- Może kiełbasy miał, nie wiem.  Dasz mi skończyć wierszyk w końcu czy nie?
- Dasz. Nie.
….
Zapomniałam, że następna dociekliwa jednostka
 mi w domu rośnie….

2 komentarze:

  1. Jednakże myślę, że to wina Tuwima troszeczkę, bo mało precyzyjny był jak na dociekliwe umysły dziecięce...

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę spisywałaś te wszystkie dziecięce dialogi??? Cudownie :) Takie archiwum to prawdziwy skarb :)
    U nas też posiąpiło, a wrześniowy dzień ze słońcem i deszczem nareszcie podobny do polskiej końcówki lata - co za ulga!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)